15 grudnia 2016

Od Ren'y "Koszmar"

„Gdzie ja jestem?” - To pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy, gdy rozglądałam się po pokoju. W pomieszczeniu było niesłychanie gorąco a w dodatku nie przenikniona ciemność sprawiały, że czułam jakby opuszczały mnie siły. Rozejrzawszy się, dostrzegłam drewniane drzwi. Podniosłam się z posadzki i ruszyłam w ich stronę. Na szczęście były otwarte. Mimo oślepiającego światła postawiłam zdecydowany krok w przód i to był mój błąd. Nie poczułam żadnego podłoża. Próbowałam  złapać się framugi drzwi. Nie zdążyłam. Zaczęłam spadać. Gdy tylko próbowałam otworzyć oczy tajemniczy, blask zamykał je. Powietrze stało się gęste, trudne do oddychania, a do moich uszu zaczęły docierać zniekształcone głosy. Krzyczały, płakały, śmiały się, radziły... Nie pamiętam co dokładnie mówiły.
Rena... - szepnął z czułością jeden z nich. Powtórzył jeszcze parę razy. Za każdym razem czułam się coraz spokojniejsza. Miałam wrażenie, że skądś go znam lecz nie mogłam go sobie przypomnieć.
Rena, obudź się.  - usłyszałam ciepły, kobiecy głos. Był on zachrypnięty mimo to  dla mnie brzmiał piękniej niż koncert słowika.
Zaraz po tych słowach poczułam grunt. Otworzyłam lekko oczy. Światło już tak nie raziło, więc rozejrzałam się. Siedziałam na kwiatowym kobiercu obok mnie stała własnej roboty harfa. Na resztę nie warto było patrzeć – wszędzie gdzie okiem sięgnęłam snuła się biała pustka. Lekko musnęłam jedną ze strun, gdy miejsce spowiła mgła.
Pięknie grasz. - znów się odezwał głos.
Znów szarpnęłam tą samą strunę, tym razem troszkę mocniej, a głos znów przemówił
Skarbie, zostań tutaj z Tsuru i słuchaj się brata. Idę na polowanie. Wrócę niedługo. -każdym kolejnym słowem stawał się on słabszy i cichszy. Nagle przeszył mnie nie pokój. Odsunęłam się od harfy i wstałam. Chciałam znaleźć wyjście jednak za każdym razem wracałam do tego samego miejsca. Znużona spoczęłam na kobiercu i w milczeniu wpatrywałam się w śnieżnobiałą pustkę. Trwało to tak długo,że straciłam rachubę gdy w ten z mgły wyłoniły się cztery małe tygryski. Zawsze gdy kierowałam na nie oczy mój wzrok stawał się zniekształcony i zamglony. Największy z nich zbliżył się do mnie. Wctym samym czasie usłyszałam szepty dziecięcych głosików. Kociak zahaczył o mą rękę po czym otarł się o Harfę.
Siostro, zagraj coś. - usłyszałam chłopięcy głosik.
Prosimy...
Tak, prosimy! - błagał dziewczęcy.
Rena, zrobisz to dla nas? Tak ładnie grasz.
Uległam. Do tej pory tego żałuję. Podeszłam do instrumentu. Kocięta przysiadły się nie daleko mnie. Leniwie zahaczałam to o jedną to o drugą strunę dopóki nie milkły. W końcu zaczęłam mocniej i szybciej ciągnąć struny sprawiając by melodia nabrała tempa. Wtedy też moje palce przestały należeć do mnie. Wbrew mnie zaczęły one szarpać tak mocno jakby chciały powyrywać je wszystkie,sprawiając że to co wcześniej było muzyką teraz nawet „rzępolenie” byłoby pochwałą. Pociemniało a przerażone tygryski uciekły. Ja trwałam w obłędzie nie mogąc przestać. Struny stały się ostre niczym brzytwa. Każde szarpnięcie sprawiało mi wielki ból. Nawet kwiaty nie wytrzymały mojej gry i zwiędły. Mgła stała się gęstsza, a powietrze jeszcze rzadsze. Temperatura rosła aż w końcu struny pękły a po moich palcach ciekła ciepła krew. Odzyskałam władzę nad ciałem. Ciecz nie przestawała płynąć. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tamtego chorego miejsca. Ruszyłam w głąb mgły z nadzieją że znajdę wyjście – daremnie. Myślałam , że szlak mnie trafi gdy znalazłam ślady mojej własnej krwi. Mimo to ruszyłam za nimi z iskierką nadziei, że w punkcie startu jest wyjście którego nie zauważyłam. Jakaż ja głupia. Krwi było już tak dużo, że brodziłam w niej po kostki. W końcu mgła zrzedła.
Obiecuję... - ledwo wysapał głos, który w ty samym momencie zmroził me serce. Ujrzałam ciało mojej matki. Zmasakrowane, bez nawet cienia życia ciało tygrysicy. Przestałam normalnie myśleć. Ślady kłów. To musiały być te przeklęte wilki. Szukałam, błądziłam ale wciąż polowałam na sprawce. Moje ciało... jakby ciało bestii. Nie mogłam się opanować. Przewracałam się, podnosiłam i biegłam. Szukałam i polowałam. Chciałam się zemścić.
Już wystarczy, już jest dobrze. - przeszył me myśli głos chłopca. Ten sam co wcześniej. Zaczęłam się jeszcze żywiej tropić mordercę.
Nie jesteś już zmęczona? Dlaczego nie przestaniesz? Poddaj się. Zemsta do niczego nie prowadzi Rena.
Zamknij się, Tsuru. -krzyknęłam. Upadłam na kolana. Dopiero teraz poznałam głos mojego brata. Więcej się nie odezwałam.
W takim razie... idę pierwszy czyż nie? Będę... na was czekał... -odparł z trudem łapiąc oddech, tym razem już dojrzały głos Tsuru. To były jego ostatnie słowa jakie wypowiedział przed śmiercią. Mimo zaciśniętych uszu doskonale słyszałam kolejne słowa pożegnalne mego rodzeństwa. Miałam dość. Nim ostatnia z nich dokończyła swój monolog poderwałam się na nogi i zaczęłam z krzykiem biec nie przejmując się że brudzę krwią moje jedyne ubranie.
Nagle poczułam wielki ból głowy, po czym wszystko znikło. Otworzyłam oczy lekko zdezorientowana. Obok mnie leżał kamień. Naprzeciw mnie stała Hope z pogardliwą miną. Rozejrzałam się dla pewności wokół siebie. Byłam na polanie w środku lasu, gdzie mam w zwyczaju robić sobie drzemki podczas roboty. Upał dawał mi nieźle w kość przez co usiałam mieć głupią minę. Widząc moją reakcję, zazwyczaj milcząca wadera „zaszczyciła” mnie rzucając w mą stronę groźbę, że jeśli jeszcze raz przyłapie mnie na obijaniu się w robocie pożałuję. Czasem jednak lepiej, żeby sen pozostał tylko snem.

2 komentarze:

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits