Przekręciłam się z boku na bok żeby znaleźć lepszą pozycję.
Nie udało mi się, bo powstrzymał mnie ból głowy. Moja biedna główka, bolała jak
nigdy dotąd. Czyżbym znów miała kaca? To było całkiem prawdopodobne i mogłam
brać to pod uwagę. Ale w przeciwieństwie do zwykłego kaca, nie chciało mi się
wymiotować ani nie było mu niedobrze. Przyłożyłam dłoń do tyłu głowy. Auć.
Miałam tam niezłego guza, ktoś musiał mnie czymś uderzyć. Podniosłam się do
pozycji siedzącej i rozejrzałam naokoło. Było jednak tak ciemno, że nie
widziałam nawet czubka własnego nosa.
Pstryknęłam palcami a obok mnie pojawił się drobny, jasny
płomyk. Rozświetlił on małą przestrzeń na około mnie. Otaczały mnie trzy
kamienne ściany, były zimne i chropowate – jakby wykute. Temperatura
sugerowała, że jestem gdzieś pod ziemią. Płomyk oświetlił przestrzeń przede
mną. To były kraty? Jak w jakimś więzieniu. Ale chyba w normalnym
zakładzie karnym, ściany nie byłyby litą skałą. Może to jakieś lochy? Jeśli
tak, to jestem na Delcie. Próbowałam przypomnieć sobie co działo się wcześniej,
jednak moja głowa była zupełnie pusta. To może jednak to był kac? A może
się naćpałam i teraz leżę gdzieś w rowie i majaczę? Powoli, opierając się o
ścianę, wstałam. Czułam jakby zaraz miała wybuchnąć mi głowa, jakby siedział w
niej mały arab z kebabem i szykował się do detonacji bomby.
Ale jakoś udało mi się utrzymać na nogach. Powoli podeszłam
do krat. Po lewej znajdowały się stalowe drzwi, które na szczęście nie były
zamknięte. Pchnęłam je mocno a one ustąpiły skrzypiąc. Powoli wyszłam na
korytarz. Sklepienie było niskie, mogłam dotknąć go palcami. Po obu stronach
korytarza znajdowały się kolejne puste cele. Ignorując ból głowy, udałam
się korytarzem, licząc, że znajdę tam jakieś wyjście. Rzeczywiście, po kilku minutach
dreptania przed siebie, natrafiłam na kolejne drzwi ze stali. Te jednak
zamknięte były na klucz i nie byłam w stanie ich otworzyć. Chciałam rozwalić je
mieczem, jednak spostrzegłam, że nie mam go przy sobie. Byłam pewna, że
nigdzie go nie odkładam przed pobudką w tym miejscu.
Weszłam do kilku cel, wszystkie wyglądały tak samo,
śmierdziały stęchlizną. Następnie zaczęłam oglądać ściany, licząc, że znajdę
klucz do drzwi zawieszony na jakiś haczyku. Moja ręką natrafiła na mój cel –
klucz był cały zardzewiały. Pasował do drzwi. Otworzyłam je I znalazłam się w
przestronnym pomieszczeniu. Przez dziurę w kamiennym dachu prześwitywało
światło, które oświetlało... smoka śpiącego na samym środku pokoju. Wszędzie
walały się monety i złote przedmioty. A tuż przy smoki leżał mój miecz! Powoli
zaczynałam przypominać sobie co tu robię. Ta gnida ukradła mój miecz! Przechadzałam
się po Delcie, gdy ta kreatura zaatakowała mnie i podpierniczyła miecz! A gdy
zaczęłam go gonić, wpadłam do owych lochów i uderzając o podłogę, zemdlałam. A co
robiłam w celi? Pewnie mnie tam zaniósł, gdy straciłam przytomność.
Po chwili namysłu, krok po kroku zaczęłam zbliżać się do
smoka. Wreszcie znalazłam się tuż przy moim meczu. Podniosłam go
ostrożnie. Musiałam jakoś się stąd wydostać a jedyną drogą ucieczki była chyba
dziura w sklepieniu. Ale żeby się tam dostać, musiałam wspiąć się po śpiący
smoku.
Jego jasne, błękitne łuski błyszczały w świetle. Delikatnie
dotknęłam smoka i zaczęłam wspinaczkę. Wdrapałam się na plecy gada, gdy ten
nagle otworzył jedno oko i spojrzał na mnie.
Skoczyła do góry i złapałam się krawędzi dziury. Podciągałam
się, gdy smok złapał mnie łapą za nogę i pociągnął w dół.
Spadłam na ziemie. Potwór zaczął krążyć wkoło mnie.
Gad skoczył w moją stronę. Uciekłam, jednak smok zaczął mnie
gonić. Po drodze obijał się o wszystkie ściany i kolumny, które jedna po
drugiej zaczynały się walić. Musiałam uważać, by kawałki skały we mnie nie
trafiły, bo to mogło się źle skończyć. Przed sobą ujrzałam kilka kawałków ścian
i kolumn, po których mogłam spokojnie wspiąć się do wyjścia. Zaczęłam wdrapywać
się na górę. Stojąc na samym czubku, ujrzałam jak spory kawał skały spada
prosto na smoka. Gad został przygnieciony, spojrzał na mnie wściekły.
Wystawiłam mu język, po co w ogóle kradł mi miecz?!
- Oddaj mi tą broń! – wycharczał.
- Po co? – spytałam zdziwiona.
- Bo jest magiczny! – warknął smok.
Spojrzałam na swoją broń z lekkim zdziwieniem.
- Ta kupa metalu?
Przecież to najzwyklejsza broń jaka może być.
- Ale on płonie! Na pewno ma jakieś właściwości.
Spojrzałam na smoka jak na idiotę.
- Ale wiesz, że on tak się jara tylko dzięki moim mocom?
Smok osłupiał. Spojrzał na mnie niezadowolony, a ja,
najspokojniej w świecie wyszłam na zewnątrz i dziarskim krokiem udałam się
gdzieś, gdzie tych okropnych poczwar nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!