W życiu robiłam wiele szalonych rzeczy, ale nigdy jeszcze
nie leciałam saniami świętego Mikołaja z członkiem obcej watahy. Max nie
wyglądał na zbyt zadowolonego. Cały czas łypał podejrzanie na elfa kierującego
saniami. Cały cyrk zaczął się od Darka, którego to doszły słuchy, że zaginął sam
święty Mikołaj. Oczywiście kogo wysłał na ratunek? Mnie. A co robił tu Max? A
cholera wie! Przechodził akurat, więc Dark zwerbował go do misji. Nie znałam go
zbyt dobrze, jednak dość szybko się dogadaliśmy i jakoś nam szło. I teraz
właśnie oboje krzyczeliśmy przerażeni, próbując nie patrzeć w dół. Max bez
przerwy darł się na elfa, ja natomiast trzymałam się kurczowo wszystkiego co
miałam pod ręką, byleby tylko nie wypaść.
Podróż zajęła jakieś dwie godziny. Gdy wylądowaliśmy,
wyskoczyłam z sań i przywarłam do ziemi. Ja tym gównem nie wracam! Max zataczał
się, wyglądał na nieźle oszołomionego. No cóż, sanie pędziły kilkaset kilometrów na godzinę albo i więcej.
Elf zaprowadził nas do kwatery głównej. Było to duże
pomieszczenie, w którym krzątało się jeszcze więcej małych, słodkich elfików. Nie
zadawaliśmy pytań, już sam fakt istnienia świętego mikołaja był zadziwiający. Elfy
nie wiedziały co mogło stać się z Mikołajem. Opowiedziały, że dwa dni temu zniknął i nikt nie mógł go odnaleźć. Prawdopodobnie został porwany, jednak nie wiadomo było, gdzie miałby teraz być.
- To co robimy?- spytałam Maxa.
- Może przeszukajmy całą okolicę?
Skinęłam głową. Był to dobry pomysł, lepiej przecież samemu rozeznać się w terenie a nie polegać na tych małych skrzatach, Po trzech godzinach wciąż nie było śladu
Mikołaja. Spotkałam się z Maxem na głównym placu, tuż przed siedzibą główną.
- I jak?
- Nic – odpowiedziałam zawiedziona.
Przysiedliśmy na ławce. Wcześniej oczywiście odgarnęliśmy z
niej śnieg.
- Może jednak ktoś go porwał?
- Eh, ale niby kto?
Wzruszyłam ramionami.
- Niezły mają tu bałagan – wskazałam na przewrócony śmietnik
w małym zaułku.
Max przekrzywił głowę.
- Owszem.
Wstał i podszedł do śmietnika. Powlokłam się za nim i
spojrzałam mu przez ramie.
- Czyli zagadka wyjaśniona? – mruknął Max.
- Mikołaj to alkoholik?!
Tak, święty leżał na ziemi, wszędzie walały się butelki alkoholu
a od samego Mikołaja nieźle waliło. Chyba miał kaca. Wyglądał ohydnie. Całe dzieciństwo zniszczone. Złapaliśmy za ręce mężczyznę i pociągnęliśmy go w kierunku kwatery głównej. Zapukaliśmy do drzwi.
Otworzył jeden z elfów i spojrzał na nas z uśmiechem. Szybko jednak jego wyraz
twarzy się zmienił. Gdy tylko zobaczył Mikołaja, skrzywił się, jakby z
niezadowolenia. Zatrzasnął nam drzwi przed nosem. Spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem, myśleliśmy przecież, że będą się cieszyć. Nagle ktoś uderzył mnie od tyłu w głowę i straciłam przytomność.
\\\
Przewróciłam się na drugi bok. Ziemia była zimna i
niewygodna, coś uwierało mnie w ręce i nogi. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się
naokoło. Ktoś leżał obok mnie. Max? Podniosłam się do pozycji siedzącej. Bolała
mnie głowa. Spojrzałam na swoje nadgarstki – związane? To samo z nogami. Max
wyglądał podobnie. Podpełzłam do niego i dziugnęłam go w policzek. Skrzywił się
i odwrócił na drugi bok. Tym razem klepnęłam go w plecy. Powoli ziewnął i
otworzył oczy. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Gdzie jesteśmy? – mruknął po chwili.
- Zostaliśmy porwani! - powiedziałam bez zbędnych wstępów.
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Przez kogo?!
- Chyba zostaliśmy porwani… przez elfy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!