Siedziałem sobie w kawiarni i małymi łyczkami popijałem gorący napój. Za
oknem pogoda dawała się we znaki - wiatr strącał pozostałe liście z
drzew, a chłód przenikał nawet przez gruby mur budynku. Siedziałem w
środku wystarczająco długo, by skostniałe z zimna palce odzyskały swój
naturalny kolor.
Rozejrzałem się po lokalu. Niemal każdy stolik otoczony był przez
klientów. którzy podobnie jak ja choć na chwilę chcieli uciec przed tą
złośliwą pogodą.
Westchnąłem głęboko i znów wyjrzałem przez okno. Moją uwagę przykuł ruch
u wylotu jednej z uliczek. Po krótkiej chwili wyszła z niej jasnowłosa
dziewczyna. Dopiero kiedy zbliżyła się odrobinę do okna rozpoznałem ją.
To była Rosie, członkini Watahy Karmazynowej Nocy.
Gdy tylko opuściła wylot uliczki, silny podmuch wiatru omal nie zwalił
jej z nóg. Kiedy znalazła się dostatecznie blisko, zastukałem lekko w
szybę. Dziewczyna odwróciła się natychmiast w moją stronę, a gdy mnie
zobaczyła, przez jej twarz przebiegło coś na wyraz ulgi i... nie wiem,
jak można to zinterpretować.
Po chwili usłyszałem dźwięk dzwonków zawieszonych nad drzwiami. Później
dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko mnie, po drodze zamawiając
herbatę.
- Co za kijowa pogoda... - wymamrotała pod nosem, ściągając czapkę.
Spojrzałem na zaczerwieniony od zimna nos i policzki dziewczyny. To, w
połączeniu z jej jasną cerą, przypominało mi twarz porcelanowej lalki.
Rosie, jakby wyczuwając mój wzrok, spojrzała na mnie.
- Bez komentarza. - Powiedziała.
- Przecież nic nie mówię. - Zaoponowałem.
Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby chciała coś powiedzieć, jednak w
tym momencie pojawiła się kelnerka z zamówioną przed chwilą herbatą.
- Proszę bardzo. - Zaświergotała radosnym głosem, odwróciła się na pięcie i tanecznym krokiem ruszyła w stronę lady.
Rosie bez chwili wahania złapała kubek w obie ręce i przyłożyła go do ust. Małymi łyczkami zaczęła sączyć napój.
- Matko, jakie to dobre... - wymruczała niczym kot.
Zmarszczyłem brwi. Jak można się tak zachwycać gorzką herbatą?
Spojrzałem na dziewczynę. Ona natomiast najpierw szeroko otworzyła oczy, po czym podniosła wzrok i przyjrzała mi się uważnie.
Siedzieliśmy tak w milczeniu, patrząc na siebie. Im dłużej trwała cisza, tym miałem gorsze przeczucia.
- Rosie, wszystko OK? - zapytałem.
Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Zamiast tego wstała i usiadła się obok mnie.
- O co chodzi? - zapytałem.
Jednak i tym razem nie uzyskałem odpowiedzi. Chyba że za odpowiedź można uznać przyssanie się do mojego ramienia.
Rozejrzałem się po lokalu, jakby ktoś mógł mi udzielić odpowiedzi na to,
co stało się z dziewczyną. Napotkałem wzrok kelnerki, która przyniosła
ów napój. Ta uśmiechnęła się złośliwie, ukazując rząd białych i zapewne
ostrych jak brzytwa zębów.
Spojrzałem na Rosie. Ta również podniosła wzrok i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Mówiłam już, jak cię lubię, Alex?
Wybałuszyłem oczy i odwróciłem wzrok. Tajemnicza kelnerka już zniknęła, jednak moje ramię nadal pozostawało oblężone.
- Chodź, idziemy stąd. - Powiedziałem.
Próbowałem wstać, jednak siedząca obok dziewczyna zdecydowanie mi to
utrudniała. W końcu chwyciłem ją za obie dłonie i podciągnąłem ku górze.
Rosie wyprostowała się i przytuliła.
- Wszędzie, byle z tobą. - Wymamrotała w moją bluzę.
Zacisnąłem szczęki i zabrałem swoje rzeczy, jednak przez dziewczynę
uczepioną do boku ciężko było mi się ubrać. Dopiero po jakimś czasie
zdołałem założyć kurtkę. Teraz byłem już pewien, że każdy klient
przynajmniej trzy razy spojrzał w naszą stronę. Poprawka, cztery.
Wychodząc, ponownie rozejrzałem się w poszukiwaniu tajemniczej kelnerki. Wyglądało na to, że po prostu zniknęła.
Chłodny wiatr uderzył prosto w moją twarz, gdy tylko przekroczyłem próg.
Po raz kolejny próbowałem odciągnąć od siebie dziewczynę, jednak moje
starania szły na marne. Im bardziej chciałem ją od siebie odciągnąć, tym
mocniej się we mnie wtulała.
W dodatku zaczął padać deszcz.
- Rosie, o co chodzi, do diabła? - zapytałem, gdy odeszliśmy kawałek od kawiarni.
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu. Jeszcze mocniej mnie ścisnęła. Jak tak dalej pójdzie, połamie mi żebra.
- Nie wiem, czemu wcześniej tego nie robiłam. Jesteś jak poduszka. - Wymruczała.
Przekrzywiłem lekko głowę, bo tylko w taki sposób mogłem jej się przyjrzeć.
- Dobrze się czujesz?
- Jak nigdy.
Dobra. Teraz mogę się niepokoić.
- Rosie, powiedz, co ci jest? - zapytałem i po chwili zdałem sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało.
Dziewczyna pokręciła tylko głową.
- Nic mi nie jest. To słodkie, że tak się o mnie martwisz.
OK. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy to przypadkiem nie jakiś głupi sen.
Wiatr znowu poruszył połami mojej rozpiętej kurtki. Zimno przeniknęło
przez bluzę, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Dziewczyna chyba
poczuła, jak zadrżałem, ponieważ poderwała głowę ku górze i zapytała:
- Zimno ci?
- Tak, bo ktoś nawet nie pozwolił mi się ubrać. - Powiedziałem, nie potrafiąc ukryć irytacji w głosie..
Dziewczyna zrobiła smutną minkę, jednak natychmiast rozpromieniła się.
Zacząłem się zastanawiać, co takiego mogło jej się stać. Jestem niemal
na 100% pewien, że za dziwnym zachowaniem dziewczyny stoi tajemnicza
kelnerka. Musiała jej pewnie czegoś dosypać do herbaty.
Teraz pytanie : Kto mi pomoże? Nie wiem, jak długo to będzie trwać. Ani
jak ją z tego wyleczyć. Przecież nie mogę do końca życia chodzić z nią,
kiedy ta będzie się mnie trzymać jak rzep psiego ogona. Hmm... bardziej
trafne będzie jednak określenie "jak rzep wilczego ogona". Po raz
kolejny podjąłem się beznadziejnej próby oderwania dziewczyny od mojego
boku. Wiedziałem, że mogłem zrobić to już wcześniej, jednak musiałbym
użyć do tego siły. A nie chcę jej skrzywdzić.
Z tego, co wiedziałem, pozostała mi chyba tylko jedna opcja.
- Idziemy. - Powiedziałem do dziewczyny.
- Dokąd? - Zapytała radośnie.
- Do kogoś, kto ci pomoże. - Odpowiedziałem.
- Później pójdziemy na randkę?
Boże... Dobrze, że nikt na mnie nie patrzył. Moja mina - bezcenna.
- Tak, ale najpierw kogoś odwiedzimy.
Rosie najwyraźniej to nie przeszkadzało. Mi natomiast zaczynało brakować tlenu w płucach.
Kluczyliśmy między uliczkami. Specjalnie wybrałem drogę na skróty, aby
znaleźć się tam jak najszybciej. Poza tym, w wąskich przejściach mniej
wiało.
Kiedy w końcu znaleźliśmy się przed drzwiami budynku, który był naszym celem, energicznie zacząłem walić w drzwi.
Otworzył mi niebieskooki chłopak.
- Viper, ratuj! - zacząłem bez wstępu.
Percy spojrzał najpierw na mnie, później na dziewczynę i znów na mnie.
- Co oni mają z tym eliksirem? Walentynki są dopiero w lutym. - Wymamrotał, powoli zamykając drzwi.
W ostatniej chwili wcisnąłem buta w coraz to mniejszą szparę. Skoro nie chciał mi pomóc, niech chociaż coś mi powie.
- Powiedz mi, chociaż, co mam zrobić! Kiedy to minie? - zapytałem.
W duchu modliłem się, aby to było krótkoterminowe zamroczenie.
- To minie, za... bo ja wiem, cztery, pięć godzin? - po tych słowach zamknął drzwi.
Opuściłem głowę i westchnąłem głęboko. Cztery, pięć godzin?! Co ja mam z nią zrobić?!
- Teraz przyszedł czas na randkę? - zapytała dziewczyna.
W głowie zagościła mi ostatnia deska ratunku.
Pociągnąłem ją w kierunku zakładu tatuażu. Przez całą drogę coś tam
mruczała, jednak nie zwracałem na to większej uwagi. Po prostu szedłem
przed siebie, zatrzymując się jedynie na czerwonym świetle na pasach.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, zaczynałem podejrzewać, że wokół
żeber zaciśnięty mam sznur. Weszliśmy na górę. Jakimś cudem posadziłem
dziewczynę na krześle, sam zostając na nogach.
- Poczekaj, zrobię ci herbatę. - Powiedziałem.
Dziewczyna najwyraźniej nie chciała mnie zostawić, bo nim zrobiłem krok w
stronę czajnika, ta była już za mną. Ponownie odprowadziłem ją na
miejsce i obiecałem, że jeżeli poczeka tu na mnie, później pójdziemy do
kina i sama będzie mogła wybrać film. Dopiero po tym udało mi się
oddalić i przygotować napój z dolewką.
- Proszę. - Powiedziałem, stawiając kubek przed dziewczyną. Zająłem miejsce naprzeciwko niej.
- Jak ty się o mnie troszczysz... owocowa? - zapytała.
- Tak. Pij. - Nakazałem.
Patrzyłem, jak dziewczyna pochłania napój w ciągu kilku sekund.
- To co, idziemy? - zapytała, odstawiając kubek na stole.
- Przecież ci obiecałem. - Odpowiedziałem.
Wstałem i powolnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Nim jednak wyszliśmy z budynku, Rosie ziewnęła i oparła się o ścianę.
- Ale jestem zmęczona... - zaczęła, ponownie ziewając.
Po chwili siedziała na najniższym stopniu schodów zatopiona w głębokiej drzemce.
Podniosłem ją i zaniosłem na górę. Ułożyłem dziewczynę na łóżku, po czym odetchnąłem głęboko.
Rosie dostała taką dawkę środka usypiającego, że będzie spała przez
jakieś osiem godzin. Mam nadzieję, że kiedy się obudzi, straci już
zainteresowanie moją osobą.
I wszystko będzie po staremu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!