13 grudnia 2016

Od Alexa "Mission Impossible"

Szedłem przez miasto z mętlikiem w głowie.
Święty Mikołaj zaginął. Spoko. Darkness każe nam go szukać. Jasne. Jedyny problem polega na tym, jak ten święty wygląda? Wątpię, aby miał napisane na czole "Jestem świętym Mikołajem". Wątpię także, żebym znalazł go na spacerze podczas wyprowadzania Rudolfa.
Westchnąłem głęboko i ruszyłem w stronę centrum miasta. Na każdym kroku dało się słyszeć świąteczne piosenki wydobywające się z otwartych okien mieszkań. Przez 5 minut usłyszałem już chyba wszystkie utwory o tej tematyce pochodzące z ostatniej dekady. Jakoś niespecjalnie lubię święta, ale kiedy widziałem zmartwienie panujące na twarzach wszystkich członków watahy, postanowiłem pomóc.
Najgorsze było jednak to, że nie miałem żadnego punktu zaczepienia. Ani wyglądu, ani niczego innego. Łatwo powiedzieć : Znajdź mi tę i tę osobę. Ale to tak samo, jakbym kazał przypadkowemu przechodniemu znaleźć moją nauczycielkę od matematyki z podstawówki. Być może po 10 latach trafiłby na jakąś poszlakę.
Niestety my nie mamy tyle czasu. Gwiazdka tuż tuż, a Mikołaja nie ma. Dla mnie nie zrobi to większej różnicy, jednak pomyślałem teraz o tych wszystkich dzieciakach kryjących się w tych domach. Na razie nic nie wiedzą, ale kiedy zobaczą w świąteczny poranek choinkę bez prezentów, będzie katastrofa.
Zrezygnowany, wpadłem do salonu tatuażu i wziąłem wolne. Maxowi to się nie spodobało, jednak nie miał dużo do mówienia. Przyzwyczaił się już do tego, że zwalniam się kiedy chce, o każdej porze dnia.
Ponownie znalazłem się na zewnątrz. Zimny powiew wiatru uderzył mnie prosto w twarz. Nie ma co ukrywać, jesień się kończy i zaczyna się cudowna pora roku ze skrobaniem szyb po mrozach i odgarnianiem nadmiaru śniegu z chodników. Po prostu biała bajka.
Szedłem główną ulicą, kiedy zdałem sobie z czegoś sprawę. Przecież święty nie musiał zaginąć w naszym mieście. Równie dobrze mógł być w Rio i wylegiwać się na plaży.
Zatrzymałem się w półkroku i odwróciłem na pięcie. Ciągle myślałem, jakim cudem mam go znaleźć. W końcu postanowiłem wrócić do domu, a właściwie zakładu Darknessa. Skoro zlecił nam zadanie, powinien mieć jakieś informacje, no nie?
Nie zdążyłem jednak nawet wejść na chodnik prowadzący do drzwi, kiedy te się otworzyły i w moją stronę rzucono...
- Aua!!! - krzyknęła postać.
- I ty masz jakieś obiekcje?! - warknąłem, wstając z chodnika i zrzucając z siebie istotę. Niestety to ja, a raczej mój tyłek przyjął całą siłę uderzenia.
Popatrzyłem na tajemniczą postać. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przed mną stoi mały człowieczek w zielonym wdzianku, ze spiczastymi uszami ukrytymi pod czapką z dzwonkiem zawieszonym na miejscu bąbla.
- I żebym cię tu więcej nie widział! - usłyszałem jakże charakterystyczny głos Darknessa. Chwilę później drzwi zatrzasnęły się z łoskotem.
Zerknąłem w ich kierunku i zastanawiałem się, czy te słowa były skierowane do mnie, czy też do elfa. Jednak kiedy usłyszałem jego szloch, zrozumiałem, o co emerytowany Alfa zrobił tyle szumu. Tego nie dało się słuchać.
- Zamknij się wreszcie! - warknąłem, mijając furtkę.
Ów postać jednak nie miała nawet takiego zamiaru. Wręcz przeciwnie, zaczęła wyć jeszcze głośniej. W dodatku ciągle za mną szła, przyciągając wzrok co ciekawszego przechodnia. W końcu nie wytrzymałem, ściągnąłem mu czapkę z głowy i wsadziłem do ust. Pomogło. Następnie wepchnąłem go w boczną uliczkę.
Skrzat najpierw spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, by po chwili wypluć nakrycie z ust.
- Nie trzeba było. - Powiedział schrypniętym głosem.
Nic dziwnego. Po takim czasie nadwyrężania strun głosowych moje gardło także ogłosiłoby protest.
- Owszem, trzeba. - Odpowiedziałem. - Jesteś od tego gościa, świętego?
No co, trzeba wykorzystać sytuację.
- Tak. On po prostu zniknął. Ktoś go uprowadził! - krzyknął, a ja już podejrzewałem, co się zaraz stanie.
- Tylko bez ryczenia, bo tym razem to nie będzie czapka, tylko skarpetka. - Zagroziłem.
Elf odetchnął głęboko i zaczął ponownie, tym razem spokojniejszy.
- Po prostu zniknął. Nie było żadnego listu, żadnego wyjaśnienia. Nic. Nawet jego rzeczy zniknęły. Po prostu tak, jakby nigdy go nie było.
Popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- A nie wpadło wam do głowy, że być może święty po prostu dał nogę? - zauważyłem ironicznie.
Ten spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.
- Mikołaj nie miał powodów... Był szczęśliwy... - zaczął się jąkać.
- Tak, a potem w ciągu jednej nocy musiał oblecieć cały świat i wejść do niemal każdego domu, ale to nic.
Skrzat spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.
- Sugerujesz...
- Święty Mikołaj sam zwolnił się z własnego stanowiska. Zdarza się. - Wzruszyłem ramionami.
Ten dopadł nagle mojej nogi i jak dzieci w wielu komediach obtoczył moją łydkę.
- Pomóż mi go znaleźć! - błagał elf.
Odtrąciłem go ruchem ręki.
- I tak miałem taki zamiar. Powiedz mi chociaż, jak on wygląda.
Postać zastanowiła się chwilę, po czym zaczęła:
- Wbrew pozorom nie jest starym dziadkiem tylko gościem około 20. Oczywiście tak jak uważacie ma bardzo jasne włosy, ale nie jest siwy. Nie wiem, czemu tak uwzięliście się na to, że jest staruszkiem. Co by tu jeszcze... W sumie jest podobnego wzrostu co ty, tylko trochę bardziej, no wiesz... - powiedział, wykonując zamaszyste ruchy rękami, jakby chciał w ten sposób zademonstrować siłę świętego.
- Jasne. A teraz coś, co pomoże nam go znaleźć.
Skrzat nagle wykazał ogromne zainteresowanie chodnikiem. Celowo unikał odpowiedzi, aż w końcu...
- Od kilku miesięcy lubił sobie popić i wyjść do baru. - Wydukał.
Uśmiechnąłem się ironicznie. Z tych wszystkich opowiadań o cudownym, dobrym i przede wszystkim w podeszłym wieku staruszku nie została nawet nitka. Prawda okazała się być zupełnie inna.
- Chodź, znam kilka miejsc w mieście, gdzie może ukrywać się Miki. - Powiedziałem i nie czekając na reakcję skrzata ponownie wróciłem na ulicę. Ten po chwili znalazł się obok mnie.
Sprawdziliśmy kilka barów znajdujących się w okolicy, jednak w żadnym z nich nie znaleźliśmy świętego. Mały zaczął tracić nadzieję. Było już dobrze po zmroku, kiedy wchodziliśmy do trzeciego z pozostałych nam jeszcze do sprawdzenia lokali. Jednak pisk elfa sprawił, że wiedziałem, iż w końcu go znaleźliśmy. Na chwilę elf zniknął mi z oczu, aby nagle pojawić się obok pochylającego się nad świeżą dolewką wódki chłopaka. Stanąłem po jego drugiej stronie.
- Każdy cię szuka, Miki. Nie ładnie tak znikać bez słowa. - Powiedziałem.
- I kto to mówi? Ten, który przez ostatnie lata nie wytrzymał w jednym miejscu więcej niż trzy miesiące.
- Niestety muszę cię powiadomić, że twoje informacje są już lekko podstarzałe. W tym mieście mieszkam już trzy miesiące i osiem dni. - Powiedziałem, starając się nie zwracać uwagi na to, że wiedział, kim jestem.
Święty prychnął i jednym haustem opróżnił kieliszek.
- Nie wrócę. Mowy nie ma. - Powiedział, prosząc gestem barmana o dolewkę. Szybko odwróciłem kieliszek dnem ku górze, nim został zapełniony.
- Nikt nie każe ci wracać. Chciałem ci tylko coś pokazać. - Odpowiedziałem, dając znak barmanowi, że Mikołaj już skończył.
Miki spojrzał na mnie ze zniechęceniem, po czym rzucił na ladę zwitek banknotów i ruszył do wyjścia. Dopiero teraz zauważyłem, że skrzat objął jego łydkę w ten sam sposób, w jaki zrobił to ze mną.
Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, pociągnąłem świętego w cień i przeniosłem na najbliższy dach.
Nim zdążyłem zareagować, Mikołaj zwrócił za siebie zawartość żołądka.
- Mogłeś chociaż uprzedzić. - Wycharczał, wycierając brodę.
- Spójrz w to okno. Drugie od prawej, czwarte piętro. - Powiedziałem.
Chłopak spełnił moją prośbę. Przez chwilę nie wiedział, o co mi chodzi.
- Zaciągnąłeś mnie na dach jakieś rudery, żeby popatrzeć na ubierającą choinkę dziewczynkę? Jeśli tak, do końca życia będziesz miał przekichane.
- Więc pokażę ci coś innego. Uwaga. - Dodałem i ponownie przeniosłem naszą trójkę, tym razem w pobliże sierocińca.
- Tym razem nie powiem ci nic. Sam się domyślisz, o co mi chodzi. - Rzuciłem w stronę świętego, opierając się o pobliski komin. Ruchem głowy wskazałem mu na okna budowli na przeciwko.
Staliśmy tak dobre pięć minut. Dopiero wtedy Mikołaj się odezwał.
- Jeżeli chciałeś mnie tym przekonać, to słabo ci poszło.
- Chciałem ci pokazać, dla kogo pracujesz, Miki. Nie dla mnie czy dla innych mego pokroju, a właśnie dla takich jak ci. - wskazałem na sierociniec - Im nie pozostało już nic innego, jak tylko wierzyć, że chociaż raz w roku ktoś sobie o nich przypomni. Nikt cię nie zmusza do powrotu, tym bardziej ja. W sumie mam gdzieś, czy wrócisz czy nie. Ale dla tych dzieciaków twoja obecność oznacza coś więcej niż zwykła paczka klocków czy lalka.
Nie powiedziałem nic więcej, bo nie wiedziałem, co to mogło być. Razem ze świętym Mikołajem wpatrywałem się w okna budowli na przeciwko, śledząc ruchy co niektórych jego mieszkańców.
- Niech ci będzie, ale do końca życia będziesz dostawał węgiel za brak uprzedzenia. - Usłyszałem w końcu.
Wzruszyłem ramionami.
- Wedle mnie nie muszę nawet węgla dostawać, bo miałbym co włożyć do pieca. - Odpowiedziałem.
- To dostaniesz kamienie, żeby wybijać okna i dostawać dodatkowe rózgi. - Miki odwrócił się w stronę elfa i krzyknął - Meliorn! Znajdź mi jakiś szybki transport na biegun! Chcę się tam znaleźć jeszcze przed północą.
Skrzat uśmiechnął się od ucha do ucha, podniósł dłoń do ust i zagwizdał głośno. Po chwili na dachu pojawił się... latający renifer. A ja myślałem, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
- Rudolf? - zapytałem.
Zwierzę jedynie pokręciło głową i ku mojemu zdziwieniu odpowiedział.
- W tylko w kółko o Rudolfie, a o Kupidynie to nikt nie słyszał.
Nim zdążyłem zareagować, Mikołaj wskoczył reniferowi na grzbiet. W jego ślady poszedł elf.
- Z tym kamieniem żartowałem. Dostaniesz nowe sztylety. - Rzucił Miki.
Zdążyłem tylko wydukać coś w rodzaju "Dzięki i zmiataj", nim zwierzę odbiło się od dachu i zniknęło w chmurach.
Mam nadzieję, że w powietrzu też jest jakieś ograniczenie prędkości. Fajnie było by opowiadać, że święty stracił prawko przez przekroczenie prędkości dźwięku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits