Mimo iż usłyszałem szczęk otwieranych drzwi, nie podniosłem wzroku.
Średnio co piąta osoba wchodząca do salonu tchórzy po zobaczeniu sprzętu
i fotela. Dzisiaj jednak było inaczej. Nadal nie patrzyłem w tamtą
stronę, ponieważ przeglądałem najnowszy magazyn dotyczący nowych trendów
w świecie tatuaży. Ostatnio coraz więcej osób pragnie mieć uwieczniony
na skórze jakiś cytat lub myśl, dlatego zainteresowało mnie to.
Zagłębiłem się w lekturze aż tu nagle "BACH!".
Momentalnie spojrzałem w kierunku, z którego doszedł mnie dźwięk.
Ujrzałem chłopaka, trochę starszego ode mnie. Patrzył w stronę
przewróconego kosza na śmieci, z którego wywalała się kupa papierów.
Westchnąłem głęboko. Max kazał mi je wynieść jakiś czas temu, dlatego
jeżeli to zobaczy...
- Co tu się dzieje?! Alex, mówiłem ci, żebyś to sprzątnął! - wydarł się prosto w moją twarz.
- Uspokój się, już ogarniam... - wymamrotałem, chwytając miotłę stojącą w rogu pomieszczenia.
Mój szef jednak nie czekał na dalsze tłumaczenia. Szybko podszedł do owego chłopaka, gestem zapraszając go do środka zakładu.
- Przepraszam za to, po prostu ciężko zagonić go do roboty. - Tłumaczył się, prowadząc gościa w stronę serca salonu.
Ja jedynie pokręciłem głową, powstrzymując się od komentarza. Zabrałem
się za zmiatanie skrawków papieru. Nie było ich dość dużo, dlatego
skończyłem w miarę szybko. Ponownie wróciłem na swoje poprzednie
miejsce, jednak nie mogłem się skupić. Coś, a raczej ktoś będący po
drugiej stronie pomieszczenia śledził każdy mój ruch. I to nie był Max.
Tajemniczy klient niby słuchał i odpowiadał na pytania mojego szefa,
jednak widać było, że coś jest nie tak. Zastanowiłem się na chwilę. Nie
mam żadnego obrażającego mniejszości narodowe sloganu na koszulce ani
nic w tym rodzaju. O co więc może chodzić?
Podszedłem bliżej, aby lepiej słyszeć ich rozmowę. Zasiadłem za biurkiem
i udawałem, że "pracuję". W rzeczywistości starałem się dowiedzieć jak
najwięcej o zamiarach owego klienta. Po jakimś czasie wiedziałem, że
będę miał okazję do zadawania pytań. Facet chciał tatuaż węża. Max
specjalizuje się w napisach, a ja we wszystkim innym. Dlatego nie
zdziwiłem się, kiedy usłyszałem wołanie szefuncia:
- Młody, masz robotę!
Teatralnie spojrzałem na zegar, pokazując, która jest godzina.
- Teoretycznie skończyłem już jakieś 10 minut temu, więc...
- Bierz się do pracy, bo nie dostaniesz wolnego w święta!
- Jakby mi na tym zależało. - Powiedziałem, ale chwyciłem szkicownik i usiadłem naprzeciwko klienta. - To co ma być?
Wypytywałem się tak dalej, aż w końcu rysunek był gotowy. Podałem go
chłopakowi i przyglądałem się jego reakcji. Skinął potwierdzająco głową i
oddał mi szkicownik, jednak ja go nie zabrałem. Wpatrywałem się w niego
z lekkim zaskoczeniem. No coś takiego...
- O co chodzi? - zapytał.
Skrzyżowałem ręce na piersi i zapytałem prosto z mostu.
- Z której?
Chłopak udawał zaskoczonego, jednak na daremno. Zapachu nie da się zamaskować.
- Możesz jaśniej? - zapytał.
Pochyliłem się lekko nad stołem i powiedziałem cicho:
- Nie jesteś z WKJN, więc skąd?
Chłopak odwrócił wzrok.
<Syriusz? Brak weny...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!