01 listopada 2016

Od Tytanii c.d Raz

Powoli otworzyłam oczy. Głowa zaczęła mi pękać z tego wszystkiego. Miałam dość. Chciałam uciec stąd jak najdalej. Bałam się o Vipera. Wiele razy budziłam się, aby tylko sprawdzić, czy lekarz za chwilę wyjdzie z sali. Nie wychodził. Byłam pewna, że chłopak umierał. Ile go już tam trzymają? Cztery? Pięć godzin? Dłużej? Straciłam poczucie czasu a każda sekunda wydawała się być wiecznością. Do oczu po raz kolejny napłynęły mi łzy. Znowu zasnęłam. Tym razem jednak obudził mnie Raz. Gdy tylko dowiedziałam się, że Viper żyje, byłam prze szczęśliwa. Nie okazywałam tego jednak. Nie chciałam tam iść. On cierpiał przeze mnie. Blizny zostają do końca życia, a to, co się stało już na zawsze odznaczy swoje piętno. Znienawidził mnie. Spojrzałam na Raza i powiedziałam cicho:
- Viper jest bezpieczny, a to najważniejsze. Nie muszę tam do niego iść.
Chłopak spojrzał na mnie i widocznie spochmurniał.
- To twój brat. Rozumiem, że się obwiniasz, ale to nie była twoja wina. Nie podpaliłaś domu. Nie zrzuciłaś na niego tej przeklętej belki.
Westchnęłam ciężko i skrzyżowałam ręce. Wstałam powoli z krzesła. Ręce miałam obolałe i w sumie nic dziwnego: nie po tylu spędzonych godzinach na tym niewygodnym meblu w oczekiwaniu na skończony zabieg mojego brata. I w końcu się doczekałam. Jednak chciałam po prostu wiedzieć, czy on go przeżyje. Czarnowłosy jako pierwszy skierował się do sali Vipera. Ja szłam za nim. Kiedy w końcu przekroczyłam próg sali, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to było łóżko. Leżał na nim nieprzytomny chłopak, pewnie jeszcze pod narkozą. Podpięty był do kilku kroplówek. Jedna z nich była jeszcze pełna szkarłatnym płynem. Ponad to chłopak miał na twarzy maseczkę tlenową. Dotknęłam jego ciepłego policzka i zaczęłam głaskać. Wybudzi się? Kiedy? Siedziałam przy nim jeszcze pół godziny, co chwilę poprawiając opadającą na oko grzywkę. W końcu wstałam. Wyszłam z sali bez najmniejszego zawahania. I wtedy stało się coś potwornego. Kiedy odwróciłam się jeszcze w stronę chłopaka, ten nagle usiadł. Jakby nigdy nic. Zdjął z twarzy maskę tlenową i spojrzał na mnie. Oczy miał przekrwawione, pozbawione źrenic.
- Idzie tuuuu... - wysyczał i znowu zamknął oczy.
Założył sobie maskę na twarz i z powrotem był nieprzytomny. Podbiegłam do niego. Wyglądał dokładnie tak, jak po operacji. Ktoś chyba nim sterował. Darkness. To pierwsza myśl, która wpadła mi do głowy. Musiałam koniecznie zobaczyć się z ojcem. Wyjęłam komórkę. Sprawdziłam kontakty i po chwili wybrałam numer do ojca. Odezwała się jednak poczta głosowa, więc schowałam ze zrezygnowaniem komórkę do kieszeni. Przewróciłam tylko oczami i po chwili powiedziałam do mojego towarzysza:
- Czas złożyć wizytę twojemu staremu kumplowi osobiście.
*Zakład pogrzebowy*
"WITAM W ZAKŁADZIE POGRZEBOWYM "WIECZNY SPOCZYNEK! NAJLEPSZA JAKOŚĆ TRUMIEN I POGRZEBÓW! TYLKO U NAS: PROMOCJA! ZA PIĘĆ ZORGANIZOWANYCH POGRZEBÓW W ROKU 2016/2017 SZÓSTE ORGANIZUJEMY CAŁKOWICIE ZA DARMO! ZAPRASZAM DO RECEPCJI!"
Tą oto wiadomością powitał nas wesoło nagrany głos mojego ojczulka. Ciekawe, wiadomość powitalna. To w końcu zakład pogrzebowy, czy organizacje wesel? Wystrój domu był, jak wiadomo, mocno ponury. Wszędzie wisiały jakieś obrazy nieznanych mi osób, prawdopodobnie starych właścicieli domu. Przy wejściu leżała jakaś trumienka. Nie chciałam nawet wiedzieć, co jest tam w środku. Raz z zaciekawieniem oglądał wystrój domu. Zauważyłam schody. Z zaciekawienia chciałam sprawdzić, dokąd one prowadzą. Gdy tylko stanęłam na pierwszym stopniu, coś wciągnęło mnie pod podłogę. Zaczęłam krzyczeć i rozpaczliwie się miotać. W końcu jednak udało mi się wyszarpać z uścisku..martwej ośmiolatki. Jednak nadal tkwiłam pod schodami.
 <Raz? Wybacz długość>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits