26 listopada 2016

Od Mercury #8 "REAL WKJN"


#8 Opowiadanie "Real WKJN": "Wyobraź sobie, że WKJN istnieje..naprawdę! I tylko TY, oraz inni członkowie bloga wiedzą o tej tajnej organizacji. Co więcej - twoja własna, stworzona przez ciebie postać chodzi za tobą, niczym anioł stróż. Pewnego razu dostajesz od Tyks (administratorki watahy) i Darknessa zadanie specjalne. Otóż w twojej szkole znaleziono ponoć magiczny artefakty i ty musisz go zwędzić, po czym zanieść na Deltę. Pamiętaj jednak, że twoja postać chodzi za tobą krok w krok i jest widoczna dla innych uczniów twojej szkoły! Czy twój towarzysz będzie ci przeszkadzał, czy wręcz przeciwnie? Czym okaże się artefakt?" [prosiłabym jednak zmyślić twoją placówkę edukacyjną, lub jedynie opierać się na twojej zwykłej szkole i nie podawaj nazwisk!]
Znowu czułam się beznadziejnie, zgniatając w papierową kulkę niedawno wykonany rysunek. Ach, jak bardzo mi się nudziło... Lekcje zrobione, no... Może oprócz chemii. Nigdy nie zrobię tego cholernego zadania. Wyłożyłam się wygodnie na krześle i przyciągnęłam przed siebie laptopa. Uruchomiłam go i zerknęłam na fejsa. Tak na początek, bo może ktoś coś do mnie napisał. Pustka, nic poza 20+ na stronie głównej. Otworzyłam nową kartę przeglądarki i kliknęłam z ulubionych na howrse. Wiadomość? Pewnie do mojej koleżanki. Najechałam kursorem na pocztę i spojrzałam na pierwszą nazwę od góry. Fragonia? Woow, kliknęłam, aby otworzyć wiadomość i zaczęłam czytać.
"Tayu, dowiedziałam się, że w twojej szkole znajduje się artefakt, który musisz znaleźć ze względu na innych, którzy mogą być zdezorientowani gdy go odnajdą." Z uśmiechem na twarzy spojrzałam za okno. Powoli skierowałam wzrok na termometr. Minus trzy stopnie celcjusza. Aha, wspaniale.
"Rozumiem, dam radę." odpisałam i obróciłam się na krześle w stronę okna. Rodzice byli w domu, a wychodzenie o takiej porze mogło być kłopotliwą zagrywką. Wdrapałam się na parapet i spojrzałam co się dzieje za szybą. Bezgłośnie otworzyłam okno i zeskoczyłam na grubą warstwę śniegu. Nie ma co narzekać, przynajmniej na dole obok mnie stała dobrze znana mi osoba. We własnej osobie Deirdre Torres.
- Widzę, po twojej podekscytowanej minie, że coś się stało. No, i bez powodu nie skakałabyś z okna o dwudziestej trzeciej. - dziewczyna podała mi szal, kurtkę i buty.
- Nie mylisz się. -założyłam na siebie cały "ekwipunek". - Muszę, a teraz musimy znaleźć pewien artefakt, który ponoć znajduje się w mojej szkole.
- Czyli planujesz wkraść się niezauważalnie do szkoły, przeszukać cały budynek i wyjść bez zbędnych ceregielii? - spytała, spoglądając na swoje paznokcie.
- Dokładnie... I czy chcesz, czy nie musisz się poświęcić i pójść ze mną. - uśmiechnęłam się złośliwie. - Użyjesz Sky Maniac i bez problemu dostaniemy się tam w około dziesięć minut.
Rudowłosa westchnęła, ale mimo tego i na jej delikatną twarz wpełzł uśmieszek. Przynajmniej nie będzie się nudzić, tak jak ja przed kilkoma minutami. Wzleciała powietrze, podnosząc mnie ze sobą.
- Masz chociaż jakikolwiek pomysł, gdzie taki artefakt może być? - spytała Mercury, przyśpieszając lot.
- Niekoniecznie, ale mam pewne obawy, że może być w miejsach, do których nigdy nie miałam i nie będę mieć dostępu.

*** Deirdre wylądowała na balkonie przy pokoju nauczycielskim. Postawiła mnie na ziemi, a sama usiadła na obręczy balkonu. Natomiast ja wsadziłam rękę przez uchylone okno i otworzyłam jedno po drugiej stronie.
- Ta szkoła jest tak słabo zabezpieczona? - mruknęła szesnastolatka i zeskoczyła na kafle.
- Pokój nauczycielski zawsze ma otwarte okno, a tak samo w nim, są wszystkie włączniki dzwonków, świateł oraz kamer. To był najlepszy wybór. - zgrabnie wpełzłam do środka pokoju. - Chodź już, wskazałam głową na kamery.
- Ze wszystkich monitoringów, tylko na jednym widać jednego strażnika, który... Śpi? - zaśmiała się cicho.
- Widzisz, szkoła ma takich ochroniarzy, jak ja sprzątaczkę.
Usiadłam na krześle przy monitorach i przejrzałam dokładnie każdy, widoczny ekran.
- Deirdre, mam! Widzisz ten błyszczący sztylet z wykutym jakimś napisem?
Dziewczyna pochyliła się nade mną i zerknęła na monitor, na który wskazałam palcem.
- Rzeczywiście, nie wygląda tak jakby pochodził z tego świata, ale nie mogę ci tego zatwierdzić, która to sala?
- Od historii. Znajduje się na tym samym piętrze, na którym w chwili obecnej się znajdujemy. Na szczęście. - powiedziałam, pewnym głosem.
Podniosłam się z krzesła, bezszelestnie wzięłam klucze do sal i idąc na palcach wyszłam z pokoju.
- Deirdre, rusz tyłek i choć! - przewróciłam oczami.
Dziewczyna ochoczo ruszyła za mną. Byłyśmy niewiele metrów przed salą, co oznaczało dla mnie wyjęcie pęki kluczy. Wsadziłam do zamka kluczyk z numerem sześć i przekręciłam go, tym samym naciskając na klamkę. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Wyciągnęłam telefon i włączyłam latarkę. Zaświeciłam na szafkę, na której widziałam obiekt, ale nie było tam nic poza zakurzonymi księgami i mapami.
- I co teraz, nie chcesz go wziąć?
- Nie widzę go.
Mercury podrapała się po szyi i dumnie tupiąc obcasami o podłogę, pochwyciła niewidzialny dla moich oczu. Gdy znalazł się w jej dłoni, trzon sztyletu zaczął się materializować.
- Masz go! -wykrzyknęłam, po czym zasłoniłam usta dłonią. - Ale nie musaiaś tak tupać, strażnik mógł się obudzić. - syknęłam.
Torres położyła go na mojej dłoni.
- To była twoja misja, twój przedmiot. Ja jestem tylko pomocnikiem. - mrugnęła lewym okiem.
Wyciągnęłam rękę do przodu, jakby w spowolnionym tempie, a gdy czas powrócił do normalnego siedziałam w swoim pokoju na łóżku, a w dłoni ściskałam pustkę, która przed momentem wydawała mi się szytletem.
"Zaniosłam go na Deltę w twoim imieniu..." - usłyszałam rozchodzący się po pokoju głos rudowłosej.
Runęłam na łóżko, i naciągnęłam na głowę koc. Fajnie było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits