Na początku nie byłem pewny, co się dzieje. W jednej chwili
spokojnie szedłem chodnikiem z nosem wlepionym w telefon, a w drugiej zostałem
stratowany przez bandę piszczących uczennic i krzyczących uczniów. Podniosłem
się z chodnika, na którym wylądowałem, gdy znalazłem się na trasie
spanikowanych dzieciaków i rozejrzałem się za tym, co tak ich wystraszyło.
Wyglądało na to, że wybiegli z jednej z publicznych szkół, która stała nieco na
uboczu. Zdziwiony całą sytuacją, ruszyłem w kierunku budynku. Przez główne
wejście w panice wychodzili nauczyciele i woźni.
Złapałem jedną z nauczycielek za ramię.
- Co tu się dzieje? – spytałem.
- Aligator!! – Wrzasnęła kobieta i pobiegła za resztą spanikowanych uczniów.
Podszedłem do drzwi i zajrzałem do środka. Cały budynek był opustoszały.
Przeszedłem przez korytarz i zajrzałem do pierwszej sali. Książki i zeszyty
wciąż leżały na ławkach, gdzieniegdzie walały się karteczki i długopisy, które
spadły na ziemie.
Podobna sytuacja była w innych salach. Z ostatniej klasy, na końcu korytarza,
dobiegały jakieś piski i trzaski. Podszedłem tam i zajrzałem do środka. Na
biurku nauczyciela stała niewysoka dziewczynka, na oko dziesięcioletnia. W ręce
trzymała plastikową linijkę. Próbowała odpędzić nią… Aligatora.
Co ta gadzina robiła w szkole?!
Cicho opuściłem klasę i udałem się w poszukiwaniu jakiejś liny. Takową udało mi
się znaleźć w kantorku woźnej. Wróciłem do klasy. Aligator spojrzał na mnie
swoimi małymi oczkami. Kłapnął paszczą ukazując mnóstwo wielkich i ostrych
zębów. W jednej chwili rzucił się w mim kierunku. Odskoczyłem do tyłu i
zarzuciłem linę na jego pysk. Gad zaczął się szarpać. Przygniotłem go nogą do
ziemi i związałem ciasno, tak, że nie mógł się ruszać. Podszedłem do
przerażonej dziewczynki i zdjąłem ją z biurka. Mała była tak wystraszona, że
nie chciała zrobić najmniejszego kroku w kierunku dzikiego zwierza. Wziąłem
wiec ją na barana i wyniosłem na zewnątrz. Gdy odeskortowałem dziewczynkę do
nauczycielki, zauważyłem, że straż miejska już przyjechała. Oprócz nich przed
szkołą stał samochód, na którym było napisane „Łowca Gadów” oraz dwa wozy
telewizyjne.
Po kilku minutach ze szkoły wyszła gromadka ludzi ze złapanym aligatorem.
Cichutko oddaliłem się od budynku szkoły. Cały czas jednak zastanawiałem się,
skąd dzikie zwierze znalazło się w szkole.
Stanąłem przed przejściem dla pieszych. Poczekałem, aż zapali się zielone
światło i ruszyłem na drugą stronę ulicy. Usłyszałem pisk opon i ujrzałem
nadjeżdżający samochód. Kierowca był jakoś dziwnie owłosiony. W pierwszej
sekundzie chciałem odskoczyć, jednak dziwny kierowca mnie zaciekawił. Wyglądał
jak małpa. W jednej chwili wylądowałem na masce samochodu. Na szczęście auto
nie jechało zbyt szybko, więc nic mi się nie stało. Co najwyżej nabiłem se
kilka siniaków. Leżąc z głową tuż przy szybie, mogłem dokładnie przyjrzeć się
postaci za kierownicą.
MAŁPA.
Czyli się nie myliłem. Coś było mocno nie tak. Ale za nim cokolwiek
udało mi się zrobić, samochód zatrzymał się gwałtownie, o mało co nie zrzucając
mnie na jezdnię. Drzwi otworzyły się i z przedniego, jak i z tylnego siedzenia
wyskoczyły trzy lub cztery małpy.
Chyba przydałoby się je złapać. Zwierzęta te były szybkie i zwinne, jednak
spokojnie im dorównywałem. Złapanie ich zajęło mi nie więcej niż kwadrans.
Wrzuciłem je wszystkie do wozu, z którego zwiały i zatrzasnąłem wszystkie
drzwi. Następnie zawiadomiłem policje i gdy ujrzałem radiowozy wyjeżdżające zza
rogu, powolnym krokiem ruszyłem w swoją stronę.
W ciągu kolejnych dwóch godzin, na swojej drodze napotkałem jeszcze nosorożca,
kangura i stadko pingwinów. Oprócz tego pomogłem kilku osobom, które odkryły w
swoich domach węże, papugi i inne drobne zwierzątka.
Idąc dalej chodnikiem, usłyszałem rozmowę dwóch nastolatków. Jeden z nich
wspominał, że ponoć ktoś znów wypuścił zwierzęta w zoo.
Podszedłem do nich.
- Hej, mogę o coś zapytać? – powiedziałem, przerywając ich rozmowę. Chłopcy
skinęli głowami. – O co chodzi z tym zoo?
- Ostatnio w naszej dzielnicy, ktoś notorycznie otwiera klatki zwierząt. Dziś
ponoć znów ta sytuacja się powtórzyła, wiec policja ma prawdziwe urwanie
głowy – wytłumaczył wyższy z chłopców.
Podziękowałem i oddaliłem się. Skierowałem się w stronę zoo, do którego
dotarłem po około dwudziestu minutach marszu. Brama była zamknięta,
wkoło niej stłoczyło się sporo gapiów. Przecisnąłem się na sam przód i
zajrzałem na teren zoo. Kilku policjantów i pracowników krza tło się tam i
wpuszczało zwierzęta do ich klatek i zagród.
Policja pilnowała wejścia, właściwie to mieli powód, niektóre z tych zwierząt
były rzeczywiście niebezpieczne.
Coś mi jednak nie pasowało. Większość personelu obecnie zajmowała się
umieszczeniem w zagrodzie nosorożca. Prawie wszyscy właśnie na tym się skupili.
I wtedy zauważyłem jakąś postać w brązowym płaszczu, która majstrowała przy
jednej z klatek.
Policjanci zareagowali, dopiero gdy usłyszeli dźwięk poruszanego łańcucha. Było
już za późno i potężny goryl wydostał się z klatki. Wszyscy rzucili się w
stronę zwierza, nikt nie gonił sprawcy. Nieznajomy przeskoczył przez płot zoo i
ruszył biegiem po chodniku. Przedostałem się przez tłum i zacząłem go gonić.
Nieznajomy był dość wolny. Dogoniłem go i skoczyłem na jego plecy, powalając go
tym na ziemie. Kilku policjantów dobiegło do mnie po dłuższej chwili.
Aresztowali mężczyznę.
I wszystko skończyłoby się miło i pięknie, gdyby nie fakt, że zostałem otoczony
przez reporterów i następnego dnia wylądowałem na pierwszej stronie jednej z
lokalnych gazet. Nie, moim marzeniem nie było to, by pół miasta widziało mój
ryjek.
~Zaliczony
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!