Po tej całej aferze, po zakończeniu igrzysk… Viper przejął watahę. A przynajmniej tak wszyscy mówili – Zdrajcy nie było przy samej ceremonii. Ale… dlaczego? Ponoć to Tytania wygrała. Czarny wilk spacerował powoli skrajem cichego lasu. Niby powinien się cieszyć, że faworyt Darknessa wygrał, jednak… skrzywił się na samą myśl o basiorze. Nie potrafił go zrozumieć, a tym bardziej wzbudzić w sobie szacunku do niego. Coś zdecydowanie go od niego odpychało, a wręcz napawało obrzydzeniem, jednak zapytany, Zdrajca nie byłby w stanie powiedzieć, co. Powoli do jego świadomości sączyła się decyzja o opuszczeniu watahy. Być może byłby w stanie tak samo zabijać na rozkaz Vipera, jak Darkossa, jednak… potrząsnął łbem, w skutek czego uderzył bokiem w drzewo. Jeśli zniknie cicho to nikt nawet nie zauważy, że go zabrakło.
Nagle rozległ się ryk, który wstrząsnął całym lasem. Na całe szczęście Zdrajca już stał oparty o drzewo, bo gdyby nie to, niechybnie by się wywrócił. Z koron drzew uleciały czarne ptaki. Problemy? Zaciekawiony oderwał się od swojej podpory i ruszył na zgiętych łapach w las. Wkrótce jednak otoczyła go gęsta mgła, zmuszając do wyprostowania się.
Znalazł się w tłumie. Tłumie istot zdeformowanych, nadgniłych, którym brakowało części członków. W tłumie wprost przesiąkniętym duchową energią. Czuł lodowate emocje i zapach chłodu, płynące z innego świata. Był głęboko zafascynowany światem, w który właśnie wkroczył. Światem… który przecież już widział. Na Igrzyskach! Tamto miasto… było podobne, choć w jakiś sposób różne… Był też pewien, że już wcześniej…
Szedł przed siebie, z fascynacją rozglądając się na boki, gdy nagle wpadł w coś miękkiego lepkiego. Błyskawicznie odskoczył, upadając i koziołkując w tył. W mgłę. Rozpłaszczył się przy samej glebie i chyba tylko to go uratowało, przed przelatującą, olbrzymią łapą, rozgarniającą białe opary. Na sekundę oczom zdrajcy ukazał się olbrzymi niedźwiedź, przez którego łeb biegł ślad po pazurach. Jednak nie to było najstraszniejsze. W brzuchu stwora byłą olbrzymia wyrwa, przez którą widać było zielonkawe, nadgniłe narządy. To w nie Zdrajca musiał wpaść.
Nie czekając, aż ożywiony trup ponownie go zaatakuje, wilk odturlał się w bok i pognał w mgłę. Przestał czuć się bezpiecznie. Dopiero teraz... - Teraz! Jak późno! - wyczuł zapach, słodkawy zapach gnijących dusz, trawionych powoli przez nienawiść, wyniszczanych wirusem gniewu. Zgniła zieleń, wymieszana z agresywną czerwienią, na tle tej nadnaturalnej bieli nicości, niebytu. Zdrajca położył po sobie uszy, gwałtownie skręcając, pomiędzy kopyta masywnego łosia, najwyraźniej poruszające się niezależnie od siebie nawzajem.
Ponownie rozległ się ryk, tym razem znacznie bliżej. I warkot. Ryk! Czy to on budzi ze snu pleśń? Swój bieg czarny wilk skierował w kierunku, z którego dochodził odgłos. Zapach, który pojawił się w powietrzu był czymś zupełnie innym, niż paskudna woń stworów. Cichy, kojący, jak głęboki, męski głos. Lekko zabarwiony zielenią i delikatnym beżem kwiatów. Na myśl przywodził świt, nie zmierzch. Piękny, silny, mądry. Zdrajca szedł powoli, urzeczony mnogością doznań. Tak dobrych doznań. Dobrych... przystanął gwałtownie, by ujrzeć w spokoju posilające się zieloną trawą, masywne zwierze. Na głowie miało wiele, olbrzymich rogów, a jego ciało przypominało połączenie ciała ludzkiego z tygrysim. Na jego plecy spływał płaszcz z brązowych włosów, a z tyłu spokojnie poruszał się ogon.
Stwór chyba też wyczuł woń przybyłego, bo podniósł głowę, pokazując nieco owczy łeb, wyposażony w parę długich kłów. Warknął i gwałtownie skoczył w las z niesamowitą prędkością. Zdrajca poczuł, że musi to mieć. Nie był jeszcze pewien jak, ale po prostu musi! Skoczył w cień, by wyskoczyć kawałek dalej. Szybko zorientować się w kierunku ucieczki istoty i znów skoczyć. Szybko, szybciej! W podnieceniu przestał cokolwiek rozpoznawać. Nie zauważył nawet, że mgła powoli znika, a na ziemi pojawiają się pierwsze palmy światła. Dognał go! Skakał niemal równolegle do stwora, by wyczuć moment i dać susa w bok, celując w szyję istoty.
Niestety, źle wymierzył i po drodze oślepił go promień światła. Zdrajca przekręcił się w powietrzu i całym ciężarem swojego ciała uderzył w zwierza, przewracając go na ziemię i koziołkując kawałek dalej. Szybko poderwał się z miejsca, w którym upadł i nawet nie zważając, że światło pali jego skórę skoczył na bestię po raz drugi, gdy ta leżała, przygważdżając ją do ziemi. Stwór się szamotał opętańczo, jednak, ku zdziwieniu Zdrajcy, był zbyt słaby, by się wyrwać. Z gardzieli istoty wydobył się ryk, sokół stup wilka zaczęła zbierać się lekka mgiełka. Czarnowłosy zareagował błyskawicznie, zadając ostateczny cios przeciwnikowi i zaciskając swoje szczęki na krtani zwierza. Ryk ścichł, by następnie umilknąć.
Zdrajca zszedł powoli ze stworzenia i spojrzał na nie smutno. Było tak piękne... nagle zgięło go przerażenie połączone z uczuciem dojmującego osamotnienia. Zabiłem go. Zabiłem. Myśli wilka stawały się coraz bardziej chaotyczne i gorączkowe. A przecież zabijał już wcześniej, zabijał potwory, zabijał wilki, zabijał ludzi... zabijał ludzi? Czemu więc wymiar tej zbrodni wydał mu się tak przytłaczający? Oparł się o drzewo, nagle bez sił. Był wyczerpany. Całe ciało go bolało, a przypalona skóra - piekła. Zamknął oczy tylko na chwilę, by otworzyć je ponownie po zmroku.
Niewiele się zmieniło. Martwy stwór leżał dalej dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej, las był cichy. Już nie ożyje, jak wcześniej...
Zdrajca oderwał się od drzewa i podszedł do zwłok. Pochylił się nad nimi, smutny. Delikatnie nosem trącił głowę istoty. Nagle coś zaiskrzyło. Wilk odskoczył, czując gwałtownie potworny ból na całej powierzchni nosa, promieniujący na pysk. Przewrócił się, zdezorientowany nagłym wstrząsem, w miękką trawę.
Coś zaszeleściło obok czarnowłosego i Zdrajca poderwał się gwałtownie z trawy, niemalże ponownie wywracając. Niedawno martwa istota stała spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wpatrując się mądrymi, starymi oczyma w wilka. Było tak... choć ciało stwora dalej leżało tam, gdzie je wilk zostawił. Zdrajca zrobi powoli krok w kierunku stworzenia, a to schyliło głowę i zamruczało cicho. Czarnowłosy wstał na swoje ludzkie nogi i wyciągnął rękę do zwierzęcia. Delikatnie położył dłoń na jego głowie i pogładził powoli.
"Może nie będę taki samotny, choć bez towarzystwa wilków?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!