Cóż, deszcz to zjawisko bardzo przyjemne. Szczególnie w lato,
kiedy jest gorąco i każdy chce się schłodzić. Ale teraz nie ma
lata. Jest jesień i nie ma się po co chłodzić, tym bardziej że o
tej porze roku, pada cały czas. A, no i należy w tym uwzględnić, czy jest się w
ciepłym domku, czy może tak jak ja, siedzi się gdzieś na zadupiu w opuszczonej
ruderze. Miał być tylko spacer, bez określonego celu. Jednak sama nie
zauważyłam, jak zapuściłam się w tak odległą część miasta. Było tu pełno ruder
i śmieci. Właściwie, to od dłuższej chwili nie widziałam tam żywej duszy. Gdy
zaczęło kropić, chciałam wracać do domu, jednak zanim zdążyłam uświadomić
sobie, że w okolicy nie kursują żadne taksówki ani autobusy, zdołało już na
dobre się rozpadać. Kurtka przemokła w ciągu kilku sekund, mokre włosy
przylepiły się do mojej twarzy, a te, które wciąż były wolne, wirowały mi
przed oczyma utrudniając dojrzenie czegokolwiek. Na ślepo doczłapałam na
ganek jednego ze zrujnowanych budynków. Jednak zacinający deszcz i tu sięgał,
więc jedyne co mi pozostało, to wejść do środka.
Naparłam na stare i spróchniałe drzwi. Ustąpiły i po kilku sekundach znalazłam się we w miarę suchym budynku. Kurtka była zupełnie mokrzusieńka, wiec wolałam ją zdjąć, buty natomiast zamieniły się w małe akwaria wypełnione wodą, chluboczącą przy każdym kroku. Po chwili tuż pod moimi stopami zaczęła tworzyć się niewielka kałuża.
Zaczęłam rozglądać się po budynku. Z tego, co zauważyłam wcześniej, oprócz parteru, miał on dwa piętra i strych. Nie różnił się jednak za bardzo od reszty zniszczonych domów w okolicy. Pozdzierana tapeta, podziurawiona podłoga, wybite okna. Przynajmniej było w miarę sucho. Rozejrzała się po kuchni, salonie i kilku innych pomieszczeniach znalezionych na parterze. Śmierdziało tu zgnilizną. Wszystko było zakurzone i brudne, więc wolałam do niczego się nie dotykać. Pstryknęłam palcami a w moich dłoniach zapłonął mały płomyk, którym ogrzałam ręce. Musiałam przyznać, że w całym budynku było dość zimno. Zimniej niż na zewnątrz.
Wyjrzałam przez jedno z rozbitych okien. Grzmiało, błyskało i cholera wie co jeszcze. Wydawało się, że ulewa nigdy się nie skończy. Nie pozostało mi nic innego niż czekać.
Szum deszczu był na swój sposób przyjemny. Uspokajał. Nie lubiłam przebywać w jakimś pomieszczeniu gdzie panuje zupełna, grobowa cisza. Nie miałam zbyt wiele do roboty, więc postanowiłam rozejrzeć się po domu. Parter już znałam, schody na piętro nie wydawały się jednak zbyt obiecujące. Spróchniałe deski i rozlatująca się balustrada raczej nie zwiastowały niczego dobrego. Ostrożnie, krok za krokiem, zaczęłam wchodzić na górę. Deski skrzypiały, jednak na szczęście udało mi się wejść na piętro bez szwanku. Było tu jeszcze zimniej niż na dole. Miałam nawet wrażenie, że wieje tu lodowaty wiatr. Przeciąg? Nawet jeśli, to przecież dzisiejszego dnia nie było tak zimno. Zajrzałam do pierwszego pokoju. Był opustoszały, pod ścianą leżał stary materac – ktoś musiał tu kiedyś nocować. Na wpół rozlepianej szafce leżała sterta komiksów. Podeszłam do nich, by przejrzeć kilka z nich. I wtedy drzwi za mną zatrzasnęły się z hukiem. Podskoczyłam w miejscu i spojrzałam w ich stronę. Podeszłam do nich i otworzyłam je powoli. Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch w pokoju po lewej.
To chyba niemożliwe, by ktoś tu był? Usłyszałabym. Powoli, jak najciszej, chociaż skradanie się nie było moim atrybutem, podkradłam się w kierunku tamtego pokoju. Zajrzałam do niego, jednak w pierwszej chwili nikogo tam nie zobaczyłam. Stanęłam więc w progu, w mojej ręce jak na zawołanie zabłyszczał miecz.
Przez chwilę myślałam, że to pewnie jakiś bezdomny tu mieszka, jednak intuicja podpowiadała mi, że lepiej mieć coś do obrony.
W pierwszej chwili wszystko wydawało mi się w porządku, w tym niewielkim pokoiku nie dostrzegłam żywej duszy. I dopiero po chwili zobaczyłam jakąś przeźroczystą postać przy oknie. Żywa to ona chyba nie była. Zjawa odwróciła się w moją stronę i skierowała się w stronę drzwi. Po drodze przeniknęła przeze mnie co nie było przyjemnym uczuciem. Zrobiło mi się trochę niedobrze, jednak szybko to opanowałam i wyskoczyłam z pokoju rozglądając się za duchem.
Obleciałam całe pierwsze piętro. Nigdzie go nie było. Zaczęłam więc wchodzić po schodach w górę. Gdy znalazłam się mniej więcej w połowie tej odległości, na szczycie schodów ujrzałam tę samą postać co wcześniej. Był przezroczysty, miał na sobie resztki zardzewiałej zbroi i hełm. W ręce dzierżył miecz, który w przeciwieństwie do reszty odzienia potwora, był w całkiem dobrym stanie i mógł okazać się pewnym zagrożeniem.
Tylko jak miałam go zaatakować? Był duchem, więc jak mogłam zadać mu jakiekolwiek obrażenia? Przyglądałam mu się dokładnie. Odniosłam wrażenie, że z każdą sekundą robi się coraz mniej przeźroczysty. Czyżby i on nie mógł mnie zaatakować w tej formie.
Nagle skoczy w moim kierunku. Zaskoczona tym, jedynie uniosłam miecz, by się nim zasłonić. Zjawa wpadła na mnie i zepchnęła mnie w dół. Obijając się o schodki, wylądowałam na podłodze. Chciałam się podnieść, jednak zjawa już przy mnie była. Sparowałam atak, co było trudne, szczególnie że leżałam na ziemi. Zjawa nie była tym zadowolona i dalej próbowała mnie zabić. Po kilku nieudanych próbach odsunęła się na kilka kroków w tył. Wykorzystałam tę okazję, by stanąć. Teraz moja kolej. Podbiegłam w kierunku zjawy i machnęłam mieczem, który płonął teraz żywym ogniem. Jednak widmo było szybsze i zdążyło dalej się odsunąć. Mały koniuszek jego płaszcza zapalił się, a po chwili całkowicie zajął się ogniem. Korzystając z chwili nieuwagi mojego przeciwnika, skoczyłam nań i jednym, szybkim ruchem pozbawiłam go głowy. Widmo w jednej chwili zmieniło się w kupkę popiołu.
Nawiedzony dom? Świetnie, wolałam jak najszybciej się stąd wynosić. Gdy otworzyłam drzwi na ganek, ulewa powoli przechodziła. Teraz jedynie kropiło, więc szybkim krokiem skierowałam się jak najdalej od tego budynku.
Naparłam na stare i spróchniałe drzwi. Ustąpiły i po kilku sekundach znalazłam się we w miarę suchym budynku. Kurtka była zupełnie mokrzusieńka, wiec wolałam ją zdjąć, buty natomiast zamieniły się w małe akwaria wypełnione wodą, chluboczącą przy każdym kroku. Po chwili tuż pod moimi stopami zaczęła tworzyć się niewielka kałuża.
Zaczęłam rozglądać się po budynku. Z tego, co zauważyłam wcześniej, oprócz parteru, miał on dwa piętra i strych. Nie różnił się jednak za bardzo od reszty zniszczonych domów w okolicy. Pozdzierana tapeta, podziurawiona podłoga, wybite okna. Przynajmniej było w miarę sucho. Rozejrzała się po kuchni, salonie i kilku innych pomieszczeniach znalezionych na parterze. Śmierdziało tu zgnilizną. Wszystko było zakurzone i brudne, więc wolałam do niczego się nie dotykać. Pstryknęłam palcami a w moich dłoniach zapłonął mały płomyk, którym ogrzałam ręce. Musiałam przyznać, że w całym budynku było dość zimno. Zimniej niż na zewnątrz.
Wyjrzałam przez jedno z rozbitych okien. Grzmiało, błyskało i cholera wie co jeszcze. Wydawało się, że ulewa nigdy się nie skończy. Nie pozostało mi nic innego niż czekać.
Szum deszczu był na swój sposób przyjemny. Uspokajał. Nie lubiłam przebywać w jakimś pomieszczeniu gdzie panuje zupełna, grobowa cisza. Nie miałam zbyt wiele do roboty, więc postanowiłam rozejrzeć się po domu. Parter już znałam, schody na piętro nie wydawały się jednak zbyt obiecujące. Spróchniałe deski i rozlatująca się balustrada raczej nie zwiastowały niczego dobrego. Ostrożnie, krok za krokiem, zaczęłam wchodzić na górę. Deski skrzypiały, jednak na szczęście udało mi się wejść na piętro bez szwanku. Było tu jeszcze zimniej niż na dole. Miałam nawet wrażenie, że wieje tu lodowaty wiatr. Przeciąg? Nawet jeśli, to przecież dzisiejszego dnia nie było tak zimno. Zajrzałam do pierwszego pokoju. Był opustoszały, pod ścianą leżał stary materac – ktoś musiał tu kiedyś nocować. Na wpół rozlepianej szafce leżała sterta komiksów. Podeszłam do nich, by przejrzeć kilka z nich. I wtedy drzwi za mną zatrzasnęły się z hukiem. Podskoczyłam w miejscu i spojrzałam w ich stronę. Podeszłam do nich i otworzyłam je powoli. Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch w pokoju po lewej.
To chyba niemożliwe, by ktoś tu był? Usłyszałabym. Powoli, jak najciszej, chociaż skradanie się nie było moim atrybutem, podkradłam się w kierunku tamtego pokoju. Zajrzałam do niego, jednak w pierwszej chwili nikogo tam nie zobaczyłam. Stanęłam więc w progu, w mojej ręce jak na zawołanie zabłyszczał miecz.
Przez chwilę myślałam, że to pewnie jakiś bezdomny tu mieszka, jednak intuicja podpowiadała mi, że lepiej mieć coś do obrony.
W pierwszej chwili wszystko wydawało mi się w porządku, w tym niewielkim pokoiku nie dostrzegłam żywej duszy. I dopiero po chwili zobaczyłam jakąś przeźroczystą postać przy oknie. Żywa to ona chyba nie była. Zjawa odwróciła się w moją stronę i skierowała się w stronę drzwi. Po drodze przeniknęła przeze mnie co nie było przyjemnym uczuciem. Zrobiło mi się trochę niedobrze, jednak szybko to opanowałam i wyskoczyłam z pokoju rozglądając się za duchem.
Obleciałam całe pierwsze piętro. Nigdzie go nie było. Zaczęłam więc wchodzić po schodach w górę. Gdy znalazłam się mniej więcej w połowie tej odległości, na szczycie schodów ujrzałam tę samą postać co wcześniej. Był przezroczysty, miał na sobie resztki zardzewiałej zbroi i hełm. W ręce dzierżył miecz, który w przeciwieństwie do reszty odzienia potwora, był w całkiem dobrym stanie i mógł okazać się pewnym zagrożeniem.
Tylko jak miałam go zaatakować? Był duchem, więc jak mogłam zadać mu jakiekolwiek obrażenia? Przyglądałam mu się dokładnie. Odniosłam wrażenie, że z każdą sekundą robi się coraz mniej przeźroczysty. Czyżby i on nie mógł mnie zaatakować w tej formie.
Nagle skoczy w moim kierunku. Zaskoczona tym, jedynie uniosłam miecz, by się nim zasłonić. Zjawa wpadła na mnie i zepchnęła mnie w dół. Obijając się o schodki, wylądowałam na podłodze. Chciałam się podnieść, jednak zjawa już przy mnie była. Sparowałam atak, co było trudne, szczególnie że leżałam na ziemi. Zjawa nie była tym zadowolona i dalej próbowała mnie zabić. Po kilku nieudanych próbach odsunęła się na kilka kroków w tył. Wykorzystałam tę okazję, by stanąć. Teraz moja kolej. Podbiegłam w kierunku zjawy i machnęłam mieczem, który płonął teraz żywym ogniem. Jednak widmo było szybsze i zdążyło dalej się odsunąć. Mały koniuszek jego płaszcza zapalił się, a po chwili całkowicie zajął się ogniem. Korzystając z chwili nieuwagi mojego przeciwnika, skoczyłam nań i jednym, szybkim ruchem pozbawiłam go głowy. Widmo w jednej chwili zmieniło się w kupkę popiołu.
Nawiedzony dom? Świetnie, wolałam jak najszybciej się stąd wynosić. Gdy otworzyłam drzwi na ganek, ulewa powoli przechodziła. Teraz jedynie kropiło, więc szybkim krokiem skierowałam się jak najdalej od tego budynku.
No, to ten:
OdpowiedzUsuń+200 do mocy
+300 do techniki
~Hikaru
Edit:300 do ukrycia
Usuńxp