Mężczyzna przyglądał się
z zaciekawieniem Viper'owi, który właśnie celował do niego ze swojej broni.
Percy uśmiechał się jak psychopata, a Darkness nic sobie z tego nie robił.
Zamknął tylko oczy i uśmiechnął się:
- Zabij mnie, a
wyświadczysz mi wielką przysługę.
Oczy Vipera błyszczały
wściekłą czerwienią. Były nienaturalne. Śmierć wydawała się być dla Darknessa
ukojeniem. Od dziecka miał z nią kontakt. Widział, jak jego ojciec gwałci jego
matkę, jak morduje jego niewiernych poddanych, jak bije rodzeństwo
czarnowłosego.. Wpajał mu, że był słaby,
że nadaje się tylko do czyszczenia klozetów. Ale mężczyzna pokazał, ile może
być wart. Wziął oddech. Czekał cierpliwie na koniec. Jednak... nic się nie
stało. Sen się zmienił. Stał obok ciała swojej siostry. Uśmiechnął się i
podszedł do trupa. Chwycił ją za rękę i objął nią sobie tors. Z rękawa wyleciał mu sztylet, który
wbił się w pierś młodej kobiety. Warren brutalnie wyjął jej ten sztylet i
wsadził w brzuch, po czym delikatnie pociągnął w górę. Sztylet rozpruwał jej
brzuch, a ze względu na to, że kobieta była w pozycji pół siedzącej flaki
wyleciały na wierzch i poplamiły mężczyźnie ubranie. Nie zwracał na to jednak
uwagi. Położył dziewczynę i wbił swoje ostre kły w jej szyję, po czym zaczął
jej pić krew. Kiedy wstał, zdał sobie sprawę, że była to Tytania, a nie
Artemida. Jednak nie ruszyło go to wcale, dopóki nie podszedł do niego jakiś
chłopak, i wyciągnął spluwę, celując dokładnie w czoło Darknessa. Chłopak zdjął
kaptur. Był to...Warren. On sam. Na jego twarzy widać było przerażenie
połączone z gniewem. Jakby to, co zrobił, było niewybaczalne. W sumie było to
niewybaczalne. Przecież rozpruł ciało
swojej córci, napił sie jej krwi,
a potem chciał ją zgwałcić, mimo iż już nie żyła. Darkness uśmiechnął się
tylko, a później usłyszał strzał. Otworzył oczy. Leżał na kanapie. Ręce miał
brudne od krwi, a na jego twarzy malowało sie zdziwienie. Wyglądał jak pijany.
Spojrzał na stolik i sięgnął jeszcze raz po butelkę rumu. Wypił całą na raz.
Czuł się dzisiaj wyśmienicie! Miał wrażenie, że gdyby tylko chciał, zmiótł by z
powierzchni ziemi cały Nowy York. Położył się jeszcze na kanapie i zaczął się
rozciągać. później podszedł do lustra i obejrzał się dokładnie. Na twarzy nadal
malowało mi się zdziwienie, które po kilku sekundach zmieniło się w
psychopatyczny uśmiech. Poczuł żądzę. Tak wielką żądzę mordu, lub czyjegoś
ciała. Jednak w ostateczności wybrał to pierwsze. Nie miał ochoty uganiać się
za małolatami, w WKJNie na pewno nikogo przelecieć nie mógł, a i tak wolał
zrobić to z trupem swojej przyszłej ofiary. Tylko, kogo by tu wybrać? Mężczyzna
rozglądnął się po pomieszczeniu. Od tak sobie nie mógł wyczarować przeciwnika.
Wstał więc i poszedł do willi. Może u Vipera jest coś ciekawego do roboty?
Jednak nie miał gwarancji. W ostateczności ruszył swój tyłek i ubrał płaszcz.
Do tej pory zadawał sobie pytanie, dlaczego jeszcze TEGO nie zrobił. Gdy dotarł
miejsce, zobaczył Anubisa, który, gdy tylko spojrzał na ojca, przyspieszył
kroku. Nienawidził go. Wciągnął go w niezłe bagno i nie zamierzał dać sie
nabrać po raz drugi. Darkness jednak był szybszy, złapał chłopaka za ramię i
przywarł go do muru.
- Gdzie tak się śpieszysz
moje szczenię? - zapytał oślizgłym głosem.
- Ni-nigdzie! - wyjąkał
zdenerwowany Anubis i zaczął sie szarpać.
Darkenss jednak był
silniejszy.. O wiele. Jego dziecko spojrzało na niego z przerażeniem. Był
starszy, a przynosił na mu na myśl, że jest jeszcze szczenięciem. W dodatku
niedorozwiniętym umysłowo. Po chwili
jednak trzydziestolatek puścił go, a ten upadł na ziemię. Anubis zaczął się powoli wycofywać. Syczał.
Nienawiść przeniknęła jego mózg. Kiedy Warren spojrzał na niego po raz ostatni,
ten się podnosił. Anubis już dawno chciał zmienić stronnictwo, ale nie zrobił tego. Został. Dla Moon.
Czarnowłosy poprawił swoje ubranie i ruszył do przodu. Byle przed siebie. Na
jego nieszczęście zauważył policyjną sukę, stojącą obok jakiegoś budynku. Owy
budynek był otoczony taśmą policyjną. Coś tutaj musiało się wydarzyć. Warren naciągnął
na usta kawałek apaszki, którą dzisiaj założył, przez co był teraz mniej
rozpoznawalny. Nadal jednak z łatwością gliny mogły go rozpoznać. Czarną grzywkę naciągnął na zdrowe oko, przez
co było widać tylko to zdeformowane. Mało kto był w stanie je zobaczyć... i
przeżyć. Zaciekawiony mężczyzna ruszył spokojnym krokiem. Kątem oka czujnie
obserwował wychodzących z domu policjantów. Wynosili coś zapakowanego w czarny
wór. Ciało. Darkness wszędzie rozpoznałby ten odór. W jego stronę nagle zaczął
iść jakiś funkcjonariusz. Wilkobójca szybko schował się za pobliskim combi, po
czym zaczął podsłuchiwać rozmowę.
- W tym domu od dawna
dzieją się dziwne rzeczy, do diaska! - warknął gliniarz i zapalił cygaro. -
Ludzie myślą, że tu coś straszy.
- Uważaj, nie kpij sobie
z duchów! Podobno smoka widziano gdzieś w centrum miasta! Zrobił niezłą
rozróbę! A w szkole pojawił się demon. Moja córka na własne oczy to widziała i
cudem przeżyła. - do pierwszego psa z cygarem podszedł drugi, blondyn z
niewielkim zarostem na twarzy.
- I ty w to wierzysz?
Darkness uśmiechnął się.
Dziwne rzeczy to jego ulubione hobby! Nie licząc seksu. I chorych gier komputerowych. Powoli wyszedł
z ukrycia. Policjanci spojrzeli na niego. Oprócz tych dwóch obok domu byli
jeszcze lekarze, badający trupa.
- Ty! Cofnij się! -
warknął pierwszy policjant.
Darkness jednak nadal
szedł do przodu. Zaciekawiony tym wszystkim. Zdjął apaszkę z twarzy, i wtedy
mężczyźni byli już w stanie go rozpoznać. Wycelowali broń w poszukiwanego
mordercę. Czarnowłosy zamknął oczy i wychrypiał coś cicho. W jego lewej ręce
pojawiła się kosa, a świat - stanął.
Gliniarze, podobnie jak i auta, zastygli w bezruchu. Darkoss wszedł
powoli do środka domu, omijając przy tym taśmę policyjną i inne przeszkody.
Kiedy tylko wszedł do środka, zaskrzypiała pod jego stopami podłoga. Mężczyzna
nie bał się, co tutaj ujrzy. Mógł to być demon, mógł to być inny stwór. Jedno
było pewne - to nie był śmiertelnik. Poczuł lodowaty oddech. Obok niego
zmaterializowała się istota, lekko przypominająca jakiegoś obłąkanego starca z
tasakiem w ręce i przekrwawionym fartuchem na szyi. Widać, że był wściekły.
Ktoś po raz kolejny naruszył jego teren. Duch nie rozpoznał Darknessa jako
władcę Podziemia. Rozpoznał go jako przypadkowego przychodnia, który ośmielił
się wtargnąć do jego domu. Darkoss
uśmiechnął się łagodnie, po czym rzucił kosą w stronę obcego. Istota ta zdołała
jednak uniknąć ciosu. Ruszyła na mężczyznę, niesiona furią. Szybka przemiana w
wilka wystarczyła, aby uniknąć ciosu ze strony widma. Czarny, nienaturalnie chudy basior podniósł
łeb i zawył. Obok niego pojawiły się trzy widma. Jedno przypominało małą
dziewczynkę, z nienaturalnie zrośniętymi kończynami. Drugi przedstawiał
chłopaka, bez głowy, ubrany w mundur policyjny. Trzeci był ubranym na czarno
staruszkiem. Troje duchów rzuciło się na widmo. Zdezorientowane próbowało się
wycofać, jednak na próżno. Zostało wciągnięte przez trójkę nieżywych do
Hadesu. Świat, w którym zatrzymali się
policjanci i sanitariusze, znowu ruszył
do przodu. A Darkoss wyszedł przez tylne
okno i pobiegł do swojego zrujnowanego już domostwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!