25 października 2016

Od Darknessa - Walka z Rzeźnikiem



Mężczyzna przyglądał się z zaciekawieniem Viper'owi, który właśnie celował do niego ze swojej broni. Percy uśmiechał się jak psychopata, a Darkness nic sobie z tego nie robił. Zamknął tylko oczy i uśmiechnął się:
- Zabij mnie, a wyświadczysz mi wielką przysługę.
Oczy Vipera błyszczały wściekłą czerwienią. Były nienaturalne. Śmierć wydawała się być dla Darknessa ukojeniem. Od dziecka miał z nią kontakt. Widział, jak jego ojciec gwałci jego matkę, jak morduje jego niewiernych poddanych, jak bije rodzeństwo czarnowłosego.. Wpajał mu,  że był słaby, że nadaje się tylko do czyszczenia klozetów. Ale mężczyzna pokazał, ile może być wart. Wziął oddech. Czekał cierpliwie na koniec. Jednak... nic się nie stało. Sen się zmienił. Stał obok ciała swojej siostry. Uśmiechnął się i podszedł do trupa. Chwycił ją za rękę i objął nią sobie  tors. Z rękawa wyleciał mu sztylet, który wbił się w pierś młodej kobiety. Warren brutalnie wyjął jej ten sztylet i wsadził w brzuch, po czym delikatnie pociągnął w górę. Sztylet rozpruwał jej brzuch, a ze względu na to, że kobieta była w pozycji pół siedzącej flaki wyleciały na wierzch i poplamiły mężczyźnie ubranie. Nie zwracał na to jednak uwagi. Położył dziewczynę i wbił swoje ostre kły w jej szyję, po czym zaczął jej pić krew. Kiedy wstał, zdał sobie sprawę, że była to Tytania, a nie Artemida. Jednak nie ruszyło go to wcale, dopóki nie podszedł do niego jakiś chłopak, i wyciągnął spluwę, celując dokładnie w czoło Darknessa. Chłopak zdjął kaptur. Był to...Warren. On sam. Na jego twarzy widać było przerażenie połączone z gniewem. Jakby to, co zrobił, było niewybaczalne. W sumie było to niewybaczalne. Przecież rozpruł ciało  swojej  córci, napił sie jej krwi, a potem chciał ją zgwałcić, mimo iż już nie żyła. Darkness uśmiechnął się tylko, a później usłyszał strzał. Otworzył oczy. Leżał na kanapie. Ręce miał brudne od krwi, a na jego twarzy malowało sie zdziwienie. Wyglądał jak pijany. Spojrzał na stolik i sięgnął jeszcze raz po butelkę rumu. Wypił całą na raz. Czuł się dzisiaj wyśmienicie! Miał wrażenie, że gdyby tylko chciał, zmiótł by z powierzchni ziemi cały Nowy York. Położył się jeszcze na kanapie i zaczął się rozciągać. później podszedł do lustra i obejrzał się dokładnie. Na twarzy nadal malowało mi się zdziwienie, które po kilku sekundach zmieniło się w psychopatyczny uśmiech. Poczuł żądzę. Tak wielką żądzę mordu, lub czyjegoś ciała. Jednak w ostateczności wybrał to pierwsze. Nie miał ochoty uganiać się za małolatami, w WKJNie na pewno nikogo przelecieć nie mógł, a i tak wolał zrobić to z trupem swojej przyszłej ofiary. Tylko, kogo by tu wybrać? Mężczyzna rozglądnął się po pomieszczeniu. Od tak sobie nie mógł wyczarować przeciwnika. Wstał więc i poszedł do willi. Może u Vipera jest coś ciekawego do roboty? Jednak nie miał gwarancji. W ostateczności ruszył swój tyłek i ubrał płaszcz. Do tej pory zadawał sobie pytanie, dlaczego jeszcze TEGO nie zrobił. Gdy dotarł miejsce, zobaczył Anubisa, który, gdy tylko spojrzał na ojca, przyspieszył kroku. Nienawidził go. Wciągnął go w niezłe bagno i nie zamierzał dać sie nabrać po raz drugi. Darkness jednak był szybszy, złapał chłopaka za ramię i przywarł go do muru.
- Gdzie tak się śpieszysz moje szczenię? - zapytał oślizgłym głosem.
- Ni-nigdzie! - wyjąkał zdenerwowany Anubis i zaczął sie szarpać.
Darkenss jednak był silniejszy.. O wiele. Jego dziecko spojrzało na niego z przerażeniem. Był starszy, a przynosił na mu na myśl, że jest jeszcze szczenięciem. W dodatku niedorozwiniętym umysłowo.  Po chwili jednak trzydziestolatek puścił go, a ten upadł na ziemię.  Anubis zaczął się powoli wycofywać. Syczał. Nienawiść przeniknęła jego mózg. Kiedy Warren spojrzał na niego po raz ostatni, ten się podnosił. Anubis już dawno chciał zmienić stronnictwo, ale  nie zrobił tego. Został. Dla Moon. Czarnowłosy poprawił swoje ubranie i ruszył do przodu. Byle przed siebie. Na jego nieszczęście zauważył policyjną sukę, stojącą obok jakiegoś budynku. Owy budynek był otoczony taśmą policyjną. Coś tutaj musiało się wydarzyć. Warren naciągnął na usta kawałek apaszki, którą dzisiaj założył, przez co był teraz mniej rozpoznawalny. Nadal jednak z łatwością gliny mogły go rozpoznać.  Czarną grzywkę naciągnął na zdrowe oko, przez co było widać tylko to zdeformowane. Mało kto był w stanie je zobaczyć... i przeżyć. Zaciekawiony mężczyzna ruszył spokojnym krokiem. Kątem oka czujnie obserwował wychodzących z domu policjantów. Wynosili coś zapakowanego w czarny wór. Ciało. Darkness wszędzie rozpoznałby ten odór. W jego stronę nagle zaczął iść jakiś funkcjonariusz. Wilkobójca szybko schował się za pobliskim combi, po czym zaczął podsłuchiwać rozmowę.
- W tym domu od dawna dzieją się dziwne rzeczy, do diaska! - warknął gliniarz i zapalił cygaro. - Ludzie myślą, że tu coś straszy.
- Uważaj, nie kpij sobie z duchów! Podobno smoka widziano gdzieś w centrum miasta! Zrobił niezłą rozróbę! A w szkole pojawił się demon. Moja córka na własne oczy to widziała i cudem przeżyła. - do pierwszego psa z cygarem podszedł drugi, blondyn z niewielkim zarostem na twarzy.
- I ty w to wierzysz?
Darkness uśmiechnął się. Dziwne rzeczy to jego ulubione hobby! Nie licząc seksu.  I chorych gier komputerowych. Powoli wyszedł z ukrycia. Policjanci spojrzeli na niego. Oprócz tych dwóch obok domu byli jeszcze lekarze, badający trupa. 
- Ty! Cofnij się! - warknął pierwszy policjant.
Darkness jednak nadal szedł do przodu. Zaciekawiony tym wszystkim. Zdjął apaszkę z twarzy, i wtedy mężczyźni byli już w stanie go rozpoznać. Wycelowali broń w poszukiwanego mordercę. Czarnowłosy zamknął oczy i wychrypiał coś cicho. W jego lewej ręce pojawiła się kosa, a świat - stanął.  Gliniarze, podobnie jak i auta, zastygli w bezruchu. Darkoss wszedł powoli do środka domu, omijając przy tym taśmę policyjną i inne przeszkody. Kiedy tylko wszedł do środka, zaskrzypiała pod jego stopami podłoga. Mężczyzna nie bał się, co tutaj ujrzy. Mógł to być demon, mógł to być inny stwór. Jedno było pewne - to nie był śmiertelnik. Poczuł lodowaty oddech. Obok niego zmaterializowała się istota, lekko przypominająca jakiegoś obłąkanego starca z tasakiem w ręce i przekrwawionym fartuchem na szyi. Widać, że był wściekły. Ktoś po raz kolejny naruszył jego teren. Duch nie rozpoznał Darknessa jako władcę Podziemia. Rozpoznał go jako przypadkowego przychodnia, który ośmielił się wtargnąć do jego domu.  Darkoss uśmiechnął się łagodnie, po czym rzucił kosą w stronę obcego. Istota ta zdołała jednak uniknąć ciosu. Ruszyła na mężczyznę, niesiona furią. Szybka przemiana w wilka wystarczyła, aby uniknąć ciosu ze strony widma.  Czarny, nienaturalnie chudy basior podniósł łeb i zawył. Obok niego pojawiły się trzy widma. Jedno przypominało małą dziewczynkę, z nienaturalnie zrośniętymi kończynami. Drugi przedstawiał chłopaka, bez głowy, ubrany w mundur policyjny. Trzeci był ubranym na czarno staruszkiem. Troje duchów rzuciło się na widmo. Zdezorientowane próbowało się wycofać, jednak na próżno. Zostało wciągnięte przez trójkę nieżywych do Hadesu.  Świat, w którym zatrzymali się policjanci i sanitariusze,  znowu ruszył do przodu.  A Darkoss wyszedł przez tylne okno i pobiegł do swojego zrujnowanego już domostwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits