Budzik wydzierał się jak oszalały.
Kryjąc twarz w poduszce, prawą ręką próbowałem dotknąć przedmiotu samego
diabła. Kiedy w końcu mi się to udało, rzuciłem go na podłogę. Kilka
tygodni temu odkryłem, że tylko w ten sposób można go uciszyć, a
ponieważ był wykonany niemal w całości z plastiku, nadal jeszcze
działał. Na moje nieszczęście.
Zwlekłem się z łóżka i poczłapałem do kuchni. Tam na stole stygła już
jajecznica. Usiadłem na najbliższym z krzeseł i zacząłem wsuwać
śniadanie.
Max, mój szef, nie pozwala mi przebywać w pobliżu kuchenki od dnia, w
którym omal puściłem z dymem cały budynek. Ale co mogłem zrobić, kiedy
olej na patelni zaczął płonąć? Nie było innego wyjścia jak wrzucić
naczynie do zlewu i zalać wodą...
Taa, ja i moja inteligencja.
Po posiłku poszedłem założyć robocze ubranie (przetarte czarne jeansy i szarą koszulkę z logiem salonu) i zszedłem na dół.
Mieszkam dokładnie nad zakładem, w którym pracuję. Można powiedzieć, że
szef był bardzo łaskawy, skoro pozwolił mi zamieszkać u siebie. Nie
wiem, co go do tego przekonało. Fakt, że młody chłopak mający zadatki na
świetnego tatuatora szuka pracy, czy też możliwość zatrudnienia
pracownika niemal za darmo.
- O! Śpiąca Królewna się obudziła. - usłyszałem na wstępie.
- Max, jest siódma rano. Normalni ludzie przewracają się o tej godzinie
na drugi bok. - rzuciłem w jego stronę. Podszedłem do biurka i zabrałem z
niego listę z klientami, unosząc brwi po przeczytaniu pierwszego
nazwiska - Donowi znów znudziła się czaszka?
- Niestety. Jak tak dalej pójdzie, to nie wiem, jak naprawimy tatuaż niemal na całych plecach.
Pokręciłem głową.
- My czy ty? - zauważyłem.
- Nie bądź taki mądry. - powiedział i pogroził mi palcem.
Max ma dwadzieścia pięć lat, a salon tatuażu założył jakieś trzy lata temu. W zeszłym
roku jego były pracownik przedawkował z maryśką i... nie muszę chyba
mówić. Kiedy więc zjawiłem się u niego na progu z propozycją
zatrudnienia za połowę minimalnej stawki, pracę dostałem od zaraz. Przez
pierwsze miesiące przeglądał moje szkice, a kiedy uznał, że mogę
przystąpić do prawdziwej pracy, nie pożałował. Klientów przybywało, a
wraz z nimi pieniędzy.
- To ilu mam dzisiaj?
- Trzy sztuki. Wypełnianie, wyprofilowanie i podstawa.
Podszedłem do umywalki i umyłem ręce. Do salonu wszedł znany mi facet.
- No to do roboty. - powiedziałem, wyrzuciłem papierowy ręcznik i
podszedłem do klienta. Wykonałem zapraszający gest w stronę fotela,
uśmiechając się sztucznie - Zapraszam.
***
Po południu miałem już wolne.
Zostawiłem Maxa w gabinecie. Chłopak tłumaczył wtedy Donowi, naszemu
stałemu klientowi, że nie może co dwa tygodnie przychodzić i prosić nas o
zakrycie starego tatuażu, bo w końcu nie będzie już co i jak zakrywać.
Ja, jednak miałem to w nosie. Teraz miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Siedziałem w publicznej bibliotece i szukałem wyjaśnienia dla tego złowieszczego skrótu.
*BRRD*
Czasami myślałem, że już jestem blisko rozwiązania, kiedy wszelka
nadzieja pryskała i wracałem do punktu wyjścia. Tym razem było podobnie.
Zamknąłem książkę z hukiem i odstawiłem na półkę. Wychodząc, czułem na
sobie wzrok bibliotekarki. Ciekaw jestem, co sobie o mnie myśli. Chłopak
przychodzi codziennie, bez słowa wyciąga kolejną książkę z półki, a po
paru godzinach zatrzaskuje ją z hukiem i wychodzi, również bez słowa.
Właściwie, w dupie mam, co sobie o mnie myśli.
Wyszedłem na ulicę i przez chwilę zastanawiałem się, co mam ze sobą
zrobić. Droga na prawo prowadziła do salonu, natomiast ta na lewo - w
stronę lasu. Wahałem się tylko przez milisekundę.
Ruszyłem szybkim i pewnym krokiem w stronę dziczy. Po drodze mijały mnie
liczne auta. Czułem na sobie spojrzenia kierowców. Mimo to dalej
szedłem przed siebie, aż w końcu znalazłem się w cieniu drzew.
Cień. Mój dom.
Wszedłem głębiej w las, z każdym krokiem łamiąc gałązkę. Chciałem
usłyszeć ten dźwięk, usłyszeć szum liści, poczuć zapach lasu. Wciągnąłem
głęboko powietrze i poczułem, że nie jestem tu sam.
Przystanąłem i rozejrzałem się dookoła, jednak nikogo nie zauważyłem. Zrobiłem kolejny krok i wtedy usłyszałem szelest.
Odwróciłem się w stronę, z której dobiegł mnie odgłos i położyłem dłonie na biodrach, palcami dotykając rękojeści noży.
- Dobra. Wyłaź. - Powiedziałem głośno.
Po chwili zza pobliskich krzaków wyszła tajemnicza postać.
<Ktoś?>
[Od Est: Krótkie, małe uwagi, jeżeli chcesz nie musisz nawet zwracać na to uwagi. W opowiadaniach liczby powinno zapisywać się pisemnie, a kiedy piszesz dialog i na końcu stawiasz kropkę to potem piszesz z dużej litery, jednak kiedy stawiasz pytajnik, wykrzyknik lub coś innego, piszesz z małej. Przykłady: " - Słuchaj. - Powiedział [...]" lub " - Słuchaj! - krzyknął [...]". W pewnych miejscach także brakuje przecinków, a i nie zmieniaj nagle czasów, bo zauważyłam, że z pierwszej nagle zmieniłeś na trzecią, co jest błędem.]
A ja polecam przeczytać to:
OdpowiedzUsuńhttp://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/
Tobie też, Estu...
No co? XD
UsuńTo wciąż blog a nie książka, my tu ćwiczymy, a ja przekazuję wiedzę dalej ;v
Dzięki ;)
UsuńTeraz wiem chociaż, gdzie były niektóre błędy
Ale ja wiem, że się uczymy Estu :P Czy ja kiedykolwiek wymagałam od was, żebyście pisali w ten sposób? To po prostu praktyczna rada na przyszłość (#To wcale nie tak, że została zjechana za pisanie opowiadań, nie stosując się do tych reguł)
UsuńTera to mam wrażenie, że nie potrafię pisać. Agro, podkreślając mi każdy błąd w opku. Aha: jeżeli nikt nie odpisze do 2 tygodni ja to zrobię swoją losowe postacią.
OdpowiedzUsuńJa spróbuję napisać...Spróbuję...
OdpowiedzUsuń