Po przebyciu pokoju zwierciadeł i tego dziwacznego miasta ostatecznie Zdrajca znalazł się w spokojnym, pustym mieście. Podobnie jak wcześniejszy szklany zamek było w nim coś… znajomego. Wilk zaczął się zastanawiać, czy to miejsce w jakiś sposób nie grzebie w jego egzystencji, wybierając z niej takie elementy, o których on sam nie miał pojęcia. Stał w nędznym ochłapie cienia, pod jakąś niewielką wiatą.
To miejsce… kamienice po obu stronach uliczki miały jasne, przyjemne, pastelowe barwy. I tylko tam, gdzie zalegały niewielkie cienie dało się dostrzec niedoskonałości, odchodzący tynk i brud. Zdrajca położył po sobie uszy. W jakiś sposób to miejsce… go przytłaczało. Ta jasność…
A słońce wędrowało powoli, powoli… jednak nie tak wolno, jak zazwyczaj. Wilk zwrócił na to uwagę dopiero w momencie, w którym cień pod jego łapami wydłużył się i powoli wypełzł na biała kostkę deptaka, zamieniając ją w popękaną i porośniętą mchem skałę. Wilk spojrzał w niebo, by ujrzeć czerwoną łunę, pokrywającą dzienny błękit. Niczym krew, umierającej nadziei – przemknęło mu przez myśl, jednak nie miał pojęcia, skąd ten pomysł przybył.
A tymczasem mrok dotykał już przeciwległej ściany budynku i wędrował coraz szybciej w górę.
Czarny wilk niepewnie wstał ze swojego miejsca i powoli ruszył pustą uliczką, już nie tak uroczą jak chwilę temu. Teraz kamienice po bokach wydawały się stare, ciężki i brudne. Grożące zawaleniem w każdej chwili, a blade światła, płonące w ich oknach przywodziły na myśl płonące ślepia bestii. Niektóre z nich zabite były deskami, niektóre odgrodzone od świata zewnętrznego czarnym szkłem. W niektórych domach brakowało drzwi i tylko sterczące z futryn zawiasy mówiły o ich niegdysiejszej obecności. A mrok w klatkach schodowych wydawał się głęboki i… żywy.
Cisza kroków Zdrajcy rozbrzmiewała echem w ciszy tego dziwnego miejsca.
Mrok już nie zapadał powoli. Nie. On zapadł nagle. Opadł na świat, niczym czarna kurtyna na scenę życia, ukazując gwałtownie tłum ludzi za sceną. Ludzi, bez których przedstawienie nie miało prawa się odbyć, a których świat nigdy nie pozna. Ludzi? Zdrajca zatrzymał się i wyprostował, unosząc głowę. Rozglądał się. Mijające go istoty zdecydowanie nie wyglądały na ludzi. Jedne miały łuski, inne pióra, jeszcze inne połyskujące pancerze. Były tam rogi, macki, kopyta, łapy, skrzydła, pazury i narośla. Były zniekształcone ciała i twarze, były zwierzęce sylwetki, były i ludzkie. Ale wszystkie one, wszystkie, miały jedną wspólną cechę. Ich twarze nie miały wyrazu. Snuły się gdzieś, skądś, po coś… Marne odbicia samych siebie.
Na kostce przed Zdrajcą coś stuknęło cicho. Wilk gwałtownie spojrzał w tamtym kierunku, by ujrzeć jedną, jedyną osobę, w tłumie stworów. Mały Chłopiec o złotych, kędzierzawych włosach i błękitnych, ciepłych oczach. Ubrany był jedynie w białą koszulę nocną. Był jak światło w mroku uliczki, a pod jego stopami dało się dostrzec gładkie linie białej kostki. Czarny wilk ruszył w jego kierunku, pochylając łeb. Coś się z nim zaczęło dziać. Stał się masywniejszy, a ilość przednich łap zwiększyła się dwukrotnie, a zamiast zwykłych, wilczych opuszek pojawiły się szpony. Również liczba oczu Zdrajcy zwiększyła się o dodatkowe trzy pary, a z obu boków głowy pojawiły rogi. Chłopiec również dojrzał kroczącą ku niemu postać. Cofnął się gwałtownie, z przerażeniem, widocznym na jego pięknej twarzyczce. Wilk wysunął swój długi język i oblizał jego koniuszkiem pysk. Chłopiec odwrócił się i rzucił do ucieczki. A Zdrajca za nim, a wszystkie beznamiętne potwory ustępowały im z drogi. Chłopiec skręcił w boczną uliczkę, a wilk za nim. Zatrzymał się na samym jej końcu, na wprost Chłopca, który z przerażeniem próbował wspiąć się po odartej do cegły ścianie. Jednak nie był w stanie. Był w potrzasku. Z gardzieli Zdrajcy wydobył się cichy, złowrogi warkot. Chłopiec odwrócił się i oparł plecami o mur. Był przerażony. Zacisnął ręce w pięści i opuścił głowę.
- Ponowisz swoją propozycję? – zapytał, drżącym głosem. – Odmówię. Śmiało, możesz wydłubać moje oczy, odgryźć kończyny i pożerać powoli. Możesz przyzwać kruki, możesz wyjąć igły. Jak to zawsze robisz. Odmówię.
Zdrajca stał w pustym zaułku. W nagłej ciszy słychać było czyjeś głosy. Ktoś szedł przez ciemność. Wilk kojarzył te głosy. Zbliżały się, kompletnie nie świadome jego obecności. W ciemności. Czy to miejsce nie było idealne? Czy warto dłużej zwlekać? Igrzyska wkrótce dobiegną końca. Igrzyska walki o władzę. A Darkness życzył sobie, by wygrał jego syn. Życzenie nie było wyrażone wprost, jednak Alpha uczynił Zdrajcę już swoim zabójcą. Tego dnia, gdy kazał mu pozbyć się Wilka z Watahy Zachodu. Impuls. Tamtego dnia poczuł ten impuls. Teraz czuł go ponownie. Takie było życzenie Darknessa.
Czarny wilk ugiął łapy i bezszelestnie szurając brzuchem o kostkę podszedł do skraju uliczki. Przywódczyni grupy już tam była, razem z tym czarnym basiorem co wcześniej. Zdrajca był dla nich kompletnie niewidoczny. Rozmawiali o czymś cicho, nie przejmując się wogóle światem dookoła. Mój cel, cel… Mrok wypłynął na ulicę, kształtując się w wilka tuż przed samymi przybyszami. Tytania cofnęła się gwałtownie, gdy szczęki potwora wystrzeliły w jej kierunku. Mimo to nie chybiłyby, gdyby czarny basior nie wykazał się refleksem i nie stanął między szczękami Zdrajcy, a gardłem pani swojego serca, odpychając ją na bok. Oba czarne wilki potoczyły się po zniszczonej kostce, splecione w zabójczym uścisku. Raz kopał i drapał, gryzł i miotał się. Jego ciosy były naprawdę silne, jednak powolne. Zdrajca tylnimi-przednimi łapami unieruchomił jego łapy, a przednimi tułów i pysk przeciwnika, tracąc przy okazji kilka pazurów, które jednak odrosły w zastraszającym tempie. To była sekunda, gdy olbrzymie szczęki dominującego wilka zatopiły się w tętnicy przeciwnika. I pociągnęły. Raz gwałtownie ryknął, zacharczał i już nie wydał żadnego odgłosu. Zdrajca zszedł z przeciwnika i zwrócił się do jego towarzyszki, nadal trzymając główną żyłę w kłach. Warknął i uśmiechnął się groźnie. Wokół wadery płonął czarny ogień. Jego mroczny blask pokrywał cienie czarnymi iskrami. Fioletowe elementy na ciele wadery iskrzyły się.
- Umieraj, potworze! – wrzasnęła, a sceneria wokół Zdrajcy zmieniła się ponownie. Stał w szklanym pałacu, a przed nim na wysokim podeście szklana kula. U jego stóp leżał Chłopiec, a jego jasne włosy nie były już skręcone w loczki jak dawniej. Nie miały też w sobie już ani trochę dawnego blasku. Chłopiec był martwy. Zdrajca schylił się ku niemu. Wyciągnął do niego rękę i obrócił Chłopca na plecy. Miał otwarte oczy. One też straciły ten blask… teraz były matowe i szare… nie. One zawsze były szare, jednak energia w nich zaklęta nadawała im tego blasku. Zdrajca wyciągnął dwa palce i delikatnie zamknął powieki Chłopcu. Dopiero teraz zauważył, że na piersi tego wykwitła czarna plama, a z niej powoli na posadzkę upadł złoto-diamentowy odłamek. Zdrajca chwycił go w dwa palce… i świat przestał być taki, jaki był. Odłamek przeobraził się w małą, kryształową szkatułkę, obitą złotem. Mężczyzna wsadził do niego dłoń…
W środku Zdrajca znalazł głównie jedzenie, jednak pomiędzy owocami natrafił na żywą, ogromną gąsienicę, w kolorze różu, wyjadającą resztki. Ponad to zyskał również sztylecik.
-10 HP oraz 300 punktów do rozdania.
Jeżeli RAZ napisze opowiadanie w ciągu 3 dni, zdoła się uratować i powróci do igrzysk, jeżeli zaś nie, traci całe HP. Po Razie pisze: ENURI.
Do team'u CRYSTAL: NASTĘPNA PISZE KASAI!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!