Zaczęłam grzebać między wymyślnymi kosmetykami, nie wiedziałam, do czego użyć połowy z nich, ale chciałam znaleźć coś, czym mogę zmyć makijaż. Niezbyt podobała mi się ta sytuacja, zaczynało mnie to lekko irytować. Znalazłam jakąś wodę, cholera wie, co to było. Już miałam zamiar wylać se całą zawartość na twarz, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się z impetem.
Do pomieszczenia wszedł jakiś szczupły i wysoki mężczyzna. Złapał mnie za rękę i wyciągnął na korytarz. Tam okrążyła nas chmara jakichś ludzi. Część z nich co chwila wyskakiwała przede mnie i nakładała coraz więcej pudru na moją twarz. Inni poprawiali rzęsy, cienie i usta, z których zdążyłam zlizać już szminkę.
- No, moja droga, ale się dziś ociągasz! – Prychnął nieznany mi, wysoki mężczyzna. – Cóż to by było, gdybyś się spóźniła! – ciągnął dalej, nie dopuszczając mnie do słowa. – Bill już czeka, zaraz zaczynamy.
Potykałam się o własne nogi, nigdy nie umiałam chodzić na wysokich butach niczym dama.
Znaleźliśmy się w miejscu pełnym krzątających się ludzi. Mnóstwo mikrofonów, kamer, dźwiękowców. Ludzie krzyczeli coś do siebie, przełączali jakieś guziki. Gdzieś z oddali słychać było, jak ktoś wyczytuje numery, był już na dziewiątym. Ustawiono mnie przy jakimś, na oko, dwudziestopięcioletnim mężczyźnie. Miał na sobie garnitur i patrzył na mnie z góry.
- Jak mogłaś się spóźnić?! – syknął niezadowolony.
- Co? – zapytałam zdziwiona.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Coś ci się stało? Zawsze byłaś taka zorganizowana, a dziś zgubiłaś się w przebieralni? – powiedział z ironią w głosie.
Głos w oddali wyczytywał kolejne numery. Gdy krzyknął „Para numer pięć!”, mężczyzna obok mnie ruszył przed siebie. Widząc jednak, że się nie ruszam, złapał mnie za rękę i pociągnął do przodu. Wyszliśmy zza jakiejś kurtyny lub czegoś podobnego.
Byliśmy w wielkiej sali. Naprzeciwko mnie, od ściany, przez 3/5 długości pomieszczenia znajdowały się rzędy krzeseł, na których siedzieli ludzie. Mnóstwo ludzi. Krzyczeli coś, hałas był okropny. Dalej, tuż przed widownią, znajdował się stół, przy którym siedziało kilka osób i bacznie obserwowało rozwój wydarzeń. Naprzeciwko nich, znajdowała się scena. Wielka, podświetlana. A za nami kurtyna albo nie, wielka ściana z ogromnym napisem „Tańcz!” I na tej scenie, oprócz mnie i nieznajomego mężczyzny, stały cztery inne pary, a tuż po naszej lewej stronie, wyłaniały się kolejne. W sumie, kiedy kolejne osoby przestały pojawiać się na scenie, doliczyłam się siedemnastu par.
Czyżbym trafiła do jakiegoś tanecznego show?!
Pary po kolei się przedstawiały, właściwie, niewiele obchodziły mnie ich imiona, chciałam tylko odnaleźć tę głupią skrzynkę. I w pewnej chwili mężczyzna, który najwidoczniej miał być moim partnerem, szturchnął mnie w ramię. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, czego on chciał?
- Przedstaw się – wycedził przez zęby.
Spojrzałam na widownie, wszyscy wbijali we mnie wzrok. Co miałam zrobić?!
- Haha – zaśmiał się mój partner. – Przepraszam za moją partnerkę, jest dzisiaj nieco zaspana! – zaczął tłumaczyć mężczyzna obok mnie.
Rozległ się głośny śmiech, tłum na widowni wydawał być się tym rozbawiony. Raczej nie byłam szczęśliwa z tego, że zostałam wystawiona na pośmiewisko. Niezbyt skupiłam się na dalszych wydarzeniach. Przynajmniej ludzie nieco zapomnieli o mojej wpadce. Zastanawiałam się, jak nazywa się mój partner. Bill? Tak go chyba nazwał ten wysoki mężczyzna, który mnie tu przyprowadził. Niestety, kiedy mieliśmy schodzić ze sceny, wywróciłam się. Źle postawiłam stopę, obcas się przekrzywił, a ja wylądowałam na ziemi, ku uciesze tłumu. Znów podniosła się wrzawa, ludzie śmiali się i krzyczeli. Bil chciał pomóc mi wstać, ale nie chciałam bawić się w bezbronną damę. Wstałam, otrzepałam sukienkę i zdjęłam szpilki. Następnie, na bosaka i z zadartym nosem zeszłam ze sceny. Gdy tylko znikłam widowni z pola widzenia, cisnęłam butami w ścianę z taką siłą, że ich obcasy wbiły się w nią i tak zawisły.
Właściwie, zazwyczaj nie gniewam się, kiedy ktoś robi sobie ze mnie żarty. Ale wystawianie mnie na pośmiewisko nie jest dobrym wyborem.
- Co to było?! – wydarł się na mnie ten szczupły mężczyzna.
Wzruszyłam ramionami i już chciałam odejść, kiedy zostałam porwana przez tłum stylistów i znów zaciągnięta do szatni. Tak zmuszona zostałam do założenia jakiejś kiczowatej kiecki do połowy uda. Ilość brokatu, jaki na niej był przyprawiał mnie o mdłości. Wręczono mi pudełko z butami, na szczęście nie były to kolejne szpilki a płaskie baletki. Gdy już byłam przebrana, zaprowadzono mnie do jakiegoś niewielkiego pokoju z kilkoma kanapami. Na ścianie wisiał telewizor, na którym wyświetlano obrazy ze sceny. I po chwili na scenie pojawiła się pierwsza para. Z głośników wydobyła się muzyka, a występujący zaczęli tańczyć.
Ja, w przeciwieństwie do oszalałej z zachwytu widowni, nie byłam zwolenniczką tańcowania. Kręcenie piruetów i rzucanie się po całej scenie raczej nie wzbudzało u mnie zachwytu. Chciałam dyskretnie wymknąć się z sali, nie miałam zamiaru siedzieć tu z tą zgrają wymalowanych panienek. Wszystkie z zapartym tchem obserwowały jak jurorzy oceniają parę numer jeden. Chwilę później na scenę wkroczyła kolejna para. Po nie więcej niż trzech minutach na scenie pojawiła się trzecia para, a następnie czwarta. Kurde, jeśli dobrze się orientowałam, to ja i ten cały Bill byliśmy piąci. Nerwowo zaczęłam rozglądać się i szukać skrzynki. Chciałam stąd uciec. Ale dotychczas nie widziałam niczego, co byłoby złote i przypominałoby skrzynkę. Muzyka ze sceny powoli cichła. Tuż za mną pojawił się Bill i mimo mojego oporu, pociągnął mnie do wejścia na scenę. Chwilę później oślepiły mnie światła reflektorów, a z głośników zaczęła lecieć jakaś kiczowata muzyczka. Nie zdążyłam nic zrobić, kiedy mój pseudo partner zaczął tańczyć. A ja oczywiście latałam za nim i rzucałam się niczym słoń w składzie porcelany. Cała widownia wbijała we mnie wzrok, słyszałam tylko cichy chichot, gdy po raz kolejny plątały mi się nogi. Bill piorunował mnie wzrokiem i próbował jakoś uratować całą sytuację. Ale trudno osiągnąć coś w tańcu, kiedy za partnerkę ma się taką osobę jak ja. Nie podobało mi się to. Byłam świadoma, że to wszystko to pewnie głupie zwidy, kolejne sztuczki zaplanowane przez Darka, który to wszystko zorganizował. Ale dalej się stresowałam i coraz bardziej denerwowałam się tą sytuacją. Właściwie, gdybym tylko miała swój miecz, mogłabym posiekać tego całego Billa i resztę tej zgrai na kawałeczki. Spojrzałam spode łba na mojego partnera.
Topił się.
Wyglądał niczym roztapiający się bałwan. I dopiero teraz spostrzegłam, że wszystko naokoło tak wygląda. Ha, w przypływie emocji, bezwiednie zaczęłam zwiększać temperaturę w pomieszczeniu. Cóż, myślałam, że już kontroluje moce, no, ale właściwie nic złego się nie stało. A przynajmniej pozbyłam się tych okropnych kreatur. I wreszcie nikt się na mnie nie patrzył. Po chwili resztki „ludzi” zapłonęły, podobnie jak cała scena, widownia i właściwie wszystko naokoło. Liny, na których wisiały wielkie litery napisu „Tańcz!” zaczynały pękać, aż po chwili na ziemię z głośnym hukiem spadło „a”. Rozpadło się na mnóstwo drobnych kawałeczków, które po kilku sekundach zajęły się ogniem. Gdzieś pomiędzy gruzami i innymi odłamkami, zauważyłam skrzynkę. Zaczęłam obniżać temperaturę, aż po dłuższej chwili nie przekraczała czterdziestu stopni. Podeszłam do skrzynki i otworzyłam ją…
"W środku Hikaru znalazła butelkę, pełną smakowej wody źródlanej (10 HP) oraz miecz (500 punktów do rozdania). Kolejna pisze: YOUKAMI!"
Wszystkie 500 pkt do szybkości
OdpowiedzUsuń~Hikaru