- Tak… Dzisiaj nadejdzie ten decydujący dzień… - zamilkłam wyjmując nóż.
Spojrzałam do niego i uśmiechnęłam się psychopatycznie. – W końcu będę
miało to z głowy… - mruknęłam, a oczy mi się zaświeciły. – Zrobię sama
sushi! – krzyknęłam zadowolona jak małe dziecko. Tak podkreślam – SAMA. I
oczywiście spróbuję nie zabić się łososiem, lub co gorsza nożem –
którym wymachiwałam(nie wiem z jakiego powodu) na prawo i lewo.
Powoli wyjęłam potrzebne rzeczy, takie jak: łosoś, tuńczyk, ocet ryżowy,
nori… itd… Oczywiście jak przed każdą próbą zrobienia czegoś do
jedzenia odmówiłam modlitwę do Amaterasu, o to abym się nie zabiła. Ale
oczywiście to nie znaczy, że jestem wierząca czy coś, ale i tak mam u
tej baby przechlapane…
- Ze spokojem… - mruknęłam do siebie, zamykając oczy i próbując pokroić paluszki krabowe.
- Wiesz… Jak będziesz zamykać oczy, to na pewno sobie krzywdę zrobisz… -
mruknął Igneel, który nie wiem jakim sposobem znalazł się tuż za mną, a
na jego twarzy malował się debilski uśmieszek.
I oczywiście znając mnie, odruchowo niechcący(czujecie ten sarkazm?)
rzuciłam nożem w owego przygłupa. Nóż ten zgrabnie przejechał mu po
policzku i wylądował w ścianie na drugim końcu kuchni. A że kuchnię
miałam dość obszerną, był to długi dystans.
- Ojej… Naprawdę nie chciałam… - powiedziałam z udawanym współczuciem.
W odpowiedzi Igneel strzelił focha.
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam kolejny(ciut większy) nóż. Wzięłam dwa
oddechy i już miałam ukroić tego paluszka, było tak blisko, lecz
przypomniało mi się, że sushi ma w lodówce.
- Rzucam tę robotę… - mruknęłam, rzuciłam nóż gdzie popadnie i wyjęłam
owe jedzenie z lodówki. I z dokładnie 42 sztukami tego cuda, sosem
sojowym i wasabi, usiadłam w moi ogrodzie.
Po chwili zamknęłam oczy… - Ah… Świeże powietrze… Zapach krwi(Ur nie ma z
tym nic wspólnego!) i miauczenie kota… - otworzyłam gwałtownie oczy, a
owy dźwięk. Przede mną siedział kot, wlepiający we mnie te błyszczące
gały.
- Spadaj pchlarzu! – warknęłam, aby ten rybojad(?) się odczepił. I tak
zrobił to lecz przed ucieczką wziął w pyszczek sushi z węgorzem…
- Cholerny kot! – wrzasnęłam wypijając pól butelki sake, którą miałam
akurat w pobliżu. Chociaż nie wiem co prawda skąd się wzięła, ale
ważne, że była…
Bez uprzedzania Igneela gdzie wychodzę, zaczęłam gonić tego wrednego
kocura. Założyłam na głowę kaptur, ponieważ pogoda nie należała do
najcieplejszych.
I tak oto wylądowałam za krzakami. Kot zatrzymał się przy(moim zdaniem)
niewysokiej, ale nie niskiej czarnowłosej dziewczyny, która śmierdziała
kotem na kilometr. Pewno zmiennokształtna… Więc owa dziewczyna zaczęła
głaskać owego pchlarza.
Przyglądając się dziewczynie, która darzyła czułością kociaka, wzięłam
kamień do ręki. Moim celem było rzucenie nim w tego wąsatego sprawcę.
Jednak niestety, przeszkodził mi robal wielkości i szerokości dwóch
palców, więc znając mnie krzyknęłam, ale po chwili zasłoniłam twarz
chaotycznie oddychając. Szczerze mówiąc… Ten potwór przyprawiał mnie o
mdłości… Ale wróćmy do tematu! No więc, przez moją chaotyczność kot
zwiał, a że tego wydarzenia nie byłam w stanie zobaczyć(nawet nie
raczyłam tam spojrzeć…) dziabnęłam, że tak to ujmę dziewczynę kamieniem.
Widząc jej minę zaczęłam się śmiać jak opętana.
- Co ty do cholery jasnej ode mnie chcesz? – wrzasnęła, po czym pochyliła się po papierosa, który jej wypadł.
Szybko do niej podeszłam.
- Więc kim do cholery jesteś? – zapytała w miarę spokojnie.
- Watashi wa Yogensha… - mruknęłam przyglądając się dziewczynie.
- Ym… Słucham? – mruknęła trochę zdenerwowana.
Przewróciłam oczami.
- Jestem Yogensha… - mruknęłam zirytowana.
- To teraz… Dlaczego spłoszyłaś kociaka!?
- Bo ten pchlarz mi sushi gwizdnął… - mruknęłam. Dziewczyna spojrzała na
mnie wzrokiem znaczącym: „Weź się kobieto ogarnij… Serio?”
- Biedny kotek… - mruknęła i odwróciła się do mnie plecami.
Widząc to zrobiło mi się trochę przykro… Chciałam się z nią trochę
podroczyć… Ale cóż… Mam niezwykle spokojny humor… Nienawidzę tego…
Otworzyłam usta w celu powiedzenia czego kol wiek, w tym czasie zrobiłam jeden krok i runęłam na ziemię.
- Ten tego… - mruknęłam i się załamałam.
Dziewczyna, której nawet imienia nie znałam, znaczy nie… Jeśli nie znam
jej imienia… A śmierdi kotem… Będę ją nazywała… Nazywała… „Koteł”? Nie…
„Wąsaty szczur”? Nie… Pchlarz! Tak jestem genialna.
Więc Pchlarz patrzyła(?) się na mnie i milczała.
( Juliette? Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to przezwisko… :3)
Yhhh! Błąd! C.d Julietta... Nie wiem dlaczego, ale mi się ciągle myli... Julietta czy Juliette... Sorry...
OdpowiedzUsuń