19 sierpnia 2016

Od. Fragonii


Uspokoiłam oddech i wciągnęła powietrze. Pochyliłam się. Cały czas powtarzałam sobie sekwencję ruchów, którą miałam wykonać. Usłyszałam mój sygnał i zobaczyłam w górze rozlatującą się fajerwerkę. Wyskoczyłam zza krzaków i ruszyłam. Za sobą usłyszałam warknięcie. Las był przeogromny. Musiałam go zgubić. Inaczej mogę doznać mocnego uszczerbku na zdrowiu. Nie należałam do tych szybkich i zwinnych. Silna też nie byłam. Ale miałam coś, czego ten kundel nie miał. Czy ja powiedziałam "kundel"?! Chodziło mi o wielce szanownego Pana Podziemia! Ścigał mnie ON. Odwróciłam się nagle. Chyba go zgubiłam. Ale nie! On był na to za sprytny. Spojrzałam w górę. Mogłabym się wspiąć po drzewie. Tak też uczyniłam. Pazury mi w tym pomagały. Było dosyć wysoko, ale ja starałam się nie patrzeć w dół. Było cicho. Aż za cicho. Zamknęłam oczy. To był mój błąd. Poczułam uderzenie. Spadałam. Coś mnie strąciło. W ostatniej chwili udało mi się jednak wyprostować i spadłam na cztery łapy. Jednak, nie do końca miałam to opanowane. Coś trzasnęło. Poczułam okropny ból. Jeszcze nigdy w życiu sobie niczego nie skręciłam, nie mówiąc już o złamaniu! No, ale cóż: kiedyś musi być ten pierwszy raz! Widziałam cień, przypominający wychudzonego wilka. Podszedł do mnie i wbił swoje kły do mojej szyi. Zasłużyłam. Wiem o tym. Nagle zjawił się mój wybawca i straciłam poczucie czasu i miejsca. Lub po prostu przytomność.
***
- To ostatni raz! - warknął Viper i wbił mi kolejną igłę do ciała.
Pisnęłam z bólu. Nienawidzę zastrzyków. Ani Vipera. Znaczy, jego lubię, ale nie jako lekarza. Ogólnie nienawidzę lekarzy. I pielęgniarek. Szczęście, że nie zajmuje się mną doktor House, bo nie przeżyłabym pierwszego zabiegu. Nie musiałam chodzić cała zagipsowana, bo chłopak potrafił NA SZCZĘŚCIE leczyć. Uwielbiałam okaleczać swoje postacie. Wiem, sadysta ze mnie. Ale nienawidziłam sama siebie okaleczać. Masochistką nie jestem. Jestem tylko skromnym, nic niepotrafiącym grafikiem komputerowym. Spędzałam kolejny tydzień wakacji w Nowym Yorku. Po tej całej aferze Darkness odwiózł mnie do domu, a potem udawał mojego brata! Na sam koniec przyjechał po mnie Viper, który twierdził, że jest moim wujkiem od strony mamy i przyjechał zabrać nas (mnie i Darka) na wakacje. To było posr...popierdzi...idiotyczne. Dobrze, że mam tutaj chociaż internet, to mogę dalej pisać opowiadania. Mój kochany Percy nawet mi skype'a założył! Teraz zajmuję się sprzątaniem domu, treningami z Darknessem i Viperem, oraz tworzeniem voodoo. Nie mam na nic czasu, a alpha uważa, że jak przyjechałam, to powinnam trochę popracować. Dostałam więc mop i szczotkę. No i amerykańską wersję Vanisha. Dzisiaj miał mnie uczyć nowy mentor. Darkness był..zbyt brutalny, a każdą moją porażkę traktował jako "lek na rządzę". Na szczęście mnie nie gwałcił (chociaż najpierw zamiast wynająć mnie na sprzątaczkę zaproponował mi prostytucję, za co serdecznie podziękowałam). Pije za to moją krew. Po chwili, gdy Percy zakończył zabieg, ktoś zapukał do drzwi. Byłam mocno zaintrygowana. Będzie to kochana Hikaru? Pieprznięty Hellmestin (a tak na serio: kochany ćpun)? A może Syriusz, którego tu poznałam? Aha, zapomniałam: oni go wywalili na zbity pysk! Chciałabym też poćwiczyć na przykład z samą bethą Hope, chociaż znając jej charakter...byłoby ciężko. Po prostu chciałam, aby był to ktoś znający się na walce i w miarę znośny. Nagle jednak do pokoju wszedł wysoki, dobrze umięśniony chłopak. Kojarzyłam go. Bez podpowiedzi! Wiem kim on był! Wstałam. Zamurowało mnie. Włączył mi się tryb "onieśmielonej małolaty". Nienawidziłam go. Czemu Tyks nie może przenieść się do realnego świata?! Czemu zawsze muszę być CORNELIĄ?!
- To co? Zaczynamy ten trening, czy będziesz tak stała? - mruknął Tayron.
Przełknęłam ślinę.

<Tayron? Pokaż, co potrafisz <3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits