08 lipca 2016

Od. Dessari c.d Virio

W sumie miałam wyjebane na to wszystko. Zgrywałam się. Od dzieciństwa nie czułam czegoś takiego jak miłość, współczucie czy smutek. Ojciec nauczył mnie że nie można okazywać słabości, a inteligencje i przebiegłość oraz zło, które czyha w sercu. Ja przełamałam się dla jednej osoby i nigdy więcej tego nie zrobię. Bo gdy dowiadujesz się, ze ten kocha inną twój świat wali się w gruzach, dlatego w tej sytuacji niemalże odwrotnej miałam całkowicie gdzieś uczucia drugiej strony. Taka jestem i taka będę. Basior odszedł a ja wzruszyłam ramionami bez żadnych emocji i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Dziś miała być pełnia a to oznacza dla mnie coś dobrego ale zarazem złego. Przyjście tatulka nie było niczym superowym. Ale musiał przyjść własnie dzisiaj, gdy miałabym najlepsze sny i gdy w końcu mogłabym się wyspać.
***
Powoli się ściemniało poszłam nad jezioro. Plaża, nikogo nie było - idealne miejsce na odpoczynek. Prawie. Na niebie zero chmur, księżyc powoli się pokazywał. Gdy zastała już całkowita noc, ten wielki ser na niebie zaczął mocno świecić. Położyłam się pod kłodą, która była dokładnie przy jeziorze i patrzyłam w otchłań księżycowego blasku.
- Cześć tato - odparłam po krótkim zastanowieniu, wiedziałam że ktoś siedzi na kłodzie
Ten zaczął się śmiać, no cóż czyżby uczeń przebiegł mistrza? Rozmawialiśmy, tak jakby. On zadawał mi pytania a ja odpowiadałam. Jak na przesłuchaniu. Ja z niego trochę drwiłam, on czasem mnie opieprzał za to. W końcu mnie zostawił i poszedł, gdy odchodził dotknął mojego wilczego ramienia zostawiając kolejną runę. Po jakimś czasie - zasnęłam.

<Virio?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits