Widać było, że poproszenie o pomoc, w wykonaniu dziewczyny było bardzo trudne.
- Po... Po... Po... Mo... Pomożesz mi? - odetchnęła z ulgą. O brawo!
Dziewczyna robi postępy... Kiwnęłam głową i poszłam w stronę kuchni.
Grzebałam po wszystkich szafkach, aż w końcu znalazłam potrzebne rzeczy.
Podeszłam do dziewczyny i zaczęłam opatrywać jej ranę.
- Skoro ty znasz moje pełne imię. To jak nazywasz się ty? - zapytała zaciskając zęby z bólu.
- Primrose. Ale wolę kiedy mówią do mnie Prim. - odpowiedziałam
skupiając się na ranie. Odkaziłam ją i zaczęłam delikatnie obwijając
dziewczynie brzuch bandażem. Po skończonej pracy odniosłam wszystko na
swoje miejsce.
-Musisz ograniczać ruchy i odpoczywać przez jakiś tydzień... - powiedziałam i usiadłam nie za blisko niej.
-D...Dzie...Dziękuję. - wyszeptała, ale znowu przyszło jej to z trudem. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Nastała cisza.
- Właściwie to... Dlaczego mi pomogłaś? W końcu jestem twoim wrogiem, a
to, że jestem Alphą WZ podwaja bycie twoim wrogiem... - zapytała patrząc
pustym wzrokiem na sufit. Zamyśliłam się.
- Nawet jeśli jesteśmy wrogami... To nie umiałabym ciebie tam
zostawić... Po prostu to wbrew mojej naturze... Co prawda, nie znoszę
WZ, ale kiedy ktoś jest ranny... To powinno się pomóc... - powiedziałam.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. - Ale nie myśl, że jak będzesz
zdrowa, będę cię traktować jak teraz... - uśmiechnęłam się. Dziewczyna
też się uśmiechnęła. Nastała ( znowu) cisza. Tą harmonię przerwał ten
cholerny Hipogryf. Wszedł sobie przez drzwi, i znowu coś zwalił... Tym
razem była to cała komoda. Spojrzałam na zwierzę morderczym wzrokiem.
- Jesteś głodna? Bo ma ochotę na udko z Hipogryfa... - powiedziałam i
uśmiechnęłam się. Hipogryf spojrzał na swoją panią, a ona wzruszyła
ramionami. Westchnęłam.
- Teraz na poważnie... Jesteś głodna? Jeśli tak to na pewno zjesz
naleśniki z syropem klonowym? - uśmiechnęłam się. Dziewczyna niepewnie
kiwnęła głową. No chyba sobie nie myśli, że chcę ją zatruć! To coś znowu
poszło za mną. Przewróciłam oczami...
- Radzę Ci nie wchodzić, bo mogę z ciebie zrobić mielonkę... A jestem do
tego zdolna. - wysyczałam. Zwierzę tylko podniosło do góry głowę i
wreszczie wyszło. To skoro tak no to...
- Shayla... - wyszeptałam i w salonie pojawiła się trzy razy większa
smoczyca od Hipogryfa. I tak to nie była jej naturalna wielkość... Gdyby
taką osiągnęła byłaby wielkości mojego domu, a ten do najmniejssych nie
należał. Wyszłam na chwilę z kuchni.
- Tylko się niepozabijajcie... - powiedziałam na widok Shayli,
wystawiającej pazury. Kelley leżała po środku i było widać, że najlepiej
się nie czuła. Ja tylko się uśmiechnęłam. Oj, nic się nie stanie jeśli
Shayla postawi tego Hipogryfa do pionu. Tylko teraz najgorsze jest to,
że jeśli Kelley się wkurzy, albo cokolwiek się stanie... Jestem
bezbronna... Albo, że użyję Hi No Tatsumaki, ale wtedy stacę
przytomność, i na pewno mnie zabije... Potrząsnęłam głową odpędzając te
wszystkie myśli. Usmażyłam naleśniki, wyjęłam sos klonowy i weszłam do
salonu. Podałam dziewczynce talerz i usiadłam po drugiej stronie kanapy.
Zauważyłam jak Shayla otwiera pysk.
- Tylko mi tu jadem nie pluj... - burknęłam i dotknęłam smoka. I teraz
jeeno zasadnicze pytanie... Po co ją wezwałam? Po to, aby " przerośnięte
coś " mi nic nie zrobiło? Może nie chciałam, aby Kelley mnie
zaatakowała... Boże, ale jestem podła... Używam towarzysza jako
tarczę... Nie no... Walczyłabym... Walczyłabym... Mieczem? Ta, dobre
mi... Normalny mieczyk przeciwko silnej mocy Alphy... Ale może mnie
delikatnie oszczędzi, ponieważ uratowałam jej życie? Prim? Dobrze się
czujesz? Alpha WZ ma cię oszczędzić? Może zabiłaby cię szybcej, abyś tak
mocno nie cierpiała. Jaka ja jestem naiwna i dobroduszna... Przez tą
dobroć to ja niedługo życie mogę stracić... A teraz zmieniając temat...
Jak ja dostanę się na tą cholerną Deltę?! Jakbym dorwała tego
Darknessa... To... To... Zabiłby mnie w dwie sekundy. No! Mamy super
Alphę! Jeden demon -psychopata - tyran, a druga jeszcze większy demon-
psychopata i tyran!
- Ziemia do Prim! - usłyszałam podirytowanie Kelley.
Podniosłam głowę.
- Ktoś puka. - powiedziała zajadając naleśniki. Podeszłam do drzwi i otworzyłam.
- Czego? - oparłam się o futrynę.
Osoba wyjęła sztylet.
No świetnie opętaniec! Zatrzasnęłam drzwi i wyjęłam z torby miecz.
- Kto?
- Opętaniec... - mruknęłam.
Kelley się uśmiechnęła.
- Mocy nie użyjesz?
- Tak się skłda, że nasz kochany Alpha nam je odebrał... - uśmiechnęłam się.
Kelley jeszcze bardziej się zaśmiała. Otworzyłam drzwi. Opętaniec
wskoczył. Dziewczyna tylko się patrzyła. Walczyłam trochę długo...
- Koniec cackania... Co prawda.. Stracę przytomność... - mruknęłam. Spojrzałam na Meltdowner...
- Jeśli stracę przytomność, nie zabijaj mnie... Dobrze? - uśmiechnęłam
się. Po chwili moje oczy zrobiły się czerwone. Oczywiście ochroniłam
Kelley, Shalyę i tego idiotę.
- Hi... No... - zaczęłam mruczeć po nosem. Moje oczy zaczęły coraz
bardziej robić czerwone. Było można w nich zobaczyć ogień. -
Tatsumaki!!!
Przede mną pojawiło się duże tornado ognia. Czekałam aż osiągnie
wystarczającą wielkość, a następnie skierowałam na opętańca. Cały dom
był w płomieniach. Pstryknęłam i wszystko było na swoim miejscu.
Uśmiechnęłam się i upadłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!