07 czerwca 2016

Od. Prim c.d Kelley

Widać było, że poproszenie o pomoc, w wykonaniu dziewczyny było bardzo trudne.
- Po... Po... Po... Mo... Pomożesz mi? - odetchnęła z ulgą. O brawo! Dziewczyna robi postępy... Kiwnęłam głową i poszłam w stronę kuchni. Grzebałam po wszystkich szafkach, aż w końcu znalazłam potrzebne rzeczy. Podeszłam do dziewczyny i zaczęłam opatrywać jej ranę.
- Skoro ty znasz moje pełne imię. To jak nazywasz się ty? - zapytała zaciskając zęby z bólu.
- Primrose. Ale wolę kiedy mówią do mnie Prim. - odpowiedziałam skupiając się na ranie. Odkaziłam ją i zaczęłam delikatnie obwijając dziewczynie brzuch bandażem. Po skończonej pracy odniosłam wszystko na swoje miejsce.
-Musisz ograniczać ruchy i odpoczywać przez jakiś tydzień... - powiedziałam i usiadłam nie za blisko niej.
-D...Dzie...Dziękuję. - wyszeptała, ale znowu przyszło jej to z trudem. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Nastała cisza.
- Właściwie to... Dlaczego mi pomogłaś? W końcu jestem twoim wrogiem, a to, że jestem Alphą WZ podwaja bycie twoim wrogiem... - zapytała patrząc pustym wzrokiem na sufit. Zamyśliłam się.
- Nawet jeśli jesteśmy wrogami... To nie umiałabym ciebie tam zostawić... Po prostu to wbrew mojej naturze... Co prawda, nie znoszę WZ, ale kiedy ktoś jest ranny... To powinno się pomóc... - powiedziałam. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. - Ale nie myśl, że jak będzesz zdrowa, będę cię traktować jak teraz... - uśmiechnęłam się. Dziewczyna też się uśmiechnęła. Nastała ( znowu) cisza. Tą harmonię przerwał ten cholerny Hipogryf. Wszedł sobie przez drzwi, i znowu coś zwalił... Tym razem była to cała komoda. Spojrzałam na zwierzę morderczym wzrokiem.
- Jesteś głodna? Bo ma ochotę na udko z Hipogryfa... - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Hipogryf spojrzał na swoją panią, a ona wzruszyła ramionami. Westchnęłam.
- Teraz na poważnie... Jesteś głodna? Jeśli tak to na pewno zjesz naleśniki z syropem klonowym? - uśmiechnęłam się. Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową. No chyba sobie nie myśli, że chcę ją zatruć! To coś znowu poszło za mną. Przewróciłam oczami...
- Radzę Ci nie wchodzić, bo mogę z ciebie zrobić mielonkę... A jestem do tego zdolna. - wysyczałam. Zwierzę tylko podniosło do góry głowę i wreszczie wyszło. To skoro tak no to...
- Shayla... - wyszeptałam i w salonie pojawiła się trzy razy większa smoczyca od Hipogryfa. I tak to nie była jej naturalna wielkość... Gdyby taką osiągnęła byłaby wielkości mojego domu, a ten do najmniejssych nie należał. Wyszłam na chwilę z kuchni.
- Tylko się niepozabijajcie... - powiedziałam na widok Shayli, wystawiającej pazury. Kelley leżała po środku i było widać, że najlepiej się nie czuła. Ja tylko się uśmiechnęłam. Oj, nic się nie stanie jeśli Shayla postawi tego Hipogryfa do pionu. Tylko teraz najgorsze jest to, że jeśli Kelley się wkurzy, albo cokolwiek się stanie... Jestem bezbronna... Albo, że użyję Hi No Tatsumaki, ale wtedy stacę przytomność, i na pewno mnie zabije... Potrząsnęłam głową odpędzając te wszystkie myśli. Usmażyłam naleśniki, wyjęłam sos klonowy i weszłam do salonu. Podałam dziewczynce talerz i usiadłam po drugiej stronie kanapy. Zauważyłam jak Shayla otwiera pysk.
- Tylko mi tu jadem nie pluj... - burknęłam i dotknęłam smoka. I teraz jeeno zasadnicze pytanie... Po co ją wezwałam? Po to, aby " przerośnięte coś " mi nic nie zrobiło? Może nie chciałam, aby Kelley mnie zaatakowała... Boże, ale jestem podła... Używam towarzysza jako tarczę... Nie no... Walczyłabym... Walczyłabym... Mieczem? Ta, dobre mi... Normalny mieczyk przeciwko silnej mocy Alphy... Ale może mnie delikatnie oszczędzi, ponieważ uratowałam jej życie? Prim? Dobrze się czujesz? Alpha WZ ma cię oszczędzić? Może zabiłaby cię szybcej, abyś tak mocno nie cierpiała. Jaka ja jestem naiwna i dobroduszna... Przez tą dobroć to ja niedługo życie mogę stracić... A teraz zmieniając temat... Jak ja dostanę się na tą cholerną Deltę?! Jakbym dorwała tego Darknessa... To... To... Zabiłby mnie w dwie sekundy. No! Mamy super Alphę! Jeden demon -psychopata - tyran, a druga jeszcze większy demon- psychopata i tyran!
- Ziemia do Prim! - usłyszałam podirytowanie Kelley.
Podniosłam głowę.
- Ktoś puka. - powiedziała zajadając naleśniki. Podeszłam do drzwi i otworzyłam.
- Czego? - oparłam się o futrynę.
Osoba wyjęła sztylet.
No świetnie opętaniec! Zatrzasnęłam drzwi i wyjęłam z torby miecz.
- Kto?
- Opętaniec... - mruknęłam.
Kelley się uśmiechnęła.
- Mocy nie użyjesz?
- Tak się skłda, że nasz kochany Alpha nam je odebrał... - uśmiechnęłam się.
Kelley jeszcze bardziej się zaśmiała. Otworzyłam drzwi. Opętaniec wskoczył. Dziewczyna tylko się patrzyła. Walczyłam trochę długo...
- Koniec cackania... Co prawda.. Stracę przytomność... - mruknęłam. Spojrzałam na Meltdowner...
- Jeśli stracę przytomność, nie zabijaj mnie... Dobrze? - uśmiechnęłam się. Po chwili moje oczy zrobiły się czerwone. Oczywiście ochroniłam Kelley, Shalyę i tego idiotę.
- Hi... No... - zaczęłam mruczeć po nosem. Moje oczy zaczęły coraz bardziej robić czerwone. Było można w nich zobaczyć ogień. - Tatsumaki!!!
Przede mną pojawiło się duże tornado ognia. Czekałam aż osiągnie wystarczającą wielkość, a następnie skierowałam na opętańca. Cały dom był w płomieniach. Pstryknęłam i wszystko było na swoim miejscu. Uśmiechnęłam się i upadłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits