Byłam załamana. Siedziałam na krześle w domu ojca. Ten jak zawsze
podniecony, jakby nie wiadomo co miało się zdarzyć... Nie mogłam
przestać myśleć o Amirze... No gdybym tego nie zrobiła... On mógłby
umrzeć... Z moich oczy znowu poleciały łzy.
- Weź nie rycz! Za cztery dni wychodzisz za mąż! - zawołał rozanielony.
Ja przewróciłam oczami. Ojciec poszedł odebrać telefon... Ja wstałam i
wyjrzałam za okno. No, teraz to dopiero chciałabym popełnić
samobójstwo... Mam wziąść ślub z zupełnie kimś obcym? Którego w ogóle na
oczy nie widziam? Mam to gdzieś, że jest synem Alphy!!! Ale... To dla
dobra Amira... Po chwli wszedł ojciec.
- Było za mało miejsc, więc będziesz brała ślub jakby to powiedzieć? W
tym samym czasie z inną parą... - uśmiechnął się i wyszedł. Yhm... Jakby
mnie to obchodziło. Po chwili ten cholerny psychopata przyszedł z
suknią ślubną. Ym... Tego nawet nie było można nazwać suknią, tylko
miniuwą na dyskotekę. Wstałam podirytowana.
- Co ty myślisz, że ja się w TO COŚ ubiorę?! - warknęłam pokazując na " suknię "
- Z twoimi zgrabnymi nogami, wyglądałabyś atrakcyjnie... - powiedział. Oj, teraz to się wkurzyłam...
- Sam se to ubieraj!! - wrzasnęłam i podpaliłam ten nieudany projekt.
- Co ty zrobiłaś?! Wydałem na nią 10 tyś!!! - ojciec krzywnął wkurzony. Ja tylko się uśmiechnęłam...
- Baka... ( jap. Oznacza: debil, idiota itd.) - wyszeptałam.
- Co proszę?
- To japoński... Nie zrozumiesz debilu... - uśmiechnęłam się szyderczo.
Ojciec zrobił się cały czerwony i wyszedł. Uff... Wreszczie... Podeszłam
do palącego się ubrania. Widać było w tym ogniu moją złość, ból, żal i
smutek... Wszystko razem. Od razu po wyjściu ojca, zakryłam twarz
dłońmi... Zaczęłam płakać...
- Dlaczego ja...? - wyszeptałam. - Dlaczego!!!! - wrzasnęłam. Mam
nadzieję, że Amir będzie miał spokój... Nie będzie musiał uważać, aby
mój ojciec go zabił... Wreszcie będzie u niego normalnie... Tylko nie u
mnie... U mnie będzie piekło... No, ale cóż, taki mój cholerny los.
- Primcia wróciłem!
Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Ten idiota trzymał nową suknię
ślubną. No, już ta nie wyglądała, aż tak źle, ale do najlepszych też nie
należała...
- I jak? - ojciec zapytał dumny, widocznie z udanego ( dla niego) zakupu.
- Osoroshiimono... ( jap. Oznacza: koszmar, okropne itd.)
- Czyli ładne? Cieszę się! - ojciec uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego, aż chciało mi się śmiać. Nie, no... Nie powiem jakie to okropne, bo znowu się wkurzy...
- A w ogóle... Pozostawiając... Te - temat ś-ś-ślubu... Jak ten debil
wygląda? - zapytałam i odetchnęłam z ulgą. Powiem, że nie łatwo mi
przyszło to powiedzieć, ale słowo DEBIL ślicznie zaakcentowałam.
Ojciec prychnął.
- Nie debil tylko syn Alphy, po pierwsze a po drugie... Jest przystojny.
- uśmiechnął się i podał mi zdjęcie. Miałam odruchy wymiotne. Niski,
wychudzony... Ble.
- Chyba dla ciebie cholerny biseksualisto... - zaśmiałam się. Ojciec spojrzał na mnie z pogardą.
No... Może ten basior miał ładne oczy, ale oczywiście nie takie ładne jak ma Amir...
- Ile ma wzrostu? - zapytałam z ciekawości.
- Metr 56.... - powiedział przytulając do siebie JEDNOROŻCA!!! I PRZY
TYM NA ŚCIANIE TĘCZĘ KREDKAMI RYSOWAŁ!!! WTF??? Z jednej strony, że mój
ojciec jest psychopatą to źle, a z drugiej strony... Jak jest pacyfistą i
kocha tęczę... Jeszcze gorzej.... Powiem, że osobiście wolę kiedy jest
już tym psychopatą...
Spadłam z krzesła.
- Słucham? Metr 56?!! - zrobiło mi się gorąco.
- Wysoki, prawda? - powiedział zapychając się ciastkami.
- Wysoki?! Wysoki!? Ja mam METR 89!!! - warknęłam... - Będę od niego
wyższa o dwie głowy!!! - wrzasnęłam. - Wiesz jaki to wstyd?!
Ojciec nie zaeragował na mój gniew. Podał mi tależ pod nos.
- Ciasteczko? - uśmiechnął się.
- Jedzie mi tu czołg?!
Ojciec pokręcił głową... Świetnie mam ojca z umysłem dwuletniego dziecka...
- Może jeszcze " My Little Pony " pooglądaj... - wyszeptałam miejąc nadzieję, że tego nie zrobi.
- A myślisz, że co właśnie robię?
Byłam bliska płaczu. Wzięłam telefon i szybko zadzwoniłam na pogotowie psychiatryczne.
- Dzięń dobry, mają państwo miejsca w tym psychiatryku?
- Niestety nie... A co się stało?
- Mój 50- letni ojciec ogląda " My Little Pony ", ściska jednorożca,
rysuje tęczę na ścianach i zajada się ciastkami!!! - wrzasnęłam.
Gość w słuchawce też wybuchł śmiechem.
- Prz- przy- przykro mi, ale nie mamy wolnych miejsc...
No i się odłączył.
Usiadłam na kanapie. I zaczęłam płakać. Ale nie przez ojca... Z
tęsknoty. Ja chciałam do Amira!!! Ojciec nie zwrócił na mnie uwagi.
Chyba lepiej, że nie zwrócił... Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
Złapałam za klamkę. Zawachałam się.
- Wychodzę do parku! - powiedziłam i oczekiwałam odpowiedzi.
- Baw się dobrze, córeczko!
Mam tego dość!
Szybko wybiegłam z domu. Ach! Świeże powietrze, a nie jakiś dziwny
zapach ciastek... Pobiegłam w stronę parku. Usiadłam na ławce.
Wpatrywałam się w taflę jeziora. Byłam tak wkurzona, zła, smutna,
rozpaczona, załamana! Spojrzałam w niebo. Zaczęłam się modlić do babci i
dziadka, ale czy to pomoże? Z równowagi wybił mnie znajomy głos i
zapach. Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony. Aż go zobaczyłam.
Amir... Siedział na ławce z jakąś obcą waderą ( tak była wilkiem) do
moich oczu napłynęły łzy... Ale dlaczego? Z zazdrości? Z żalu? Że z nią
będzie bardziej szczęśliwy niż ze mną? Po chwili spojrzał w moją stronę,
otworzył oczy ze zdumienia. Szybko odwróciłam głowę, aby nie było widać
moich łez. Zaczął biec. Kiedy był podajrze dwa metry przede mną,
przeleportowałam się do domu ojca. Weszłam i rzuciłam się na swoje
łóżko. Szczęście, że miałam je w innym pokoju. Przed tym zatrzasnęłam
drzwi i zaczęłam płakć, drzeć się, krzyczeć po japońsku... Nie
zauważyłam nawet, że całe łóżko jest w płomieniach...
- Amir... - krzyknęłam i wpadłam w jeszcze większą rozpacz.
( Amir? I ty mówisz, że twoje opka są dziwne? Nie ma to jak przytulanie jednorożca XD
Ale powiem, że to opko bardzo mi się podoba ^^ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!