30 czerwca 2016

Od. Hikaru c.d Viper

Chłopak kazał mi uciekać. W pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić, przecież nie mogłam go tu tak zostawić na pastwę losu. Przekonało mnie jego pewne siebie spojrzenie, nie byłby zadowolony, gdybym jeszcze ja została złapana, przecież wtedy już nie mielibyśmy szansy. Wskoczyłam więc w krzaki i zaczęłam biec między drzewami. Tuż za sobą usłyszałam krzyki i nawoływania, a po chwili strzały z pistoletu. Przyśpieszyłam. Ktoś mnie ścigał, byłam pewna, słyszałam, jak policjanci wołają po posiłki. Nie mogłam się zatrzymać, mimo że coraz bardziej się męczyłam. Przystanęłam przy jednym z drzew, by nabrać tchu, nigdy nie byłam zbyt szybka czy dobra na długich dystansach. Wzięłam głęboki oddech. Odwróciłam lekko głowę, by spojrzeć czy wciąż mnie ścigają. To był błąd, duży błąd. Zza jednego z drzew wychylił się policjant i bez uprzedzenia strzelił w moją stronę. W jednej chwili straszny ból rozszedł się w okolicach ręki, szyi i ramienia. Moje ubranie szybko pokryło się krwią. Ruszyłam przed siebie, chociaż rana na ramieniu strasznie mi w tym przeszkadzała. W trakcie biegu urwałam dół koszulki i owinęłam sobie nim ranę, musiałam czymś przecież zatamować krew. Zaczynałam panikować, ścigali mnie ludzie, ja sama byłam postrzelona, Viper również. Po chwili las zaczął się przerzedzać, a ja ujrzałam zarys pierwszych budynków. Gdzieniegdzie widziałam ludzi, samochody, ulice. Biegłam, jak najszybciej tylko mogłam, nawet nie zauważyłam, kiedy wybiegłam na ulicę. Usłyszałam pisk opon. Coś we mnie uderzyło, wylądowałam na ziemi i potoczyłam się kilka metrów w przód. Teraz wszystko mnie bolało. Rana na ramieniu piekła i szczypała, miałam wrażenie, jakbym właśnie połamała sobie wszystkie żebra. Przez dłuższą chwilę nic nie widziałam i nie mogłam złapać oddechu. Po kilku sekundach wszystko powoli znów zaczynało nabierać barw, jednak ja sama zaczynałam się powoli dusić. Łapczywie próbowałam nabrać choć trochę tlenu, jednak nie mogłam. Wreszcie jednak dało mi się złapać oddech. Leżałam tak, ciesząc się, że żyje. Nie miałam sił. Ktoś nade mną stał, mówił coś. Nic nie słyszałam tylko pisk i szum w uszach. Ale żyłam! Chyba, sama już nie byłam pewna. Zamknęłam oczy, nie byłam w stanie się podnieść, wykonać choćby najmniejszego ruchu. Cieszyłam się jednak, że oddycham. Właściwie, co mnie obchodziło co się teraz stanie! W sumie to miejsce, gdzie akurat leżałam, był całkiem wygodne, trochę twarde, ale nadawało się do snu.
Otworzyłam oczy i zamrugałam, gdy ujrzałam tuż nad sobą jasny żyrandol. Gdzie byłam? Chciałam rozejrzeć się dookoła, jednak gdy tylko się ruszyłam, wszystko zaczęło mnie boleć. Leżałam na jakiejś kanapie pod kocem, który był naprawdę przyjemny i puszysty. Wreszcie jednak postanowiłam się podnieść. Uniosłam głowę do góry i spojrzałam po pomieszczeniu. Było dziwnie znajome, już kiedyś w nim byłam. Owinięta kocem rozglądałam się po meblach, ścianach i oknach. Byłam w domu Vipera i Tytani. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy to do mnie dotarło. Ale jak tu się niby znalazłam?! Ktoś wszedł do salonu, przymrużyłam oczy. Anubis?! A, co się dziwie, to jego dom!
- O, już się obudziłaś? – uśmiechnął się.
- C-co ja tu robię? – zapytałam zdziwiona.
- Hmm, kulturalnie się przechadzałem po mieście i nagle patrzę, a tam jakaś laska cała we krwi wybiega z lasu i wskakuje na jezdnie. Ktoś ją potrącił, tak, że potoczyła się kilka dobrych metrów do przodu. Tak się przyglądam, a tu się okazuje, że to Hikaru jest tą laską we krwi! Teleportowałem cię tu, prosta sprawa — wytłumaczył krótko.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Czyli potrącił mnie samochód? – chłopak kiwnął głową w odpowiedzi. – I JAKIM JA CUDEM JESZCZE ŻYJE?!
Anubis wzruszył ramionami.
- Kij wie, może masz twardą łepetynę? – zaśmiał się pod nosem. – Tak właściwie, to jak się tam niby znalazłaś? – spytał po chwili.
Pobladłam.
- O matko! Miałam ratować Vipera! – poderwałam się nagle z kanapy.
Zamrugałam lekko zdziwiona, coś było nie tak. Spojrzałam w dół, nie miałam koszulki, tylko biustonosz i spodnie. Podniosłam wzrok na Anubisa.
- TY MAŁY PEDOFILU – zaczęłam obrzucać go poduszkami. – ODDAWAJ MI KOSZULKĘ! – Zakryłam się na powrót kocem.
- Nie histeryzuj! Jakoś musiałem zatamować krew i zszyć ranę! Co, miałem to robić przez ubranie?! – chłopak odrzucił poduszkę w moją stronę.
- A od kiedy ty umiesz zszywać rany?! Lekarzem jesteś?
- A kto w ogóle powiedział, że ja umiem zszywać rany! Ale nie! Mógłbym cię tam zostawić na śmierć! A teraz oczywiście pretensja! – bulwersował się Anubis.
- Pff, koniec tematu, jak zejdę z powodu twoich niekompetencji, obiecuje Ci, że będę cię nawiedzać jako duch. A teraz przynieś mi jakąś koszulkę, bo ktoś tu zaraz zostanie uduszony – prychnęłam zirytowana.
Anubis wystawił mi język i wyszedł z salonu. Po chwili wrócił, trzymając w ręce szarą koszulkę. Kiedy ją na siebie założyłam, jej rękawy, które miały być krótkie, sięgały mi do łokci, a dół T-shirt’a do kolan. Z bólem przeszłam się po salonie, by nieco rozprostować jakimś cudem niepołamane kości.
- A wracając do tego, co powiedziałaś, o co chodzi z Viperem?
- Znów zapomniałam! Zaatakował nas jakiś smok, porwał Fire. A później przyjechała policja i zabrała Vipera, a ja uciekłam i… i… muszę go ratować!
- Gdzie jest? – próbował zrozumieć coś Anubis.
- Ile jest w okolicy szpitali?! - spytałam, ignorując jego pytanie.
- Dwa, góra trzy – mruknął zdziwiony chłopak.
Bez pożegnania, wybiegłam z domu chłopaka i ruszyłam w kierunku ulicy. Tym jednak razem nie dam wpakować się pod samochód! Złapałam pierwszą taksówkę. Gruby mężczyzna o krzaczastych wąsiskach obrócił głowę w moją stronę. Kazałam mu jechać do najbliższego szpitala. Po drodze nieco ochłonęłam, nie mogłam przecież tak z buta wpaść do szpitala i wydrzeć się „ODDAWAJCIE VIPERA”. Musiałam to rozegrać na spokojnie, poza tym, nawet nie wiedziałam, czy jest w tym, następnym czy może jeszcze innym szpitalu. Na zewnątrz zaczynało padać. Krople deszczu dudniły o dach taksówki. Kilka minut przed tym, jak dojechaliśmy do pierwszego szpitala, rozpętała się prawdziwa ulewa. Gdy już samochód zatrzymał się przed jasnym budynkiem, taksówkarz wystawił rękę w moim kierunku. Szybko wyciągnęłam z tylnej kieszeni jakieś pozwijane banknoty, ich ilość zadowoliła faceta. Wysiadłam i szybko schowałam się pod dachem. Taksówka odjechała. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do wnętrza szpitalu. Pachniało tam lekarstwami, różnymi tabletkami czy innymi rzeczami związanymi z lekarzami. Znalazłam się w obszernej poczekalni, gdzie siedziało sporo osób. Przepchnęłam się do recepcji, ludzie stojący w kolejce nie byli tym faktem zadowoleni, jednak chyba postanowili mi odpuścić, kiedy posłałam im złowrogie spojrzenie, nie miałam zamiaru użerać się z bandą kaszlących i rzygających ludków.
- Szukam Percy’ego Riversa, jest może tu?
Kobieta spojrzała na mnie nieco zdziwiona.
- A kim dla niego jesteś, możemy udzielać takich informacji jedynie rodzinie.
"Szybko, wymyśl coś kobito, bo nic ci nie powiedzą!"
- Siostrą! Tak, tak, jestem jego siostrą!
Kobieta wywróciła oczyma, wyglądała, jakby nie chciała ze mną gadać. Nawet nie sprawdziła, czy rzeczywiście coś łączyło mnie z Viperem, ale zbytnio mi to nie przeszkadzało. Wskazała długopisem na jeden z korytarzy.
- Pójdziesz tamtędy, skręcisz w lewo, w prawo i tam powinien leżeć. Tylko nie wchodź do jego sali, musieliśmy dać mu trochę leków na uspokojenie, bo strasznie się wyrywał.
Podziękowałam i skierowałam się w stronę korytarza.
<Vipeeeeeer?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits