Obudziłam się w lesie. Nic nie widziałam przez łzy. Rozejrzałam się
dookoła. Żadnej żywej duszy. Co się stało z Amirem!? Gdzie on jest!? A
jeśli nie żyje!? Jeśli ojciec go zabił!?
- Amir... - szepnęłam a z moich oczu znowu poleciały łzy... - Amir!!! -
wrzasnęłam z całej siły opadając ponownie na trawę. Zaczęłam płakać
dusząc się łzami. Najwidoczniej odzyskałam moce... Nie mam siły... W
końcu wstałam. Strasznie kręciło mi się w głowie. Oparłam się o drzewo.
- Gdzie ja jestem...? - szepnęłam miejąc przed oczami mojego ojca. Nie
wiedziałam co robić... Iść przed siebie? Zostać? Czekać aż umrę? Albo aż
wróci ojciec i mnie zabije? Byłam załamana... Prim... Weź się w garść!
Może Amir żyje? Może go znajdę? Albo on znajdzie mnie... Westchnęłam i
zrobiłam jeden krok. Chwiałam się jak zombie. Szłam i szłam... Cisza i
cisza... Ujrzałam strumyk przy którym usiadłam. Payrzyłam pustym
wzrokiem na nurt wody. Nazrywałam kwiatów i robiłam wianki. Kiedy byłam
mała wierzyłam, że puszczanie wianków w strumyku pomaga w odnalezieniu
ukochanej osoby... Ale teraz zabardzo w to niewierzyłam. Znowu zaczęłam
płakać... Boże, Prim... Uspokój się... To nie koniec świata...
- Jednak koniec! - krzyknęłam i rozryczałam się jak małe dziecko... I
teraz co? Będę płakać co pięć minut? Dałam sobie z liścia i wstałam.
Zamieniłam się w wilka i poszłam w głąb lasu. Z każdą chwilą robiło się
coraz ciemniej. Przyczajiłam się za kłodą na sarnę. Po chwili skoczyłam
na nią, wbijając jej kły kark. Wogle... Po co ją zaatakowałam? Aby
wyżyć się na moim ojcu? Spojrzałam z niesmakiem na sarnę. Skrzywiłam się
i odeszłam.
- Dobra, trzeba działać, a nie użalać się nad sobą... - mruknęłam i
pobiegłam wzdłuż strumyka. Po kilku godzinach było ciemno jak w grobie.
Usiadłam ponownie przy strumyku. Powoli zamykały mi się oczy. Usłyszałam
stukot kopyt. Zerwałam się wytęrzyłam wzrok. Ujrzałam konia a nim
osobę. Zamieniłam się w człowieka i wstałam. Zaraz, zaraz... Czy to nie
jest czasami Amir!? Podeszłam trochę i osłupiałam.
- Amir? - wyszeptałam i ZNOWU zaczęłam płakać... Ale teraz ze szczęścia.
Szybko pobiegłam w stronę konia. Dwa metry przed zawachałam się... A
jeśli jest na mnie zły? Przez to wszystko co się stało?
- Prim? - usłyszałam niepewny szept. Olać to wszystko... Szybko pobiegłam w jego stronę i mocno go przytuliłam.
- Przeraszam.... - wyszeptalam przez łzy.
- Za co?
- Za to co się wydarzyło... Mogłeś umrzeć... A to tylko przeze mnie... - wyszeptałam cicho.
- Tu mogłaś umrzeć... To nie jest ważne? - zapytał z troską w głosie.
- Nie...
Amir spojrzał na mnie zaskoczony, ale potem się uśmiechnął. Nastała
cisza... Wiem, że to co teraz zrobię będzie głupie, ale raz się żyje...
Westchnęłam i pocałowałam go...
( Amir? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!