Wszędzie szaro, buro i ponuro. Jak mi tego brakowało! Cały czas tylko
łąki, zajączki, motylki. Brr.. Okropność jakaś. Jakby martwe i
opuszczone miejsca wyszły z mody. W sumie to nawet nie wiem jak tu
trafiłem. Idąc cały czas prosto?.. Nie, na pewno nie. Ale w każdym razie
jakoś tu dotarłem. Opustoszałe miasteczko pośrodku doliny. Może jednak
mam farta? Stojąc nad doliną wzbiłem się w powietrze i szybko obejrzałem
całe miasto z góry. Miasto jak miasto. Niewiele budynków się zawaliło,
niektóre ledwo stały, większości brakowało okien oraz miały drzwi
wyrwane z zawiasów. Gdy wylądowałem poczułem lodowaty wiatr na karku.
Wydawało mi się, że im niżej tym cieplej, a tym bardziej w dolinie, ale
cóż natura lubi płatać różne figle. Chodziłem między budynkami z nisko
opuszczonym łbem. Czułem obecność innych istot. Wiedziałem, że nie są
przyjazne. Przeważnie jak się kogoś znajduje w starym mieście to raczej
nie chce on skoczyć Ci w ramiona i się przytulić lub wypłakać na
ramieniu z samotności. Byłem ciekawy jakie stworzenia tutaj spotkam.
Znowu krwiożercze kruki albo nieumarłych? To się już robi nudne.
Wszędzie to samo. Mam szczerą nadzieje, że tutaj znajdę coś bardziej..
mrocznego. Nagle usłyszałem donośny ryk po drugiej stronie miasta.
Jednym, zwinnym susem wskoczyłem do najbliższego walącego się domku
jednorodzinnego. Zakamuflowałem się nieco i usiadłem za niewielką
półścianką, która kiedyś była zapewne kompletną ścianą. Widziałem z tego
miejsca kawałek okna. Na niebie pojawiła się chmara kruków, a po
mieście przebiegły jakieś dziwne istoty. U la la.. Będzie się działo!
Kiedy odgłosy oddaliły się, spokojnie wyszedłem. Teraz w okolicy było
duużo mniej stworzeń, więc nawet gdyby któreś mnie znalazło to i tak nie
miałbym z nim wiele roboty. Naprzeciw domku stał park z pousychanymi
drzewami. Przechadzałem się między nimi starą ścieżką w której było
więcej dziur niż kamieni. Słońce powoli przebijało się przez grube
warstwy chmur. Zapowiadało się na deszcz, ale najszybciej za parę
godzin. Położyłem się na w miarę solidnej, kamiennej ławeczce i
wygrzewałem w południowym słońcu. Nie chciało mi się spać, ale na
leżenie jest zawsze dobra pora. Po jakimś czasie przeciągnąłem się
leniwie i przekręciłem na drugi bok. Jednak zapomniałem, że leżałem na
ławce i spadłem z niej łamiąc jaką cienką gałązkę. Raczej nie
przyciągnąłem uwagi jakiegoś stworka, ale nagle zdałem sobie z czegoś
sprawę. Kilkaset metrów ode mnie było coś. Coś o nietypowej i
tajemniczej mocy. Od razu zerwałem się na równe nogi. Jakie to jest
ekscytujące! Wreszcie coś nowego! Już mi się rzygać chciało tymi
ptaszyskami i zabłąkanymi duszami. Uśmiechnąłem się sam do siebie i
powolnym, spokojnym krokiem ruszyłem przed siebie. W końcu i tak na coś
wpadnę prawda? Albo to coś na mnie. Spuściłem łeb i wlokłem skrzydła po
ziemi. Szczerze mówiąc byłem piekielnie ciekawy co lub kto to może być.
Słońce ponownie schowało się, a okolica nieco pociemniała. Mijałem dom
za domem ruszając tylko gałkami ocznymi. Wtem to poczułem. Stanąłem na
środku skrzyżowania. Ktoś na mnie patrzył, a dokładniej mówiąc wpatrywał
się tak uporczywie jakby chciał mnie prześwietlić na wylot. Czy inni
naprawdę tego nie wyczuwają? Lekko spochmurniałem i podniosłem leniwie
głowę. Przy jednej ze starych karczm stał basior… Wilk!? A niech to,
jednak nie jestem ostatni. A już miałem nadzieję… Był podobnego wzrostu
co ja, także czarny, trochę szkarłatu tu i tam. W sumie najbardziej
różniliśmy się tylko tym, że ja miałem skrzydła, a on maskę na pysku. A
no i oczywiście, że to był taki chodzący szkielecik, a mnie niestety
przekarmiali za dzieciaka. Przyciągnąłem skrzydła do ciała i zrobiłem
kilka kroków w stronę wilka. Samiec także ruszył w moją stronę. Z nisko
opuszczonymi głowami krążyliśmy wokół siebie.
- Kim, że jesteś? - zapytał
- A to to jest dobre pytanie - stanąłem na chwilę spoglądając w górę
Basior też przystanął, naprzeciw mnie i najwyraźniej wyczekiwał jasnej i
przejrzystej odpowiedzi.. oh żebym ja jeszcze miał na takie humor.
- Teraz moja kolej. Dużo wilków jeszcze żyje? - zapytałem ze znudzonym wyrazem patrząc w jego puste oczodoły
- A o którą watahę pytasz? - odparł mierząc mnie groźnym spojrzeniem
- Chwila, chwila.. To tu jest wataha, i to nie jedna? - ledwo mu
wierzyłem na słowo, ale cóż chyba się „leciutko” pomyliłem co do bycia
ostatnim z gatunku
- Skąd przybywasz? - dalej prowadził swój wywiad
- No blisko to to nie jest muszę przyznać - stwierdziłem machając łapą
gdzieś za horyzont - A co do imienia.. W sumie może być Nightmare. Tak
to dobrze brzmi - ostatnie słowo powiedziałem bardziej do siebie niż do
niego
- No dobrze panie „Night’, a teraz czas na coś innego. Dla kogo
szpiegujesz i czego tu szukasz? - warknął, po czym skoczył w moją stronę
Ledwo mu uskoczyłem. Był naprawdę dobry. Zapowiada się ciekawie.
*zaciera rączki* Niby nie zamierzałem walczyć, bo ostatnio mam niemałego
lenia.
- Może najpierw mi zdradź jak Ci mówić alfo, którą zapewne jesteś? -
skłoniłem łeb uśmiechając się przy tym najbardziej wrednie jak tylko się
dało
A jakby tak na to spojrzeć z innej strony to może bym się z nim nawet
dogadał. Oczywiście nie jest to pewne, ale raczej szybciej znajdę kogoś
do pogadania wśród postaci wyglądających podobnie jak ja *mutancik* niż
wśród normalnych i zadbanych wilczków.
(Darkness? Wiem nie umiem pisać :c)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!