02 maja 2016

Od. Lucifera

Życie? Ach tak zapomniałem. Życie! Nędzna tułaczka ludzi do uzyskania szczęścia, pokoju, miłości lub spokoju niczym Odyseusz. Odyseusz kolejny bezmózg, chcący pomóc innym, a w zamian dostał lata męki. To takie smutne, aż łezka mi się zakręciła w oczkach. Mówiąc o życiu... Chyba powinienem w końcu wyjść z tej nory, ale mój tron jest taaaki wygodny, aż żal mi go zostawiać samego.
- Ciekawe jak będzie tańczyła na smyczy, co sądzisz o tym Alisterze? - porozumiewawczo wymieniłem spojrzenia z moim doradcą, nie kryjąc przy tym cienia uśmiechu.
- Też jestem ciekaw Panie - odpowiedział zgodnie ze mną i nie koniecznie musiał się ze mną zgadzać, strach robi swoje. Zrobiłem gest, który miał znaczyć, żeby wykonał moją prośbę.
- Metalową żyłką i nie żałuj uścisku - moja poczucie humoru nie dochodziło ode mnie na krok, w szczególności rozbawiła mnie przerażona mina siwki. Urocza dziewczynka. Hmm muszę sprawdzić czy pasje mój klucz do jej ciasnej dziurki, jak zda test oszczędzę jej męczarni. Szkoda by było, aby zdalną dziewczynę pożarły moje pieski. Zrobię to, ale dopiero wieczorem. Alister wrócił z tym co mu kazałem i założył przedstawicielce płci przeciwnej. Wszystko obserwowałem z zainteresowaniem nerwowo skubiąc zębami opuszkę palca wskazującego. Ułożyłem się wygodniej na moim siedzeniu i czekałem, aż mój podwładny skończy to co zaczął.
- Wiesz co masz robić - uśmiechnąłem się do niej - Masz ładne ciało zrób z nim coś pożytecznego. Chętnie popatrzę jak wywijasz na tam tej rurze.
Szaro włosa z wzrokiem bezbronnej owieczki posłusznie podeszła do metalowego prętu, który kazałem skombinować mojej służbie. Jakimś cudem to znaleźli i zamontowali w sali tronowej.
- Jak ci na imię?
- Ro...Rose - wyjąkała stojąc skulona przy rurze. Ruchem ręki kazałem jej robić swoje, bystra dziewczyna wiedziała co powinna. Posłusznie zaczęła wywijać tyłkiem, na pozór delikatne ruchy, miały swój gniew i dynamikę. Wyśmienicie, będzie ideanalna. Wpatrywałem się w nią przykładając trzy palce do skroni. Wygodniej mi tak było się opierać, a dziecięcy uśmiech nadal nie znikał z mojej twarzy.
***
Leżałem sobie na moim wielkim łóżku w moim na wyłączność moim pokoju. Obok mnie była także srebnowłosa, która wtulała się w moją nagą pierś. Nie zamierzam jej okazywać czułych gestów, ponieważ nie jestem od tego. Ktoś inny mnie genialnie zastąpi, albo nie zastąpi, przecież to tylko przelotem. Muszę sobie samemu przyznać, jest cudowna. Kobiece kształty, lekko zaróżowiona karnacja, cholernie urodziwa i te nienaturalnie srebrno-białe włosy, niczym anioł. Anioł? Anioł! Zerwałem się z łóżka, zaraz mierząc ją groźnym spojrzeniem.
- Stało się coś?
- Zaplanowałaś to. Mądra z ciebie bestia. W mojej fortecy wysłannik Boga, jak miło.
Uniosła jedną brew do góry z dziwnym wyrazem poprawiła się na łóżku, chyba po to aby mnie lepiej widzieć.
- Nie moja wina, że mnie pojmałeś. Nie mam żadnego planu, a nawet gdyby to by nie wypalił. Zauważyłam, że masz zgraną obsługę kelnerską - przeczesała włosy, zgarniając je do tyłu. Mierzyłem ją podejrzanym wzrokiem, próbując wychwycić za jej słów jakiekolwiek kłamstwo, jednak na szczęście bądź nieszczęście, nie usłyszałem żadnego. Nawet najmniejszego! Zgromiła mnie wzrokiem za naburmuszoną miną. Uroczo wyglądała kiedy się gniewała, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Podszedłem do niej i złapałem ją za kark przyciągając do siebie, z zamiarem pocałowania jej. Jednak jak to mówią przerwano mi w połowie słowa, którego nie wypowiedziałem, a miałem tylko w głowie. Do pomieszczenia wpadła grupa uzbrojonych w srebne i złote noże, miecze, pistolety i ch*j wie co jeszcze demonów celujących we mnie i różyczkę. Uniosłem brew z pytaniem "O CO K*RWA CHODZI" wymalowanym na twarzy.
- Co ty na to? - poznałbym ten głos nawet za grobu (do którego i tak nie sposób mnie wrzucić). Alister ty niedojebany przez suczesyny ch*ju.
- ZAŁAMANA NIEWDZIĘCZNA SZAMATO - warknąłem na niego podchodząc do nich, z przekonaniem że nic mi nie zrobią, bo się mnie boją. Miąłem ochotę rozmiażdżyć czaszkę, aż ten mózg z nikłym ciałem szarym wypłynie mi między palcami. Potem zrobiło się czarno... Jedyne co ostanie widziałem to zamach Alistera moim nożem.
***
Coś miałem między zębami i to nie było rozszarpane ciało, tylko coś... Gorzkiego (to nie jest też sperma) i drobnego. Piach! Właśnie piach. Jakim cudem mam piach w gębie? Powoli podniosłem zmęczone powieki, a mój łeb właśnie odbywał filharmonie z wybuchów reaktorów jądrowych i zrzucanych bomb atomowych. Czułem się jak na najwyższym stadium kaca zabójcy. Najlepsze niekontrolowanie zmieniłem się w moją pełną wilczą wersje, a mój - mojego brata - nóż nadal tkwił w moim boku. Czyżby ten k*tafon odesłał mnie na Ziemię, żegnając mnie szczerym kopniakiem w tyłek na tułaczkę po tym jakże uroczym świecie. Ostatkami sił wyciągnąłem to cholerstwo z mojego ciała i położyłem pod sobą i znowu poszedłem spać, wsłuchując się w szum wody, nie dbałem już to czy jestem nad morzem czy rzeką, ważne że szumiało. Kac gigant mnie wykańczał, a w głowie mi dzwoniło jakby obok mnie był dzwon kościelny.
<proszę Hay, wylecz go z kaca>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits