- Tak właściwie, to co my tu niby robimy? – zapytałam rudego wilka truchtającego obok mnie.
Anubis zwolnił kroku, zamyślił się. W futro małego wilka, wyglądającego
raczej jak lis, wplątało się kilka gałązek i listków. Właściwie to
wyglądałam podobnie, szczególnie uwierało mnie coś za uchem. Korzystając
z chwili wytchnienia, próbowałam łapą wyciągnąć to coś, co okazało się
być małą gałązką z kilkoma cierniami.
- Takiego duuużego zwierza – odpowiedział po chwili Anubis.
- Wow, dużo mi to mówi – mruknęłam. – A jak wygląda? Po co? Gdzie on jest?
Anu zrobił zakłopotaną minę i wyszczerzył zęby.
- No tak trochę nie wiem.
Niczym jakaś mistrzyni aktorstwa, wzniosłam wzrok ku niebu i mruknęłam do Anubisa:
- Boże, widzisz i nie grzmisz.
Anu zaśmiał się cicho i zaczął biec nieco szybciej. Truchtałam za nim.
Przedzieraliśmy się przez drzewa, krzewy i inne chaszcze. Im dalej
szliśmy, tym coraz bardziej las się przerzedzał. Na naszej drodze
napotykaliśmy coraz mniej drzew, przeważały tu niewielkie, prawie ni
ulistnione krzaki. Wreszcie znaleźliśmy się na nieznanym nam dotychczas
terenie. Roślin tu prawie nie było, gdzieniegdzie krzaki, niczym
pustynia czy preria.
- Powiesz wreszcie coś dokładnie?
Anubis skinął lekko łbem.
- Szukamy Agorta, jest to dość duży zwierz, podobny do hieny, ale
większy, potrzeba mi jego żołądka, wytwarza on specyficzne enzymy, które
później mi się przydadzą.
- Ta, a gdzie go znajdziemy?
- Rozdzielimy się – zadecydował Anu. – Ja pójdę w lewo, ty w prawo.
Zrobiliśmy więc, jak zadecydował basior. Poszłam więc we wskazanym
kierunku. Było południe, słońce wzeszło wysoko na niebo. Zrobiło się
więc strasznie gorąco, a tu, gdzie nie było prawie żadnych drzew czy
skał, które mogłyby rzucić jakikolwiek cień, było jeszcze goręcej. Tak
więc po pewnym czasie postanowiłam przemienić się w człowieka. Owszem, w
wilczej formie biegłam dużo szybciej, a przeszukiwanie terenu szło
bardzo sprawnie, jednak grube futro w takich warunkach nie było dobre.
Jako człowiek biegłam zdecydowanie wolniej, szybko również się
zmęczyłam, przynajmniej nie doskwierała mi ta temperatura. Ale tego
całego Agorta ni widu, ni słychu. Spojrzałam na miecz przypasany u
mojego boku. Chyba dzisiaj na nic mi się nie przyda. Właśnie, ciekawe
ile tu czasu spędzę, mam nadzieję, że nie będę musiała nocować na tym
pustkowiu. Kurde, właśnie sobie uświadomiłam, że nie mam bladego pojęcia
jak się stąd wydostać. Tak więc nie pozostało mi chyba nic innego, jak
dalej iść naprzód. Na horyzoncie dojrzałam jakąś skałę, dość sporą. No
cóż, postanowiłam ruszyć w jego kierunku. Dojście tam nie zajęło mi
długo. Skała okazała się być dość sporym wzniesieniem. Plusem było to,
że rzucała przyjemny cień, w którym można było chwilę odsapnąć. Oparłam
się wiec o pionową ścianę wzniesienia. Po chwili zsunęłam się na ziemię i
rozprostowałam nogi. Odczepiłam miecz i położyłam go obok. Do ręki
wzięłam manierkę z wodą i wypiłam prawie połowę jej zawartości.
Odetchnęłam głośno i spojrzałam w niebo. Usłyszałam huk jakby kamienie
toczone po ziemi. Nagle na niebie pojawiły się dziwne ciemne kształty. W
ostatniej chwili zrozumiałam, że są to kamienie spadające z góry.
Przywarłam do ściany za mną i patrzyłam, jak skały rozpadają się na małe
kawałki, po upadku z tej wysokości. Skąd one się niby wzięły? Może to
był wiatr? Nie możliwe, nie dość, że prawie tu nie wiało, to również sam
podmuch musiał być ogromny, żeby zepchnąć tak ciężkie kamienie w dół.
Czyli to musiało być jakieś zwierze. Dość silne. Co jak co, ale jeśli
była to istota żywa, to chyba chciała mnie zabić. Obeszłam wzniesienie
naokoło, aż wreszcie znalazłam idealne odejście na szczyt. Zaczęłam się
więc wdrapywać na górę. Wreszcie zbliżałam się do szczytu. Wspięłam się
na górę, jednak nic tam nie znalazłam. Cicho jak makiem zasiał.
Rozejrzałam się zdziwiona. Podeszłam do krawędzi skarpy i zerknęłam w
dół. To właśnie tam siedziałam jakieś pół godziny temu. Zauważyłam tam
mój miecz, dopiero teraz zauważyłam, że go tam zostawiłam. Odwróciłam
się i nagle ujrzałam przed sobą jakiegoś stwora. Nie miałam czasu na
reakcję, zwierze pchnęło mnie łapą. Zachwiałam się, jednak nie mogłam
znaleźć gruntu pod stopami. Chol.era, krawędź wzniesienia. Spadłam,
jednak w ostatniej chwili złapałam się ziemi. Próbowałam się podciągnąć,
jednak stwór postanowił mi to uniemożliwić. Podniósł łapę zakończoną
ostrymi pazurami i zamachnął się w stronę mojej dłoni. Puściłam się więc
i zawisłam jedynie na jednej ręce. Nie wytrzymałam i po chwili
poleciałam w dół. Krzyknęłam przerażona. Upadłam, jednak wciąż żyłam.
Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Kurczowo łapałam powietrze,
wreszcie jednak udało mi się zaczerpnąć więcej tlenu. Powoli się
podniosłam i rozejrzałam się naokoło. Musiałam upaść na skalną półkę.
Spojrzałam w dół, ziemia była dobre dziesięć metrów niżej. To bydle co
mnie zepchnęło mogło być tym całym Agortem. Porośnięte było
szaro-brązowym futrem w ciapki. Miało ohydny pysk, coś jak połączenie
hieny i nietoperza. Fuj. Ponadto, był silny i szybki. Całkiem nieźle się
ukrywał, nawet na takim pustym terenie był w stanie się świetnie
zakamuflować. Musiałam jakoś zejść na dół. Zaczęłam wiec powoli
tarabanić się w dół. Łapałam się wszystkiego, czego mogłam, aż wreszcie
dostałam się na dół. Szybko wzięłam do ręki swój miecz i zaczęłam
wypatrywać Agorta. Nigdzie nie mogłem go jednak dostrzec. Stałam tak
dobre dziesięć minut, starałam się nawet nie poruszać, by usłyszeć każdy
dźwięk. Nie jestem jednak tropicielem, więc za Chiny ludowe nie mogłam
go znaleźć. W oddali, na horyzoncie zauważyłam jakaś postać. Przyjrzałam
się uważniej. Wilk? Czyżby to był Anubis? Minęło kilka minut, zanim
upewniłam się, że to on.
- Co się stało? Słyszałem twój krzyk – zapytał zdyszany, gdy już do mnie dobiegł.
- Znalazłam tego twojego Agorta – mruknęłam – i to jest rzeczywiście podstępne bydle.
Anubis skinął głową. Nagle coś na niego wpadło. Chłopak krzyknął i
wylądował na ziemi. Agort przygniatał Anubisa. Wbił swoje ślepia w
chłopaka. Podniósł wielkie łapsko do góry, gotując się do dobicia
chłopaka. W tej chwili skoczyłam w jego kierunku z mieczem, który w
jednej chwili zapłonął. Jednym czystym cięciem powaliłam potwora. Rana
na boku nie dość, że była dość głęboka, to również skóra naokoło została
poparzona. Jego cielsko opadło z hukiem na ziemię. Anubis zrzucił
zwłoki z siebie i wstał. Otrzepał spodnie z kurzu.
- Nigdy więcej na to nie będę polować – mruknął – a przynajmniej dopóki nie skończy mi się ta substancja z jego żołądka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!