06 maja 2016

Od. Hikaru - Walka z Agorem

- Tak właściwie, to co my tu niby robimy? – zapytałam rudego wilka truchtającego obok mnie.
Anubis zwolnił kroku, zamyślił się. W futro małego wilka, wyglądającego raczej jak lis, wplątało się kilka gałązek i listków. Właściwie to wyglądałam podobnie, szczególnie uwierało mnie coś za uchem. Korzystając z chwili wytchnienia, próbowałam łapą wyciągnąć to coś, co okazało się być małą gałązką z kilkoma cierniami.
- Takiego duuużego zwierza – odpowiedział po chwili Anubis.
- Wow, dużo mi to mówi – mruknęłam. – A jak wygląda? Po co? Gdzie on jest?
Anu zrobił zakłopotaną minę i wyszczerzył zęby.
- No tak trochę nie wiem.
Niczym jakaś mistrzyni aktorstwa, wzniosłam wzrok ku niebu i mruknęłam do Anubisa:
- Boże, widzisz i nie grzmisz.
Anu zaśmiał się cicho i zaczął biec nieco szybciej. Truchtałam za nim. Przedzieraliśmy się przez drzewa, krzewy i inne chaszcze. Im dalej szliśmy, tym coraz bardziej las się przerzedzał. Na naszej drodze napotykaliśmy coraz mniej drzew, przeważały tu niewielkie, prawie ni ulistnione krzaki. Wreszcie znaleźliśmy się na nieznanym nam dotychczas terenie. Roślin tu prawie nie było, gdzieniegdzie krzaki, niczym pustynia czy preria.
- Powiesz wreszcie coś dokładnie?
Anubis skinął lekko łbem.
- Szukamy Agorta, jest to dość duży zwierz, podobny do hieny, ale większy, potrzeba mi jego żołądka, wytwarza on specyficzne enzymy, które później mi się przydadzą.
- Ta, a gdzie go znajdziemy?
- Rozdzielimy się – zadecydował Anu. – Ja pójdę w lewo, ty w prawo.
Zrobiliśmy więc, jak zadecydował basior. Poszłam więc we wskazanym kierunku. Było południe, słońce wzeszło wysoko na niebo. Zrobiło się więc strasznie gorąco, a tu, gdzie nie było prawie żadnych drzew czy skał, które mogłyby rzucić jakikolwiek cień, było jeszcze goręcej. Tak więc po pewnym czasie postanowiłam przemienić się w człowieka. Owszem, w wilczej formie biegłam dużo szybciej, a przeszukiwanie terenu szło bardzo sprawnie, jednak grube futro w takich warunkach nie było dobre. Jako człowiek biegłam zdecydowanie wolniej, szybko również się zmęczyłam, przynajmniej nie doskwierała mi ta temperatura. Ale tego całego Agorta ni widu, ni słychu. Spojrzałam na miecz przypasany u mojego boku. Chyba dzisiaj na nic mi się nie przyda. Właśnie, ciekawe ile tu czasu spędzę, mam nadzieję, że nie będę musiała nocować na tym pustkowiu. Kurde, właśnie sobie uświadomiłam, że nie mam bladego pojęcia jak się stąd wydostać. Tak więc nie pozostało mi chyba nic innego, jak dalej iść naprzód. Na horyzoncie dojrzałam jakąś skałę, dość sporą. No cóż, postanowiłam ruszyć w jego kierunku. Dojście tam nie zajęło mi długo. Skała okazała się być dość sporym wzniesieniem. Plusem było to, że rzucała przyjemny cień, w którym można było chwilę odsapnąć. Oparłam się wiec o pionową ścianę wzniesienia. Po chwili zsunęłam się na ziemię i rozprostowałam nogi. Odczepiłam miecz i położyłam go obok. Do ręki wzięłam manierkę z wodą i wypiłam prawie połowę jej zawartości. Odetchnęłam głośno i spojrzałam w niebo. Usłyszałam huk jakby kamienie toczone po ziemi. Nagle na niebie pojawiły się dziwne ciemne kształty. W ostatniej chwili zrozumiałam, że są to kamienie spadające z góry. Przywarłam do ściany za mną i patrzyłam, jak skały rozpadają się na małe kawałki, po upadku z tej wysokości. Skąd one się niby wzięły? Może to był wiatr? Nie możliwe, nie dość, że prawie tu nie wiało, to również sam podmuch musiał być ogromny, żeby zepchnąć tak ciężkie kamienie w dół. Czyli to musiało być jakieś zwierze. Dość silne. Co jak co, ale jeśli była to istota żywa, to chyba chciała mnie zabić. Obeszłam wzniesienie naokoło, aż wreszcie znalazłam idealne odejście na szczyt. Zaczęłam się więc wdrapywać na górę. Wreszcie zbliżałam się do szczytu. Wspięłam się na górę, jednak nic tam nie znalazłam. Cicho jak makiem zasiał. Rozejrzałam się zdziwiona. Podeszłam do krawędzi skarpy i zerknęłam w dół. To właśnie tam siedziałam jakieś pół godziny temu. Zauważyłam tam mój miecz, dopiero teraz zauważyłam, że go tam zostawiłam. Odwróciłam się i nagle ujrzałam przed sobą jakiegoś stwora. Nie miałam czasu na reakcję, zwierze pchnęło mnie łapą. Zachwiałam się, jednak nie mogłam znaleźć gruntu pod stopami. Chol.era, krawędź wzniesienia. Spadłam, jednak w ostatniej chwili złapałam się ziemi. Próbowałam się podciągnąć, jednak stwór postanowił mi to uniemożliwić. Podniósł łapę zakończoną ostrymi pazurami i zamachnął się w stronę mojej dłoni. Puściłam się więc i zawisłam jedynie na jednej ręce. Nie wytrzymałam i po chwili poleciałam w dół. Krzyknęłam przerażona. Upadłam, jednak wciąż żyłam. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Kurczowo łapałam powietrze, wreszcie jednak udało mi się zaczerpnąć więcej tlenu. Powoli się podniosłam i rozejrzałam się naokoło. Musiałam upaść na skalną półkę. Spojrzałam w dół, ziemia była dobre dziesięć metrów niżej. To bydle co mnie zepchnęło mogło być tym całym Agortem. Porośnięte było szaro-brązowym futrem w ciapki. Miało ohydny pysk, coś jak połączenie hieny i nietoperza. Fuj. Ponadto, był silny i szybki. Całkiem nieźle się ukrywał, nawet na takim pustym terenie był w stanie się świetnie zakamuflować. Musiałam jakoś zejść na dół. Zaczęłam wiec powoli tarabanić się w dół. Łapałam się wszystkiego, czego mogłam, aż wreszcie dostałam się na dół. Szybko wzięłam do ręki swój miecz i zaczęłam wypatrywać Agorta. Nigdzie nie mogłem go jednak dostrzec. Stałam tak dobre dziesięć minut, starałam się nawet nie poruszać, by usłyszeć każdy dźwięk. Nie jestem jednak tropicielem, więc za Chiny ludowe nie mogłam go znaleźć. W oddali, na horyzoncie zauważyłam jakaś postać. Przyjrzałam się uważniej. Wilk? Czyżby to był Anubis? Minęło kilka minut, zanim upewniłam się, że to on.
- Co się stało? Słyszałem twój krzyk – zapytał zdyszany, gdy już do mnie dobiegł.
- Znalazłam tego twojego Agorta – mruknęłam – i to jest rzeczywiście podstępne bydle.
Anubis skinął głową. Nagle coś na niego wpadło. Chłopak krzyknął i wylądował na ziemi. Agort przygniatał Anubisa. Wbił swoje ślepia w chłopaka. Podniósł wielkie łapsko do góry, gotując się do dobicia chłopaka. W tej chwili skoczyłam w jego kierunku z mieczem, który w jednej chwili zapłonął. Jednym czystym cięciem powaliłam potwora. Rana na boku nie dość, że była dość głęboka, to również skóra naokoło została poparzona. Jego cielsko opadło z hukiem na ziemię. Anubis zrzucił zwłoki z siebie i wstał. Otrzepał spodnie z kurzu.
- Nigdy więcej na to nie będę polować – mruknął – a przynajmniej dopóki nie skończy mi się ta substancja z jego żołądka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits