24 kwietnia 2016

Od. Raza

Kiedy ten stary psychiczny demon kazał mi ZOSTAWIĆ TIF i iść na zwiady miałem ochotę zakopać go na żywca. I to jego: "To Rozkaz!"... Pffff.... W dupie mam jego rozkazy, bo..... To nie temu Darknessowi składałem przysięgę. Mimo to poszedłem. To nie był czas na kłótnie. Szczególnie, że Tiffany krwawiła. Miała dużo ran ciętych i dwie postrzałowe. Nie wiedziałem jak ten Mefisto chciał jej pomóc. Po obejściu nikogo ani niczego nie znalazłem.Wszyscy: Kasai, Hellmestin, Lucifer... wyparowali. Zostałem sam. Las był zupełnie, zupełnie cichy. Nie wiał wiatr, drzewa się nie ruszały, nie było zwierząt. Tylko wypalona, zasłana trupami polana po środku lasu. Rozejrzałem się. Wiem, że okradanie trupów jest obrzydliwe ale jest u nas krucho z zapasami. Obejrzałem parę trucheł i znalazłem tylko parę złotych monet. Dość cienko. Odszedłem kawałek i przysiadłem na ziemi. Co teraz będzie? Mroku włada ogromną potęgą, a Tiffany umiera. Co JA mam zrobić? Jeżeli ona zginie zostanie mi tylko zemsta. Ale nie..! Muszę odsunąć te myśli. Lepiej zastanowić się jak osłabić potęgę Mroku. Przydałby się nowy oddział na wzór Werranów. Doskonali wojownicy z ogromnymi dokonaniami, którzy napadali by małe oddziały Mroku i znikali. Osłabiłoby to pewność demona i podniosło morale naszych. Postaram się to zrealizować. Z resztą. Mam teraz ważniejsze sprawy. Zostałem sam na terytorium wroga, nie wiem gdzie reszta, Tiffany umiera i do tego zagraża jej, jej ojciec. Gdybym wiedział gdzie są... Pobiegł bym. Szkoda, że mogę teleportować się tylko w miejsce, które widzę. Chyba, że.... A widzenie wewnętrzne? To nie jest głupie, niebezpieczne ale nie głupie. Podniosłem się i zamyśliłem. Musiałem stworzyć w głowie obraz Tiffany.  Nie było to trudne. Przecież przed chwilą widziałem ją umierającą. Ten widok wrył mi się w pamięć. W myślach zarysowywałem kontury. Kiedy wszystko się wyostrzyło skorzystałem z momentu i przeniosłem się.
*
Była tam. Cała czerwona od krwi, która brudziła jej śnieżnobiałe futerko. Leżała nieruchomo i nie oddychała. Obok stał przerażony Mephisto. Łapał różne fiolki trzęsącymi się rękami.
A pod stołem był on. Ubabrany w JEJ krwi, rozglądał się nerwowo do okoła. Wiedziałem, że to się tak skończy. Miałem ochotę go zabić, ale to byłoby bez sensu. Jest demonem śmierci. Powróciłby żądny zemsty. Mogłem powiedzieć tylko tyle:
- Kazałeś mi chronić swoją córkę za cenę życia. Robiłem, robię i będę to robił. Z chęcią bym cię teraz zabił, osłabionego, teraz mam szansę. Jednak nie zrobię tego bo i tak wrócisz. Widzisz co zrobiłeś!? Zagrażasz jej. Więc proszę, odejdź stąd jak najdalej, albo się zmień, jeżeli nie to, to chociaż wskaż kogoś kto ją uzdrowi lub kogoś kto cię powstrzyma. Po prostu zrób coś z sobą do cholery! - Patrzyłem wściekły na kulącego się basiora o zmasakrowanej twarzy. Miałem nadzieję, że choć trochę dałem mu do myślenia. Podszedłem do Tiffany, podniosłem waderę i oparłem jej głowę na kolana. Adrenalina we mnie buzowała. Byłem pewien, że nie żyje. Przez cały czas powstrzymywałem się od ataku. Nogi same chciały wykonać skok. Spojrzałem jeszcze raz na Darknessa:
- A co zrobiłaby Ellanie...? Co by zrobiła gdyby ujrzała twoje dzieło?
( Sorry, że tak mało ale czas mi nie pozwalał. Sorry też za wpieprz do opowiadania, starałem się o tym pogadać z Fragonią i nie mogłem czekać. #niecierpliwość A i co teraz będzie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits