Spojrzałam na Hellmestina, a na moje usta wpełzł dziwny uśmiech. Dla mojego brata zazwyczaj oznaczało to: "Dla mojego dobra lepiej stąd spieprzę, bo siora ma poje*any pomysł". Powiedziałam Hellmestinowi:
- Jeszcze nie czas. Masz wobec mnie dług. Jeżeli będę cię potrzebować, to powiem.
Hellmestin wyglądał trochę dziwnie. Jakby miał zaraz mnie uderzyć. Zaśmiałam się tylko:
- Chciałam tylko, abyś nie dawał mi fory. Póki co, jestem samowystarczalna. A teraz.. choć do Darknessa...
*Pół godziny później*
Stanęłam przed ponurym domostwem. Spojrzałam na drzwi... a raczej to, co z nich zostało.. Nie mogłam tego nazwać drzwiami. Wejście, zabite starymi deskami, z niewielką dziurą. Już miałam podchodzić, kiedy coś wyskoczyło przez wejście i pobiegło hen daleko. Nie wiedziałam, co to było, lecz kształtem, przypominało człowieka. Zza "drzwi" wyłonił się Darkness i wrzasnął w stronę postaci:
- JESZCZE CI MAŁO?!!!
Przeraziłam się na widok mężczyzny. Darkoss był podejrzany. Nawet bardzo. Żałowałam, że Hellmestin musiał wcześniej wyjść. Podobno było to coś ważnego. Zgryzłam wargi i wbrew woli uśmiechnęłam się do Darknessa.
- Jestem. - powiedziałam i weszłam do mieszkania.
- To świetnie! Zwołałem naradę i warto, by słynna Tytania przybyła.
Otworzyłam wtedy oczy szeroko ze zdumienia. Skąd...?
- ...wiem? - dokończył mężczyzna. - Mam swoje sposoby. - puścił w moją stronę oczko.
Ale..
- Hmm... a tak w ogóle... praktycznie bym cię nie poznał. Wyrosłaś. I to bardzo.
Darkness podszedł do mnie i... przytulił mnie. Odepchnęłam go. To...było dziwne. Nawet bardzo. Chodziły pogłoski, że Darkness jest zboczony, więc wolałam się mieć na baczności. Zmierzyłam go wzrokiem, od stóp bo głowę. Darkness miał na twarzy wymalowany uśmiech. Nie! Nie był to uśmiech, jakim pedofile zazwyczaj obdarowują swoje ofiary, czy coś w tym stylu. Był to po prostu zwykły uśmiech i nie było w nim ani trochę udawania, czy choćby kłamstwa. Typowy... ojcowski uśmiech... Zaraz.. OJCOWSKI?!
- Córuniu.. - mruknął Warren. - Myślałem, że nie żyjesz...
Do oczu napłynęły mi łzy. Warren... to on... Nie mogłam się powstrzymać i przytuliłam go. Tyle lat... i nagle...! Przyszedł. Żywy. Z jednej strony, byłam na niego wściekła. Nawet bardzo. Ale z drugiej strony.. cieszyłam się tą chwilą. Mężczyzna gładził moje czarne włosy i mruczał coś do siebie. W tej chwili do naszej rozmowy wbił Hellmestin i zdezorientowany wpatrywał się w tą ckliwą scenkę... W jednej chwili odtrąciłam tatę i spojrzałam na niego zdezorientowana. Hell posłał mi spojrzenie typu: "To psychol, trzymaj się od niego z dala" i wyszedł. Później widzieliśmy się tylko na dwóch zebraniach...
<Hellmestin? Uwzględniłam Zebranie WKN'u :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!