14 marca 2016

Od Kano - Walka z Gromem

Po co się w ogóle tego podjąłem? Czemu porywam się z motyką na słońce? Na cholerę idę na śmierć? Bo jak inaczej można nazwać starcie z krwiożerczym potworem jakim jest Grom z puszczy?
Zestresowany i wściekły zarazem przedzierałem się przez gęsty las w odległych po raz kolejny przypominając sobie sytuację, która zaistniała dzień wcześniej w niewielkiej karczmie.
Siedziałem jak gdyby nigdy nic przy stole i kulturalnie popijałem ohydną kawę – sam jej zapach mógłby odstraszać zmarłych i potwory. W pewnym momencie do budynku wszedł pomarszczony niczym rodzynka dziadek z przerzedzającą się, siwą brodą oraz gęstymi brwiami. W pierwszej chwili go zignorowałem, nie podniosłem głowy znad jakiegoś komiksu nawet wtedy gdy przysiadł się do mojego stołu. Ocknąłem się dopiero gdy milimetr od mojego ucha przeleciał połyskujący sztylet i wbił się w ścianę za mną. Zesztywniałem i powoli podniosłem wzrok na staruszka. Jego spojrzenie było pewne, wpatrywał się we mnie świdrując mnie swoimi jasnymi niczym ogień oczami. Uniosłem pytająco brew. Mężczyzna oparł się wygodnie na krześle i skrzyżował ręce.
- Przejdźmy do konkretów – powiedział niskim głosem i zaczął stukać palcami w blat stołu. – Potrzebuje najemnika, kogoś, kto wykona dla mnie pewne zadanie – Ściszył głos. – Gdzieś obiło mi się o uszy, że możesz się nadać.
Zmierzył mnie bystrym wzrokiem i rzucił mi kpiące spojrzenie.
- Aczkolwiek zastanawiam się czy nie jesteś zwykłym gówniarzem bawiącym się w bohatera.
Odłożyłem komiks na stół i upiłem kolejny łyk herbaty. Kim był ten mężczyzna i czego ode mnie chciał? O jakiej misji mówi? Niby kto mu powiedział, że nadaje się do czegokolwiek innego niż snu i jedzenia?
- A mógłbyś przynajmniej powiedzieć mi, kim jesteś? – zapytałem odstawiając szklankę na blat.
- Nie ważne, masz się go pozbyć – podał mi zdjęcie ohydnej kreatury . – To coś nazywa się Gromem, potrzebuje jego wnętrzności, a konkretnie serca i tej narośli na plecach. Zapłacę, sto złotych monet powinno wystarczyć.
Oczy mi się zaświeciły. Tyle kasy, od dłuższego czasu byłem w dołku a to spokojnie pokryłoby kszt mojeho utrzymania. Mężczyzna wyciągnął sakiewkę pobrzękujących monet i pomachał mi nią pod nosem.
- To jak chłopcze? Podołasz?
Kiwnąłem głową.
Tak właśnie wkopałem się w najgorszą chyba do tych czas rzecz w moim życiu. Oczywiście nie raczyłem sprawdzić wcześniej czym jest owa kreatura oraz co potrafi. Dopiero gdy dziadek zniknął, jeden ze stałych bywalców, cały blady na twarzy, podszedł do mnie i wytłumaczył mi, że właśnie wydałem na siebie wyrok. W pierwszej chwili naburmuszyłem się, że nie bierze mnie na poważnie i uważa za dzieciaka, dopiero później trochę przeczytałem o tych całych Gromach. Najpierw chciałem wszystko odkręcić ale mężczyzna stał przy swoim i żądał, żebym wypełnił misję. Zostałem więc zmuszony do przedzierania się przez gęsty las, odziany jedynie w mój skromny płaszczyk. Byłem zestresowany a zarazem przerażony. Wiedziałem, że ta cała kreatura jest nieziemsko szybka ale przy tym głupia. Uśmiechnąłem się pod nosem – wiele nas łączy. Otrząsnąłem się jednak, nie czas na takie żarty. Odgarnąłem kolejną gałąź stojącą mi na drodze. Wyciągnąłem z plecaka mapę i kompas. Musiałem być już niedaleko terenów zamieszkanych przez Groma. Właściwie miejsce to nie wyróżniało się niczym szczególnym. Otaczały mnie wysokie, dżunglowe drzewa o jasno zielonych liściach oraz pieniach pokrytych lianami. Spojrzałem w górę próbując dostrzec niebo jednak gęste korony drzew skutecznie mi to uniemożliwiły.
Nagle coś mignęło ponad mną. Spiąłem się, jednym szybkim ruchem wyciągnąłem katanę i przygotowałem się do odparcia ataku, który jednak nie nadszedł. Stałem w miejscu bacznie obserwując koronę drzew jednak nic się nie stało, panowała idealna cisza, żaden liść cz gałązka się nie poruszyła. Opuściłem miecz. Tajemnicza istota była dość sporych rozmiarów, miała długie nogi a jej skóra była szara. O ile się nie myliłem był to Grom. Rozglądając się na wszystkie strony, powolnym krokiem zagłębiłem się w las. Nie zaszedłem daleko kiedy ścieżka, którą podążałem urwała się. Przed sobą miałem gąszcz krzaczorów, których karczowanie nie dość, ze zajęło by wieki, to dodatkowo narobiło by hałasu. A tego nie chciałem. Zwrócenie na siebie uwagi mógłby skończyć się dla mnie źle, naprawdę źle.
Dotknąłem drzewa obok mnie i pociągnąłem za jedną z lian zwisającą z niego. Wydawała się być dość wytrzymała, zacząłem wiec wspinać się ku górze. Miało to i swoje plusy. Dużo łatwiej było mi się poruszać po gałęziach niż między krzaczorami. Druga rzecz, jeśli Grom przemieszcza się po drzewach, to wole być z nim na równi. Gdyby nagle skoczył na mnie od góry, od razu mógłbym kłaść się do grobu. Znajdowałem się już dobre 20 metrów nad ziemią, upadek z tej wysokości byłby śmiertelny. Raczej nie chciałem zaliczyć zgonu. Wspiąłem się na grubą i porośniętą gałąź. Przykucnąłem rozglądając się dookoła. Próbowałem wychwycić nawet najmniejszy dźwięk. Byłem zadowolony, że geny obdarzyły mnie tak świetnym słuchem. Usłyszałem odgłos łamanej gałązki. Wzdrygnąłem się na samą myśl o czającym się gdzieś Gromie. Skąd jednak dobiegł ten cichy odgłos? Nie byłem w stanie określić czy to coś jest naprzeciw mnie czy może po lewej lub prawej stronie? Wziąłem do ręki katanę i powoli zacząłem poruszać się po gałęzi przed siebie. Starałem się stawiać każdy krok bez wydawania chociażby cichutkiego jak nie wiem co dźwięku. Zbliżyłem się do końca gałęzi i spojrzałem w dół, ileż metrów nad ziemią się znajdowałem? Trzydzieści? Czterdzieści? Może nawet pięćdziesiąt? Poczułem zimny oddech na moim ramieniu, znieruchomiałem. Obróciłem głowę i ujrzałem ohydną kreaturę. Grom pchnął mnie a ja, ku mojemu nieszczęściu spadłem z gałęzi.
Spadłem na kolejną znajdującą się dwa czy trzy metry niżej jednak nie zdążyłem się złapać i spadłam niżej. Obijałem się o kolejne gałęzie aż wreszcie wylądowałem z hukiem na ziemi. Powietrze uciekło mi z płuc. Nie mogłem złapać tchu, dyszałem głośno próbując nabrać powietrza, wreszcie udało mi się odetchnąć, oddychałem płytko wpatrując się w niebo. Wszystko mnie bolało, szczególnie plecy od upadku. Jeśli dobrze ogarniałem to spadłem z wysokości około dwudziestu metrów bo na tej wysokości znajdowała się ostatnia gałąź na której wcześniej wylądowałem. Leżałem tak bez ruchu i szukałem wzrokiem Groma. Próbowałem się odnieść jednak za każdym razem czułem piekielny ból w karku. Podniosłem się do klęczek i powoli zacząłem czołgać się do mojej katany. Przeszedłem góra dwa metry, czułem cholerne zmęczenie, oczy mi się same zamykały, wszystko wkoło mnie wirowało, opadłem z powrotem na ziemie i wyciągnąłem rękę w kierunku miecza leżącego kilka metrów przede mną. Chciałem spać, zamknąłem oczy. Nie miałem już sił, wszystko mnie bolało. Poczułem jednak jak coś powoli podchodzi do mnie, otworzyłem lekko oczy. GROM!
- NOSZ JA PIERDOLE – Wrzasnąłem i przeturlałem się w bok jak najdalej od potwora.
Teraz miałem okazję zobaczyć go w całej okazałości. W realnym świecie wyglądał dużo okropniej niż na zdjęciu. Była to długa i chuda istota o nadludzko długich nogach, miały dobre 2 metry, oraz równie długich, bo aż 1,5 metrowych rękach. Jego skóra była szara, głowa Groma była wydłużona. Potwór miał sześć oczu, trzy po jednej i drugiej stronie. Jego pysk był szeroki, miał kilka rzędów ostrych zębów. Z jego czoła wyrastało coś w rodzaju rogu [JEDNOROŻEC?!]. Było czerwone, chowało się w głowie i wychodziło z tyłu, było połączone z czerwoną naroślą na plecach. To chyba nie odpowiednia okazja na puszczenie pawia ale to coś było ohydne! Powoli zbliżało się do mnie dysząc głośno.
Serce szybciej mi zabiło, podskoczyła mi adrenalina, przestałem tak intensywnie odczuwać ból, podniosłem się z ziemi. Walić mój miecz! Trzeba się ratować. Grom był tuż za mną i próbował zaatakować mnie swoim rogiem. Na szczęście zdążyłem odskoczyć przed siebie. Wyciągnąłem wakizashi, raczej mało tym zdziałam, z kataną byłoby lepiej. Zbliżyłem się do granicy polany, Grom powoli ruszył za mną. Próbowałem go okrążyć by dostać się do mojej katany. Nie spuszczałem wzroku z Groma, z każdym krokiem zbliżałem się do mojego miecza.
Teraz zaatakuje.
Myśl przeleciała mi przez głowę, automatycznie odskoczyłem w bok a w miejscu gdzie wcześniej stałem znajdował się właśnie Grom. Wściekły zwierz wydał z siebie głuchy warkot i znów natarł na mnie. Znów uniknąłem jego ataku, byłem szybszy, niewiele ale zawsze coś, poza tym, ja miałem moce, a Grom nie wyglądał na takiego co może przewidzieć moje ruchy. Warczał zbliżając się do mnie. Odwróciłem się i rzuciłem się po katanę. Złapałem ją, obróciłem się i popędziłem na zaskoczonego Groma. Przebiegłem tuż obok niego wbijając mu oba miecze w bok i tnąc go od szyi do ud. Z rany wystrzeliła szkarłatna ciecz a sam potwór zawył z bólu. Mimo to dalej stał na swoim miejscu gotowy do ataku. Skoczył i przygwoździł mnie do ziemi. Jego róg [Ja wam mówię, to jest jakiś pieprzony jednorożec!] do mojej głowy. Warknął i uniósł jedną z łap do góry gotów zaatakować. W tej samej chwili osłabił nieco chwyt i mogłem wyswobodzić jedną rękę. Zapałem szybko wakizashi i przebiłem nim łeb potwora. Grom znieruchomiał. Opadł na mnie przygniatając mnie. Zrzuciłem jego ciężkie cielsko z siebie. Usiadłem dysząc ciężko.
- Ugh, mojeee pleecyy – mruknąłem pocierając obolały kark.
Spojrzałem na martwego potwora. Cóż miałem z nim zrobić? Przynieść dziadkowi serce i tą tajemniczą narośl na plecach. Wzruszyłem ramionami, lepiej mieć to już za sobą. Wyciągnąłem z kieszeni niewielki sztylet którym przeciąłem klatkę piersiową potwora. Flaki, fuj. Wyciąłem jego serce i zawinąłem je w szmatkę. Z naroślą na plecach było trudniej, była duża i ciężka. Gdy tylko ją przeciąłem po okolicy rozniósł się ohydny odór zgnilizny. Jakoś udało mi się to wszystko wziąć.
Niech no tylko spotkam tego dziadka to mu chyba coś zrobię.
~
Dotarcie do karczmy trochę mi zajęło, nie miałem jednak problemu z innymi wrogami bo smród wnętrzności potwora wszystkich odstraszał. Wściekły wszedłem do karczmy a wszyscy goście prawie od razu stamtąd wyszli. Zostało tylko kilku mężczyzn, w tym owy dziadek, siedzących przy niewielkim stole. Rzuciłem na niego z hukiem wnętrzności Groma i wyciągnąłem rękę po zapłatę. Dziadek popatrzył się na mnie i na swoich towarzyszy.
- Widzicie? Wygrałem zakład.
Spiorunowałem go wzrokiem.
- CO?! TO BYŁ ZAKŁAD?! - Rzuciłem się na niego i zacząłem go podduszać. - CHŁOPIE, MOGŁEM ZGINĄĆ, A TY MI TU Z ZAKŁĘDEM WYJEŻDŻASZ?!
Wściekły miałem ochotę go zatłuc. Mężczyzna wyciągnął jednak sakiewkę monet i podał mi ją.
- Może i był to zakład ale masz obiecane pieniądze.
Schowałem pieniądze o kieszeni. Nauczka na przyszłość - nie ufaj starym pierdom.


Za pokonanie Groma z Puszczy Kano otrzymuje 300 pkt do rozdania oraz 100 monet! Gratulujemy!! ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits