Siedziałam ukryta za skałą i przez chwilę przyglądałam się uważnie kobiecie, która była moim celem. Nie byłam całkiem pewna jak zabrać się za jej likwidacje. Oczywiście mogłam rzucić się na nią z bojowym okrzykiem i urżnąć jej łeb ale równie dobrze mogła zamienić mnie w kamień. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Raczej nie chciałam zaliczyć zgonu w taki sposób.
Ale może zacznijmy od początku, od tego jak to się zaczęło, od tego jak tu trafiłam.
A zaczęło się niewinnie, najzwyczajniej w świecie mi się nudziło. Aż wczoraj wychaczyłam niezłe zlecenie. Trzeba było pozbyć się jakiejś laski, wydawało się być nawet łatwe i ciekawe. No bo przecież co może yć w tym trudnego? No i oczywiście trochę kasy wpadłoby do kieszeni. Problem był w tym, że nie tylko ja zamierzałam się na to zadanie. Jakiś elf, zwykły blondasek najwidoczniej też chciał zgarnąć trochę pieniędzy. Oczywiście zleceniodawca – chuderlawy i wysoki mężczyzna o wątłej budowie ciała i złośliwym uśmiechem- postanowił wynająć do tego i mnie i mojego konkurenta. Nie obyło się bez kłótni ale na koniec i tak musieliśmy się ładnie pogodzić. Mimo to, postanowiliśmy się założyć kto pokona Meduzę. Elf imieniem Elric był tego pewny jednak nie wyglądał mi na kogoś silnego. Był wysoki ale szczupły i wątły, właściwie nie wyróżnia się żadnymi szczególnymi umiejętnościami, nawet nie potrafił biegać tak szybko jak inne elfy. Miał długie, jasne włosy, które były w lepszym stanie niż moje. Piękniś się znalazł. Dodatkowo cały czas się mądrzył i udawał idealnego. Od początku miałam ochotę go kopnąć.
Tą całą Meduzę mieliśmy znaleźć w pewnej jaskini, która chociaż z pozorów wydawała się być niewielka, tak naprawdę wypełniona była licznymi korytarzami, wąwozami, dołami, skarpami i wszystkim innym. Ość trudno było się w niej ogarnąć. Pełno było w niej również wielokolorowych kryształów i kamieni szlachetnych, które aż prosiły się o zabranie ich stamtąd. Niestety nie miałam przy sobie niczego czym mogłabym to zrobić. Przez jaskinie przepływał również potok jasnej wody, która odbijała w sobie jasne i intensywne kolor kryształów. Całość wyglądała naprawdę urokliwie i mało kto mógłby spodziewać się w takim miejscu Meduzy – kobiety, która najprawdopodobniej mogła zamieniać istoty żywe w kamień.
Przejdźmy może do wydarzeń obecnych.
W tej chwili siedziałam ukryta za skałą i obserwowałam Elrica, który był trochę martwy. Gdy tylko Meduza oddaliła się, podeszłam do mężczyzny i obejrzałam go ze wszystkich stron, popukała w głowę, kopnęłam w nogę. Elf został przemieniony w najprawdziwszy kamień. Zastygł w miejscu. Czyli taki koniec czeka mnie gdy tylko spojrzę w oczy Meduzy. Świetnie.
Jak to się stało?
Proste, Elric wyleciał z ukrycia ze swoim łukiem i wycelował prosto w Meduzę. Zanim jednak oddał strzał, spojrzał w oczy wiedźmy i w jednej chwili przemienił się w kamień. A mówiłam mu, żeby nie robił tego, ale nie, on musiał pokazać jaki to on świetny.
Ostatni raz rzuciłam Elricowi kpiące spojrzenie i odeszłam w kierunku Meduzy. Podeszłam do skarpy, na której kilka minut temu stała wiedźma. Trzeba było się na nią spiąć, a muszę przyznać, że nie byłam w tym mistrzem. Złapałam się wystającego kamienia i podciągnęłam się do góry. Oparłam nogę na niewielkiej półce skalnej a drugą ręką wyszukałam kolejny punkt zaczepienia. Powoli zaczęłam się wspinać ku górze. Musiałam wspiąć się na wysokość około pięciu metrów. Postawiłam stopę na kolejnej półce. Usłyszałam kroki oraz stukanie obcasów o kamienną posadzkę. Najwidoczniej Meduza postanowiła wrócić po coś. Zastygłam i przywarłam do ściany. Wstrzymałam oddech. Ręce mnie bolały od takiego siedzenia w bezruchu, czułam, ze zaraz spadnę jeśli nie wykonam jakiegokolwiek ruchu. Kroki ucichły, Meduza znów znikła. Kontynuowałam wspinaczkę, po dwóch minutach dotarłam na górę. Stałam chwilę w ciszy. Ze skarpy był piękny widok na całą jaskinię cudownie oświetloną kolorowymi kryształami. Przede mną znajdował się wydrążony tunel, w którym było cholernie ciemno. Ruszyłam tajemniczym przejściem podążając za Meduzą. Tunel kończył się dobre sto metrów dalej. Znajdowała się tam ogromna sala wypełniona przeróżnymi rzeźbami.
Rzeźbami?
Nie, to były inne ofiary Meduzy, które zostały zamienione w kamień. Były tu kobiety, elfy, krasnoludy, ludzie, mężczyźni, nawet dzieci. Jedni odziani byli w kosztowne ubrania, inni w zbroje. Naprawdę wiele osób musiało próbować zabić Meduzę jednak jak widać jeszcze nikomu się to nie udało. Policzyłam szybko figury, pierwsza, druga, dziesiąta, dwudziesta siódma, czterdziesta. Było ich ponad pięćdziesiąt.
Obejrzałam wszystkie uważnie.
Nagle usłyszałam kobiecy głos.
- Widzę, że mam gościa – powiedziała Meduza, która jakby z nikąd wyrosła za moimi plecami.
Odruchowo zamknęłam oczy.
Świetnie. Byłam zdana jedynie na słuch. Czemu? Nie mogłam otworzyć oczu bo wtedy Meduza od razu by mnie zabiła. Jednocześnie przez to nie wiedziałam gdzie kobieta się akurat znajduje, obok mnie, z przodu, za moimi plecami?
- Po co tu przyszłaś? – zapytała delikatnym kobiecym głosem. – Chcesz mnie zabić? – kontynuowała przechodząc obok mnie.
Słyszałam jak węże na jej głowie syczą tuż przy moim uchu, jeden z nich nawet dotknął go, wzdrygnęłam się, to było ohydne uczucie kiedy oślizłe stworzenie dotykało twojego ucha. Wpadłam na pomysł, coś musiałam zrobić, pochyliłam głowę w dół i otworzyłam oczy, w dole zobaczyłam stopy Meduzy. Czyli stałą tuż przede mną. Z przymkniętymi oczami zaczęłam wycofywać się jednak Meduza zagrodziła mi drogę. Wyciągnęłam miecz, który zapłonął w mojej ręce i zamachnęłam się dookoła. Usłyszałam syk, Meduza zacisnęła powieki, mieczem trafiłam ją w rękę. Kobieta krzyknęła coś i zamachnęła się na mnie ręką, poczułam jak wbija swoje pazury w moja rękę. Następnie zniknęła gdzieś w jakimś korytarzu. Mogłam otworzyć oczy. Ale się wkopałam. Nie wiedziałam jak mam sobie poradzić. Stałam tak przez dłuższą chwilę rozmyślając nad moją sytuacją. Ręka zaczęła mnie swędzieć, podrapałam się i spojrzałam na nią. Moja ręka była sino blada a w okolicach gdzie Meduza wbiła swoje pazury skóra była zaropiała. Świetnie, jeszcze jakiś jad mi pewnie wstrzyknęła czy coś, przynajmniej nie bolało jakoś niemiłosiernie. Zaklnęłam pod nosem.
Jak ja niby mam ją pokonać? Przecież nawet nie mogę na nią spojrzeć. Spalić też by mi się raczej nie udało, w każdej chwili mogła mi gdzieś zwiać.
Naszła mnie jednak myśl.
W pierwszej chwili wydała mi się głupia jednak nie miałam chyba innego wyjścia.
Przypomniała mi się stara Baśń o Bazyliszku. Mitycznym stworze, który podobnie jak Meduza zabijał wzrokiem. Pokonany natomiast został w bardzo łatwy sposób. Próbował zamienić kogoś w kamień jednak jego moc odbiła się od lustra i on sam się przemienił. To się mogło nawet udać. Tylko ja nie miałam lustra, chyba, że użyłbym mojego miecza. Spojrzałam na niego, właściwie nawet nieźle się w nim odbijałam.
Ruszyłam szukać Meduzy, kluczyłam korytarzami w poszukiwaniu wiedźmy. Nie wiem jak długo tak się kręciłam ale byłam już w dużym stopniu zła, bo przecież ile można szukać jednej baby? Zajrzałam do kolejnej małej groty i ujrzałam siedzącą w niej Meduzę. Kobieta odwróciła się, w ostatniej chwili zakryłam oczy mieczem, Meduza jednak również zdążyła się odsunąć i mój trik się nie powiódł. Meduza natarła na mnie, w tym momencie odrzuciłam miecz i wyciągnęłam rękę przed siebie. Meduza nie wyhamowała i… nabiła się oczami na moje palce. Wrzasnęła z bólu i zaczęła zwijać się na ziemi. Teraz mogłam spokojnie otworzyć oczy. Spojrzałam na wijącą się Meduzę. Jej węże syczały głośno a echo w jaskini rozprowadzało ich głos po całej okolicy. Wytarłam zakrwawione palce o spodnie, Meduza leżała w kałuży krwi i krzyczała w niebogłosy. To co zrobiłam było ohydne, ale musiałam jakoś ją pokonać. Wzięłam z powrotem swój miecz i wbiłam go w serce wiedźmy, która krzyknęła po raz ostatni i znieruchomiała. Odetchnęłam głośno, wzięłam kolejny zamach i odcięłam jej głowę. Złapałam ją za „włosy” i ruszyłam ku wyjściu z jaskini. Po drodze podziwiałam cudowne widoki.
Wyszłam z jaskini i wtedy coś sobie przypomniałam. Oczywiście, nie byłam w żadnym lesie, ale na środku morza. Tak, gdy zajmowałam się Meduzą zupełnie wypadło mi z głowy gdzie tak naprawdę jestem. To właśnie tam znajdowała się jej jaskinia. Podeszłam do łodzi zacumowanej przy brzegu i wrzuciłam do niej głowę Meduzy. Zabrałam się za wiosłowanie w kierunku lądu. Spojrzałam na moją rękę. Zajebiście.
~
Gdy tylko wróciłam na stały ląd, padłam ze zmęczenia. Ręka zaczęła mnie boleć, nie tylko od rany zadanej przez Meduzę ale również od wiosłowania przez kilka dobrych godzin. Jakimś cudem udało mi się dotrzeć do mojego zleceniodawcy. Zapłacił mi. To był chyba jedyny plus. No, ufundował mi jeszcze jakąś magiczną miksturę, która smakowała okropnie ale przynajmniej moja ręka przestała wyglądać ta jakby zaraz miała odpaść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!