Mężczyzna w okienku nie wyglądał na zadowolonego. Był wysokim, tęgim facetem, gładko ogolonym, jego ciemne włosy przyklejały się do spoconego czoła. Jasne, ale puste oczy wpatrywały się w moją twarz. Widocznie siedzenie w gorącej budce przez kilka godzin i wydawanie biletów takim jak ja nie było jego celem życiowym. Wziął do ręki białą chustkę i przetarł nią czoło.
- Tempo dzieciaku – warknął niezadowolony.
Mówił łamaną angielszczyzną, widocznie zwiedzający z zagranicy byli tu niczym nadzwyczajnym. Zaczął nerwowo stukać palcami o ladę, a na jego spoconej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Proszę – powiedziałem dumnie, kładąc na ladzie kartę studenta, oczywiście podrobioną, ale dodatkowe zniżki były mi na rękę. Poza tym lot do Tunezji, bo tam akurat miałem znaleźć fragment dysku, był dość kosztowny. Mój portfel poważnie na tym ucierpiał.
Pogoda tutaj była piekielna, temperatura sięgała 40 stopni, nie wiał wiatr, nie spadła kropla deszczu. Ludzie chodzili tu w krótkich spodenkach, luźnych koszulkach, kapeluszach oraz okularach, byleby tylko ochronić się przed prażącym żarem. Większość z nich przyglądała mi się ze zdziwieniem, oprócz normalnych ubrań miałem na sobie ciemny płaszcz z długim rękawem ale Ne było mi wyjątkowo gorąco. Najwidoczniej inni ludzie byli zadziwieni tym faktem.
Mężczyzna imieniem Stuart, przynajmniej tak sugerował napis na plakietce przyczepionej do jego uniformu, przyjrzał się zwitkowi dokładnie ze wszystkich stron, szukając jakiegokolwiek błędu, przez który mógłby nie wpuścić mnie na teren muzeum. Najwidoczniej mu się to nie udało, bo po chwili oddał mi kartę razem z biletem ulgowym. Po zapłaceniu z uśmiechem na twarzy ruszyłem ku wejściu do muzeum. Bez problemu przeszedłem przez bramki wykrywające metal. Łatwo obszedłem zabezpieczenia, wystarczyło owinąć zawartość plecaka specjalną folią. A miałem co owijać. Oprócz portfela i telefonu miałem przy sobie cztery metry liny, dwa rodzaje śrubokrętów, plastikowe rękawiczki oraz masę innych bardziej lub mniej metalowych gratów potrzebnych do wykradzenia fragmentu platynowego dysku. I węża. Niestety zajął tyle miejsca w plecaku, że nie byłem w stanie dopchać tak żadnego z moich mieczy. Chociaż nie przewidywałem żadnych komplikacji. Stanąłem przy wielkim plakacie informującym o rozkładzie wystaw oraz godzinach, w których są otwarte. Spojrzałem na ekran telefonu, była za kwadrans piąta a muzeum miało zostać zamknięte za dwie godziny. Nie pozostało mi nic innego jak zabrać się za oglądanie dzieł sztuki, rzeźb, obrazów, relikwii przeszłości oraz przeróżnych maszyn. Minąłem szybko wystawę poświęconą greckim rzeźbom, by obejrzeć prezentacje dotyczącą walk i bitew co najbardziej mnie zainteresowało. Tak spełzła godzina, podczas której wręcz umierałem z nudów. Niestety wystawa, która mnie zainteresowała, nie posiadała zbyt wielu eksponatów, kilka dział, broń i właściwe tyle. Resztę czasu musiałem więc spędzić, oglądając jakieś nudne obrazy. Nie byłem pasjonatem wszelkiego rodzaju sztuki oprócz komiksów, ale tego nie mogłem raczej tu znaleźć. Następnie, zamiast podziwiać eksponaty, zabrałem się za oglądanie systemu wentylacji. Najwidoczniej był on idealnym połączeniem między poszczególnymi salami. Odliczałem tylko czas do zamknięcia muzeum.
- „Muzeum zostanie zamknięte za piętnaście minut” – odezwał się głos z radiowęzła – „Wszyscy zwiedzający są proszeni o zmierzanie ku wyjściu, dziękujemy za odwiedziny”
Uśmiechnąłem się pod nosem i skryłem się w małym zaułku w jednej z sali. Po kilku minutach zgasło światło. W muzeum zrobiło się całkowicie ciemno, gdzieniegdzie paliły się małe lampki. Odczekałem odpowiedni czas w ukryciu, a gdy już wszyscy ludzie oraz część strażników opuściła muzeum, zdjąłem plecak przewieszony przez ramie i wypuściłem z niego Selistera, który sycząc co chwila, posunął po ziemi do drugiej sali. Po chwili dobiegły mnie pierwsze zdenerwowane głosy. Chyba złapali się na przynętę. Selister miał odwrócić ich uwagę. Kolejni strażnicy zbiegali się w tamto miejsce, mijali mnie i nawet nie zwrócili uwagi na moją osobę ukrytą w cieniu. Liczyłem ich z zapartym tchem. Siódmy, ósmy, jedenasty, piętnasty. Tyle ile miało ich być. Gdy ostatni z mężczyzn minął mnie, popędziłem cicho ku małemu pomieszczeniu wypełnionemu monitorami. Podbiegłem do kontrolera i wcisnąłem kilka przycisków. Spojrzałem na ekrany, kilka kamer wciąż było aktywnych. Kliknąłem kolejny przycisk, ale bez skutecznie. Wściekły walnąłem pięścią w konsole, coś zapikało, a po chwili pojawiła się informacja o wyłączeniu wszystkich kamer. Uśmiechnąłem się pod nosem. Opuściłem niewielki pokój i sunąc przy ścianie, dotarłem do przejścia do sali z następną wystawą.
- Choler.a – syknąłem pod nosem – zamknięte.
Rozejrzałem się. Drzwi mogłem otworzyć jedynie przy użyciu specjalnej karty, której niestety nie posiadałem.
Zauważyłem jednak kratkę wentylacyjną. Z plecaka wyciągnąłem śrubokręt i zabrałem się za wykręcanie śrubek. Pierwsza z nich prawie upadła na kamienne płyty jednak w ostatniej chwili złapałem ją, by nie zdradzić swojej obecności. Kolejne śrubki wylądowały w mojej kieszeni. Podciągnąłem się do góry i wślizgnąłem się do kanału wentylacyjnego. Zamknąłem za sobą przejście, tak by nie zwrócić na siebie uwagi. Przystanąłem na chwile i wyciągnąłem plecaka plan muzeum. Miałem do pokonania jeszcze kilkadziesiąt metrów, zanim mogłem dostać się do odpowiedniej sali. Doczołgałem się pod kratkę, znalazłem się tuż pod salą z platynowym dyskiem. Założyłem maskę i naciągnąłem mocniej kaptur. Na ręce wciągnąłem rękawiczki.
Po odkręceniu śrubek wylądowałem w przestronnym pomieszczeniu. Usłyszałem zdenerwowane głosy strażnika, który najwidoczniej odkrył, że kamery nie działają. Musiałem się śpieszyć. Obejrzałem gablotę, w której stał fragment dysku. Jakieś kody, zamki, kłódki, lasery, czytniki, wykrywacze ruchu. Skrzywiłem się. Świetnie, naprawdę świetnie. Całe życie marzyłem o użeraniu się z takimi zabezpieczeniami. Zanim zgadłbym pierwsze hasło, już dawno ktoś by mnie nakrył. Rzuciłem zdenerwowane spojrzenie na jedną z kamer umieszczoną w rogu pokoju. Dioda po jej lewej stronie była zgaszona, a sama kamera była nakierowana na ziemię. Na szczęście strażnicy wciąż nie odkryli mojej obecności. A może by po prostu zbić klosz i wyjąć fragment dysku? Albo najzwyczajniej zniszczyć szklaną powłokę przy użyciu moich mocy?
Coś zapikało.
Przerażony spojrzałem na kamerę, która omiatała teraz cały pokój. Przyłożyłem dłoń do szkła. Minęła sekunda, po której z zabezpieczeń została tylko kupka rdzy i pyłu. Usłyszałem dźwięk głośnych kroków, ktoś musiał biec, oraz krzyki i ponaglania innych strażników. Złapałem dysk i wrzuciłem go do plecaka. Odgłos kroków rozbrzmiewał coraz głośniej. A gdyby tak zatrzymać czas? Myśl przemknęła przez mój umysł. Wystarczyło tylko na kilka minut, góra pięć, nie przewidywałem opóźnień.
Kolejne krzyki.
Byłem gotowy użyć zaklęcia, gdy do sali wbiegł zdyszany strażnik. Ubrany tak samo, jak jego towarzysze z pracy, ciemne spodnie, biała koszula i krawat. Miał rude włosy gładko przylizane grubą warstwą jakiegoś żelu. Jego rozbiegany wzrok i drżące ręce sugerowały, że nie wie dokładnie co zrobić. Przez chwile stał, przyglądając mi się uważnie, w dłoniach trzymał niewielki pistolet. Dopiero po chwili zwróciłem na to uwagę. Usłyszałem huk i poczułem promieniujący ból w lewej ręce. Krzyknąłem, ale po chwili zacisnąłem zęby. Głupio postąpiłem, czekając na rozwój sytuacji, a nie od razu zatrzymując czas. Pstryknąłem palcami, a w jednej chwili wszystko zamarło. Odetchnąłem głośno i oparłem się o ścianę. Przyciskałem prawą dłoń do lewej ręki, tamując lecącą na ziemię krew. Puściłem na chwile, by wyjąć kawałek chustki, którą trzymałem w plecaku. Obwiązałem ranę i chwiejnym krokiem ruszyłem ku drzwiom. Tym razem na szczęście były otwarte tak by strażnikom łatwiej było się poruszać w poszukiwaniu złodzieja. Przechodzenie wentylacją nie miało większego sensu, szczególnie że nie byłem prawie w stanie podciągnąć się do włazu.
Strażnicy zatrzymani w różnych pozach wyglądali dość komicznie, przynajmniej to wniosło na moją twarz wątły uśmiech. Zrobiło mi się duszno i gorąco. Zdjąłem maskę, by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Zatrzymałem się, by odsapnąć w sali, na której jednej ze ścian wisiało antyczne lustro. Spojrzałem w nie, wyglądałem dość… um, nieprzyjemnie? Nie wiedziałem jak to określić. Byłem blady, co kontrastowało z zakrwawioną chustką, którą prowizorycznie opatrzyłem swoje ramię. Bolało jak choler.a. Z zaciśniętymi zębami zbliżałem się ku wyjściu. Kątem oka dostrzegłem, jak pierwsi strażnicy zaczęli powoli ruszać się, co było znakiem, że moja moc słabnie. Świetnie.
Znalazłem się w holu.
Wysokie ściany, biały sufit, kolumny w stylu starożytnej Grecji i mozaika przedstawiająca jakichś starych artystów. Przy drzwiach stało niewielkie krzesło, na którym w trakcie otwarcia muzeum siedział bileter i sprawdzał, kto ma bilet, a kto prześlizgnął się obok budki, gdzie można było je kupić. Teraz pomieszczenie skąpane było w półmroku. Włączone były tylko niewielkie lampki nad mozaiką. Podbiegłem do drzwi, które niestety były zamknięte. Oczywiście, takie proste zabezpieczenie jak zamek na klucz spokojnie mógłbym obejść, problem był, z tym że dodatkowo zostały zamknięte specjalną siatką, czujnikiem ruchu. Miałem ochotę kogoś udusić. Urwać łeb. Wyżyć się na czymkolwiek. Z każdą minutą cały mój plan zdobycia dysku coraz bardziej się rozpadał.
Przekląłem pod nosem.
Kątem oka zauważyłem, że po podłodze, w moim kierunku, powoli zbliża się światło latarki. Odskoczyłem bez wydawania żadnego odgłosu w bok i przylgnąłem do ściany. Jeden ze strażników, chudy, wątły i niski chłopak przed trzydziestką, o jasnych, rudych włosach i rozbieganym wzroku, najwidoczniej nie uległ działaniu mojej mocy lub czar przestał działać. Nie zauważył mnie, latarka drżała w jego ręce, chyba jeszcze nigdy nie miał do czynienia z włamywaczem. Świecił po ziemi, ścianach, drzwiach, aż wreszcie wiązka światła została skierowana w moją stronę. Zmrużyłem oczy oślepiony jasnym promieniem.
Poderwałem się z miejsca i wbiegłem do pierwszej lepszej sali, szukając w miarę sensownej kryjówki. Nic. Kilka rzeźb, obrazów, niczego, za czym, lub w czym mógłbym się schować. Rozejrzałem się spanikowany, kolejna sala, kolejne rozczarowanie. Może toalety? Nie, przypomniałem sobie, że znajdują się na drugim końcu muzeum. Usłyszałem kolejne głosy, reszta strażników również przestała ulegać zatrzymaniu czasu.
Coś przykuło moją uwagę, niewielkie, stare drzwi, wykonane z ciemnego drewna idealnie wtapiające się w cień pokoju. Otworzyłem je powoli, starając się, by nie zaskrzypiały, zamknąłem je. Przez dziurkę od klucza. Rudy strażnik kręcił się chwile po sali, by po chwili ze zrezygnowaniem zwiesić głowę i wrócić do poprzedniego pokoju.
Odsunąłem się krok do tyłu i w jednej chwili straciłem grunt pod nogami. Odchyliłem się do tyłu i wylądowałem na twardych, kamiennych schodach lecąc w dół. Próbowałem złapać się poręczy, ale w ciemnym korytarzu nic nie mogłem dostrzec. Znalazłem się na zimnej posadzce. Leżałem chwile bez ruchu, wszystko mnie bolało, plecy w szczególności. Jęknąłem niezadowolony. Nawet nie wiedziałem, gdzie jestem. Podniosłem się do klęczek i rozejrzałem po pomieszczeniu. Był to długi, stary korytarz o szarych, poniszczonych ścianach. Kilka metrów dalej, po prawej, znajdowały się równie zniszczone drzwi, a jeszcze dalej za nimi kolejne. Stanąłem i dłonią zacząłem szukać włącznika światła. Przycisnąłem przycisk, a ciemny korytarz rozświetliło blade światło kilku lamp. Oczywiście one również nie grzeszyły młodością, co chwila mrugały, wyłączały się, by następnie znów zaświecić.
Ciekawe co to za miejsce?
Ruszyłem korytarzem. Po głębszym przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku, że wcześniej nawet nie zauważyłem drzwi prowadzących do tego tajemniczego pomieszczenia. Otworzyłem pierwsze drzwi i rozejrzałem się po niewielkim pokoiku. Zakurzony, brudny, stało w nim kilka przykrytych rzeźb i obrazów. Jakiś składzik?
Myślałem, że dzieła sztuki, które nie są wywieszone w galerii, znajdują się w jakimś specjalnie zabezpieczonym miejscu, a nie w pokoju, do którego każdy może wejść. Wróciłem na korytarz. Otworzyłem szerzej oczy, gdy lampa zamrugała, a dwa metry ode mnie pojawił się i zaraz potem zniknął niewysoki cień w kształcie dziewczynki. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
Powoli zbliżyłem się do miejsca, gdzie chwile wcześniej znajdowała się tajemnicza istota. Obejrzałem je, ale był to najzwyczajniejszy kawałek podłogi. Właściwie to nie byłem pewny, czy chce iść dalej. Po chwili ruszyłem dalej, uważnie rozglądając się czy tajemnicza zjawa znów się gdzieś nie pojawia. Otworzyłem drugie drzwi, zaskrzypiały. Wzdrygnąłem się, słysząc ten odgłos. Drugi, póki był jeszcze mniejszy niż pierwszy. Wypełniały go liczne regały pełne starych zwojów, ksiąg oraz mniejszych rzeźb czy obrazów. Już miałem wychodzić, gdy moją uwagę przykuł pewien pobłyskujący przedmiot. Był to taki sam dysk, jak ten, który trzymałem w plecaku. Wziąłem go do ręki. Nie zdążyłem go jednak dokładnie obejrzeć, gdy nagle poczułem powiew zimnego powietrza za plecami i coś czarnego wyrwało mi przedmiot. Obróciłem się, ciemny cień w kształcie małej dziewczynki znikł za rogiem. Pobiegłem za istotą. Złapałem ją za rękę a w momencie, gdy to zrobiłem, ona się rozpłynęła. Stanąłem z otwartymi ustami, nie wiedząc co powiedzieć, co zrobić. Po chwili spojrzałem dokładnie na drugi dysk i porównałem go z tym ukradzionym z gablotki. Identyczne. Wszystko, każda nierówność, wzór, napis. Każdy szczegół. Różniły się tylko wagą. Jeden, ten znaleziony w piwnicy, był zdecydowanie cięższy, puknęłam w go, a następnie w ten drugi. On musiał być pusty. Czyli w gablotce znajdował się falsyfikat. Pewnie muzeum nie chciało ryzykować kradzieży i na wystawie umieściło zwykłą podróbkę.
Usłyszałem cichy szept niezrozumiałym języku.
Podniosłem głowę i stanąłem twarzą w twarz z dziewczynką-cieniem. Wyciągała dłoń, prosząc o coś. Podałem jej podrobiony dysk, był to odruch, intuicja, przeczucie. Dziewczynka przyłożyła go do piersi i spojrzała mi w oczy. Na jej twarzy pokazał się szeroki uśmiech zadowolenia. Zaczęła się rozmywać. Po chwili zupełnie zniknęła, a na ziemi został niewielki kryształ, wielkości paznokcia. Mieni się na wszystkie kolory tęczy. Przyglądałem mu się z zachwytem przez kilka dobrych minut. Po chwili jednak przypomniałem sobie, w jak okropnej sytuacji się znajduje. Uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy. Raczej nie maiłem ochoty znów bawić się w kotka i myszkę ze strażnikami, szczególnie że ręka wciąż mnie bolała. Wolnym krokiem ruszyłem korytarzem, który okazał się nie być tak długi, jak myślałem. Na jego końcu znajdował się właz. Pchnąłem go, otworzył się z przeraźliwym skrzypnięciem. Pierwsze co, to zostałem zalany falą wody. Wychyliłem się na zewnątrz, musiałem znajdować się na zewnątrz muzeum, między budynkiem a kamiennym murem okalającym cały teren.
Padało.
Lało.
Powódź z nieba!
Mój płaszcz przesiąkł w jednej chwili. Dotoczyłem się do ogrodzenia. Z plecaka wyciągnąłem linę, którą następnie przerzuciłem na drugą stronę, zaczepiając ją o gałąź drzewa. Lina zacisnęła się, pociągnąłem by sprawdzić wytrzymałość. Podciągnąłem się po niej do góry i zgrabnie przeskoczyłem na drugą stronę.
Odetchnąłem zadowolony.
Teraz pozostało mi już tylko dotrzeć do domu Vipera, by oddać fragment dysku Darknessowi. I znów mój portfel znacznie ucierpi, gdy będę musiał wydać pieniądze na samolot. Cóż. Teraz postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy, byle dojść do hotelu, ogarnąć się i odespać zarwaną nockę.
No to teraz moja kolej ^^ A tak w ogóle, skąd bierzesz te zarąbiste gify? x3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!