06 marca 2016

Od. Darknessa c.d Hope, Aaron "Kłótnia z samym sobą..."



A miało być tak pięknie... Ale koniec w końcu trzeba było to zrobić. Gdy tylko usadowiłem swoich "gości" w pokojach, musiałem koniecznie wyjść do łazienki i z nim porozmawiać. Nienawidziłem tego. Szczerze mnie wnerwiał. Jednak jak trzeba, to trzeba. Zamknąłem się na klucz w kiblu i spojrzałem na pobliską zasłonę. Ściągnąłem ją ze zwierciadła. W lustrze ukazała się moja "słabsza" postać. Warren. Spojrzał na mnie z wyrzutem, co mnie tylko rozbawiło. Mężczyzna różnił się ode mnie tym, że nie miał kaprawego oka. Było ono zwykłe. Przemówiłem pierwszy:
- Czy aby na pewno dobrze się zastanowiłeś?
Mężczyzna nie zaprzeczył i uśmiechnął się złowrogo. Robił postępy.
- Tak. Chcę być silniejszy. Chcę rządzić watahą. Tylko my.
- A więc.... dobrze. Będzie, jak sobie życzysz.  - skrzywiłem się. - Ale trzeba coś zrobić z tymi bachorami.
Uśmiech z twarzy Warrena zniknął. Za bardzo mu na nich zależało...
- To są nasze dzieci! Krew z krwi! I tak już za dużo ich wymordowaliśmy! Mam tego dosyć. Dzieciaki zostają.
Reakcja mężczyzny lekko mnie zdziwiła, ale nie przejmowałem się tym. Z jednej strony mnie wnerwiał i ograniczał, a z drugiej strony.. to w końcu byłem ja. W każdym razie moja lepsza strona. I tak mogłem być dumny. Nie jeden demon miał problemy z dogadaniem się ze swoją drugą stroną, a mi się udało! Szkoda tylko, że Warren był taki... spięty. I nad wyraz opiekuńczy. W każdym razie za nic w świecie nie pozwoli skrzywdzić swoich szczeniąt, a ja bym chętnie każdemu z nich łeb urwał. Ale jak trzeba, to trzeba. 
- Czasem mnie wnerwiasz, Warrenie, moja druga strono. - powiedziałem ostrożnym głosem. - Przecież lubisz zabijać! Lubisz zwłoki!
- Nie, to ty lubisz... Ty jesteś nekrofilem. Ja jestem zboczony tylko, kiedy jestem pijany lub naćpany, co dzięki tobie zdarza się  u mnie nad wyraz często. - mężczyzna uśmiechnął się, a ja odwzajemniłem uśmiech.  Aż nabrała mnie ochota na marychę!
- Mogę zapalić? - zapytałem i uniosłem cygaro z marychą.
- Ależ proszę! Smacznego! - powiedział mężczyzna, - Aha, wiec, że Viper odziedziczył twoje geny. Znaczy.. nasze, ale po części twoje, gdyż chodzą pogłoski, że jest pól demonem.
To wcale mnie nie zdziwiło. Wiedziałem, że Viper prędzej czy później napotka swoją mroczniejszą stronę. Albo będzie z nią walczył, albo się z nią dogada. Innej opcji w tej chwili nie widziałem. Zaciągnąłem się, i wyszedłem z łazienki. Usłyszałem wrzaski. Moje kochane zombie znowu żerują! Wpadłem więc do sypialni Aarona i Hope i zastałem ich z trupem, który ciągnął Aarona za rękę. Gwizdnąłem cicho, a ten się uspokoił i jak grzeczny pieseczek przybiegł do mnie. Jego oczka aż prosiły mnie o kawałek zgnilizny. Jakie to piękne i urocze! Spojrzałem na parę zakochanych i powstrzymałem się, aby nie dogryźć Aaronowi, że boi się takiego, potulnego stworzonka.
- Ubierzcie się i zejdźcie na dół na śniadanko! - powiedziałem tylko i zostawiłem ich w pokoju, a sam zszedłem do chłodni.
Były tam różne flaki, probówki z krwią i wiele wiele innych wspaniałości!  Westchnąłem i dałem trupowi do jedzenia czyjaś rękę, a sam wziąłem  krew, wątrobę oraz kawałek jelita cienkiego. Będzie to wspaniała uczta! Krew wypiłem wchodząc na górę, gdyż Hope i tak już się napoiła moją krwią! Aż kusiło mnie, by wejść do jej sypialni i nie napić się skoków z tej pysznej szyjki.  Wkrótce na dół zszedł Aaron, a za nim białowłosa. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Tylko bez żadnych romansów, bo ukatrupię!
(Hope ? Aaron? Przepraszam, że tak późno :< A jeżeli coś namieszałam, to również sorry! XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits