A miało być tak pięknie... Ale koniec w końcu trzeba było to
zrobić. Gdy tylko usadowiłem swoich "gości" w pokojach, musiałem
koniecznie wyjść do łazienki i z nim porozmawiać. Nienawidziłem tego. Szczerze
mnie wnerwiał. Jednak jak trzeba, to trzeba. Zamknąłem się na klucz w kiblu i spojrzałem
na pobliską zasłonę. Ściągnąłem ją ze zwierciadła. W lustrze ukazała się moja
"słabsza" postać. Warren. Spojrzał na mnie z wyrzutem, co mnie tylko
rozbawiło. Mężczyzna różnił się ode mnie tym, że nie miał kaprawego oka. Było
ono zwykłe. Przemówiłem pierwszy:
- Czy aby na pewno dobrze się zastanowiłeś?
Mężczyzna nie zaprzeczył i uśmiechnął się złowrogo. Robił
postępy.
- Tak. Chcę być silniejszy. Chcę rządzić watahą. Tylko my.
- A więc.... dobrze. Będzie, jak sobie życzysz. - skrzywiłem się. - Ale trzeba coś zrobić z
tymi bachorami.
Uśmiech z twarzy Warrena zniknął. Za bardzo mu na nich
zależało...
- To są nasze dzieci! Krew z krwi! I tak już za dużo ich
wymordowaliśmy! Mam tego dosyć. Dzieciaki zostają.
Reakcja mężczyzny lekko mnie zdziwiła, ale nie przejmowałem
się tym. Z jednej strony mnie wnerwiał i ograniczał, a z drugiej strony.. to w
końcu byłem ja. W każdym razie moja lepsza strona. I tak mogłem być dumny. Nie
jeden demon miał problemy z dogadaniem się ze swoją drugą stroną, a mi się
udało! Szkoda tylko, że Warren był taki... spięty. I nad wyraz opiekuńczy. W
każdym razie za nic w świecie nie pozwoli skrzywdzić swoich szczeniąt, a ja bym
chętnie każdemu z nich łeb urwał. Ale jak trzeba, to trzeba.
- Czasem mnie wnerwiasz, Warrenie, moja druga strono. -
powiedziałem ostrożnym głosem. - Przecież lubisz zabijać! Lubisz zwłoki!
- Nie, to ty lubisz... Ty jesteś nekrofilem. Ja jestem
zboczony tylko, kiedy jestem pijany lub naćpany, co dzięki tobie zdarza
się u mnie nad wyraz często. - mężczyzna uśmiechnął się, a ja odwzajemniłem uśmiech. Aż nabrała mnie ochota na marychę!
- Mogę zapalić? - zapytałem i uniosłem cygaro z marychą.
- Ależ proszę! Smacznego! - powiedział mężczyzna, - Aha,
wiec, że Viper odziedziczył twoje geny. Znaczy.. nasze, ale po części twoje,
gdyż chodzą pogłoski, że jest pól demonem.
To wcale mnie nie zdziwiło. Wiedziałem, że Viper prędzej czy
później napotka swoją mroczniejszą stronę. Albo będzie z nią walczył, albo się
z nią dogada. Innej opcji w tej chwili nie widziałem. Zaciągnąłem się, i
wyszedłem z łazienki. Usłyszałem wrzaski. Moje kochane zombie znowu żerują!
Wpadłem więc do sypialni Aarona i Hope i zastałem ich z trupem, który ciągnął
Aarona za rękę. Gwizdnąłem cicho, a ten się uspokoił i jak grzeczny pieseczek
przybiegł do mnie. Jego oczka aż prosiły mnie o kawałek zgnilizny. Jakie to
piękne i urocze! Spojrzałem na parę zakochanych i powstrzymałem się, aby nie
dogryźć Aaronowi, że boi się takiego, potulnego stworzonka.
- Ubierzcie się i zejdźcie na dół na śniadanko! -
powiedziałem tylko i zostawiłem ich w pokoju, a sam zszedłem do chłodni.
Były tam różne flaki, probówki z krwią i wiele wiele innych
wspaniałości! Westchnąłem i dałem
trupowi do jedzenia czyjaś rękę, a sam wziąłem krew, wątrobę oraz kawałek jelita cienkiego.
Będzie to wspaniała uczta! Krew wypiłem wchodząc na górę, gdyż Hope i tak już
się napoiła moją krwią! Aż kusiło mnie, by wejść do jej sypialni i nie napić
się skoków z tej pysznej szyjki. Wkrótce
na dół zszedł Aaron, a za nim białowłosa. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Tylko bez żadnych romansów, bo ukatrupię!
(Hope ? Aaron? Przepraszam, że tak późno :< A jeżeli coś namieszałam, to również sorry! XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!