23 marca 2016

Od. Kano c.d Moon

Dziewczyna stała i patrzyła przez okno. Wyjąłem z szafki dwie miski, paczkę płatków a z lodówki butelkę mleka. Zalałem nim chrupki i wsadziłem miskę do mikrofali. Odczekałem kilka minut dopóki nie usłyszałem charakterystycznego „ding”, które oznajmiło, że moje pseudo śniadanie jest gotowe. Moon uparcie wypatrywała czegoś przez okno i wciąż mnie ignorowała. Jej wybór, wziąłem łyżkę i zabrałem się za jedzenie.
- Na pewno nie chcesz jeść? – wybełkotałem z pełną gębą.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, zaburczało jej w brzuchu. Niechętnie podeszła do stołu i przygotowała sobie porcję płatków. Siedzieliśmy tak w ciszy postukując co chwila metalowymi łyżkami o miski. Kiedy skończyłem, odstawiłem brudne naczynie do zlewu, w którym od tygodnia piętrzyły się wszelkiego rodzaju talerze, sztućce, szklanki i kubki. Taa, powinienem był to umyć ale jeszcze będzie na to czas. Wyjąłem z lodówki karton soku i wziąłem łyk.
- Chyba będę się już zbierać – powiedziała cicho dziewczyna wstając od stołu.
Ruszyła ku drzwiom, otworzyła je i wyjrzała na zewnątrz. Powiało chłodem, do środka wpadło zimne powietrze, dziewczyna mocniej okryła się swoim płaszczem.
- Mógłbyś mi tylko powiedzieć gdzie jest najbliższe miejsce, z którego mogę złapać taksówkę? – zapytała rozglądając się naokoło.
Nie zdążyłem odpowiedzieć kiedy nagle dziewczyna wyskoczyła na środek ulicy. Prawie rozjechał ją nadjeżdżający autobus, w ostatniej chwili Moon znalazła się po drugiej stronie jezdni. Nie zatrzymała się nawet na chwilę, krzyczała coś do ludzi stojących kilkadziesiąt metrów dalej. Przyjrzałem się uważnie, jeśli się nie myliłem to właśnie spuszczali srogi łomot jakiemuś chłopakowi. Ruszyłem za Moon. Dziewczyna zdążyła już rzucić się na jednego z chłopaków. Może nie była zbyt silna ale wykorzystała element zaskoczenia i powaliła go na ziemię. Nie chciałem się w to pakować, ale czułem, że Moon może sobie nie poradzić z tak wielką bandą napakowanych gości. Zajęli się dziewczyną, w tym czasie zdążyłem podciąć jednego z nich. Wylądował z hukiem na ziemi, jego kumpel odwrócił nagle głowę i spojrzał na mnie zdziwiony, że taki chuderlaczek mu podskakuje. Skoczył w moim kierunku lecz od razu podskoczyłem do góry i spadłem na niego z góry. Moon szarpała się z kolejnym facetem. Co i raz trafiała go w twarz pięścią. Wreszcie udało nam się wszystkich wyzbyć, ostatni z nich widząc swoich nieprzytomnych kolegów uciekł w kierunku miasta. Podszedłem do dziewczyny.
- Co ci strzeliło do łba? – zapytałem ją z wyrzutem.
Zignorowała mnie i podeszłą do nieźle poturbowanego chłopaka, wyglądał na góra piętnastolatka, w ręku trzymał zawiniątko. Wziąłem je do ręki i zajrzałem do środka. Oczy mi się zaświeciły. Moon oglądała uważnie chłopaka.
- Musimy mu pomóc – zdecydowała biorąc go pod ramię.
Kryształy znajdujące się w zawiniątku hipnotyzowały, wydawało się, że emanują jakąś mocą. Skinąłem do Moon i wsadziłem tajemnicze znalezisko do kieszeni. Najpierw trzeba było zająć się chłopakiem, później tajemniczymi kryształami o intensywnie czerwonym, wręcz krwistym odcieniu, które nie koniecznie były takie zwykłe.
<Moon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits