21 marca 2016

Od. Hellmestin'a Dzień drugi - "Event"

Delta, cudowny wymiar, jednakże... Nie przypomniał niczym dawnej postaci. Pochmurne niebo, co jakiś czas głośny skrzek krukonów. Drzewa - w większości nie zostało po nich nic. Darkness ruszył do przodu, za nim reszta. Odczekałem chwilę, nigdy nie lubiłem iść z przodu. Z tyłu zawsze  było najlepiej.
Kasai konwersowała z Darkness'em, Tytania z Razem, Lucifer sam ze sobą. A nie, chwila idzie na początek. Droga ciągnęła się w nieskończoność. Nudziło mi się, nie pierwszy raz. Pogoda do dupy. Zero wiatru, zero specjalnie niebezpiecznych akcji. Wyciągnąłem rubin. Zacząłem się nim bawić - podrzucać do góry i łapać. Moje chwilowe "marzenie" pojawiło się. Krukony, coś koło 15. Sfrunęły prosto przed nos Darkness'a. Dobiegłem do reszty.
-Piętnaście, Szesnaście... Dwadzieścia. Mamy problem. -zliczyła Kasai.
Widziałem uśmiech na mordce Dark'a. Lucifer też szczerzył się w nietypowym uśmiechu. A więc czemu nie? Dołączę się do grona psychopatów! Uśmiechnąłem się w ich "stylu". Poddani Mroku rzucili się na nas z impetem. Zaczęła się, krótka bezbolesna walka. Krukony padały, jeden za drugim. Tylko się cieszyć... Adrenalina podskoczyła o minimalną kreseczkę w górę. Po ot wydarzeniu, ponownie wyruszyliśmy w kierunku zamku Mroku.
-Daleko jeszcze? -spytałem, niczym rozkapryszone dziecko.
Nikt nie odpowiedział. Naburmuszony powróciłem do tyłu. Zerknąłem na niedoszłą parkę. Śmiali się, gawędzili. Jakie to słodkie... Chciałoby się rzygać.
***
Ściemniło się, pojedyncze, błędne ogniki przelatywały pomiędzy nami. Co jakiś czas było słychać chlupot wody. Zakochani musieli nieźle wnerwiać Darkness'a. Co chwilę rozdzielał, to jedno, to drugie. Wyglądało to dość... Śmiesznie? Nie wiem czy to odpowiednie określenie, jednakże głupkowaty uśmieszek nie znikał mi z pyska. Mimo,  iż ze mną i Cin było podobnie - tylko, to Alvatros musiał oddzielać mnie od jej krwi.
-Postój. -zarządził Darkness.
Oparłem się o drzewo, aby jeszcze przez chwilę pooglądać "romantyczny" spektakl Raza, Tytani i Darkness'a. Usiadłem.
Otworzyłem plecak, wyciągnąłem "tabletkę szczęścia". Zacząłem obracać ją w palcach. Co prawda, jej wygląd był mylący... Uśmiechająca się buźka, kryjąca w sobie śmierć i okaleczenie. Dlaczego ludzie wymyślają taką prostotę? Chcą wyniszczyć populację?
Darkness odpuścił parce i usiadł koło mnie.
-Chcesz? -wyciągnąłem paczuszkę tabletek.
Pokiwał głową, wziął jedną do ust i odszedł lekko się zataczając. Zbliżył się do Tytani i bezinteresownie runął na nią, wypowiadając coś o tęczowych jednorożcach. Lucifer obejrzał się w kierunku Raza, Tytani i leżącego Dark'a.
-Daj też. -podałem kilka.
Połknął je w jednej chwili. Zaczęło się normalnie... Chodził w kółko i błagał o przebaczenie własny nos. Potem zaczął śpiewać serenadę o syrenach i łosiach. Dziwne. Skorzystałem z okazji "wszyscy naćpani" (omijając, rzecz jasna, Tiff i Raz'a i Kasai) i wpakowałem do ust dwie czerwone, uśmiechnięte tabletki. Ach ten piękny widok łososi... Latających, nagich pań. Truskawki z oczami! Mówiące pomarańcze! Daniele - w niebieskie kropeczki! Zacząłem się śmiać. Było z czego... Na niedawnym miejscu kochanków spoczywały trzy puchate owce - dwie ogolone. Lubię ectasy, jednakże, nie zawsze po ich spożyciu jest w miarę normalnie. Czasem widzisz swoje koszmary, jakby na jawie. Rzadko odczuwasz spadanie, a jak już... To bardzo lekkie. Przewróciłem się na ziemię, oczywiście nie mogłem trafić na samą trawę. Pode mną były ruchome piaski. Topiłem się jak w maśle. Później trzask, głośny trzask. Najwyraźniej dostałem od owcy w łeb.
***
Otrzeźwiałem po działaniu. Łeb mnie bolał, nieźle dostałem... Chwila, ale za co? A... Ta-tabletki... Ziewnąłem. Eskapada spała, poza Darkness'em usiłującym zbudzić ospałego Lucifera.

(Uwinąłem się, chodź uznam, że i tak troszku za mało ;^;. Następna Kasai, nieprawdaż?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits