Jak zwykle, Darkness przechadzał się przez jeden z parków na Manhattanie. Nie miał nic do roboty. Zwyczajnie się nudził. Tak, to dobre określenie. Ostatnio zdarzało mu się to nad wyraz często. Co prawda, miał w domu kostnicę i mógł w każdej chwili pobawić się jakimś trupem, podręczyć kogoś z watahy, powalczyć ze stadem krukonów... Innymi słowy: porobić coś sobie. Jednak... Darknessowi się nie chciało. Nie miał ochoty. Czyżby jego druga strona dawała o sobie znaki? Może tak, a może i nie. Nikt nie wie, co krąży Darknessowi po głowie. Był to człowiek zagadka I przeszłość ukrywał i w teraźniejszości gdzieś ma swoje tajemnice.. Warren był po prostu trudny do okiełznania. Raz był jak wzięty rodem z psychiatryka, raz był mordercą i sadystą, raz był wredny i opryskliwy, raz zabawny i z poczuciem humoru, a jako Warren był najczęściej nadopiekuńczy, troskliwy, rozważny i zamyślony. Tylko ci, co go dobrze znali, wiedzą, jaki jest. Jednak, jedyna osoba, która wiedziała o Warrenie wszystko, zaginęła. Od tego czasu zaczęło mu odbijać jeszcze bardziej, niż wcześniej. Często również śmiał się bez powodu, rzucał nożami w plakaty krzycząc: "I kill you, Stefan!", rzucał się po pokoju bez powodu. Widywał też często dusze zmarłych, co było normalne, jednak niektórzy mu nie wierzyli (bo w końcu kto uwierzyłby człowiekowi, który rozmawia z grobami?!). Na jego twarzy zawsze gościł psychopatyczny uśmiech. No i w końcu jakiś sąsiad zgłosił skargę i przyjechało po niego pogotowie. Jednak nie znaleźli tak nikogo. Dlaczego? Darkoss wymknął się i zamieszkał przez dłuższy czas w piekle. Torturowanie zmarłych jeszcze bardziej pogorszyło jego stan psychiczny. Jednak.. po dłuższym czasie zdołał się uspokoić. Zdał sobie sprawę, że życie nie ma sensu. Wiele razy próbował popełnić samobójstwo, jednak nie potrafił sam siebie zabić. A jeżeli mu się to udawało, to zawsze zjawiał się Lucyfer, który przywracał go do życia, bo widział, jak Darkness się męczy i chciał się nim pobawić. Stał się wrakiem wilka, człowieka i demona. Przez wiele godzin przesiadywał samotnie na swoim tronie i obserwował poległe dusze. Nie miał nic do roboty. No i w końcu pojedynek.. Mroku kontra Darkness. Widma naprzeciw nieumarłym. Zwyciężył Wilkobójca i od tego czasu, zrozumiał, że jest w stanie osiągnąć wszystko. Wrócił na Deltę i ujrzał jej upadek (czas w świecie umarłym płynie inaczej, niż w ludzkim). Dowiedział się o wszystkim i wbił na zebranie, a później stał się Alphą. Rozmyślając tak Darkness nagle uniósł głowę. Zobaczył mężczyznę. Zrozpaczonego mężczyznę. Owy człowiek nagle odwrócił się z uśmiechem do Darknessa i powiedział:
- Szukasz darmowego wpier*olu?
Warren spojrzał na niego ze zdziwieniem. Chciał się nieco dowiedzieć, kim jest ten szanowny mieszkaniec Nowego Yorku. Włączył więc moc "Souls" i zaczął wyczytywać z niego jak z otwartej księgi. Nagle przerwał. "Homo.. Mephis...wilk...37 lat... nałogowo pali..tyle mi na razie wystarczy" - pomyślał Wilkobójca i zakończył działanie zaklęcia.
- Przyjacielu.. po co tyle nienawiści? Wszak jesteśmy jednej rasy! Poza tym, nawet nie wiesz, z kim masz do czynienia.- czarnowłosy kłonił się nisko, jak to miał w zwyczaju. - Jestem Warren Ebenezer Rivers! Ojciec Perseusza Riversa, Tiffany Vanessy Rivers oraz Aleksandra Xaverego Rivers! Znany również jako: Wilkobójca, Darkness lub... Władca Poległych Dusz. Alpha Watahy Karmazynowej Nocy! A raczej tego, co z niej zostało...
Na twarz czarnowłosego wpełzł złowrogi uśmieszek. Czas na zabawę!
(Mephis? Szykuj się na... odlot!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!