Biegłam przez tereny watahy. Przez paręnaście minut nie mogłam złapać
tchu. W końcu przystanęłam. Obejrzałam się. Uff już mnie nie goni ten
durny niedźwiedź. Przeszłam się jeszcze kawałek. Głównie po to by
znaleźć coś picia. Gdy tylko znalazłam jeziorko wychłeptałam tyle wody
jak nigdy wcześniej. Byłam naprawdę wykończona. Położyłam się obok i
odetchnelam z ulgą. W końcu mogę trochę odpocząć. Lis chyba nie był po
mojej stronie bo zaraz usłyszałam odgłosy kroków. Nadstawiłam uszu.
Tylko nie niedźwiedź. Myślałam w duchu. Niewiele myśląc schowałam się za krzakami. Byli to dwaj mężczyźni. Pewnie kłusownicy.
Przybrałam ludzką postać.
- I co myślisz gdzie się podział nasz wilczek? - zaczął pierwszy
- Nie wiem ale nasz misiek dobrze co nastraszył - odparł drugi
Co za bezczelni ludzie. To było tak. Spałam sobie spokojnie, aż tu nagle
spada na mnie kilku tonowy niedźwiedź... Kto by się nie przestraszył?
Krycie się w postaci człowieka nie miało sensu więc wyszłam z ukrycia.
- Panowie strasznie hałasują. - zaczęłam
- Doprawdy? A co tu robi taką młodą dama? - zapytał wyższy
- Szukam zajęcy - powiedziałam i pokazałam im łuk
- Ciekawe - odparł wyższy
Ten niższy się nie odezwał tylko patrzył się w moje oczy.
- Eee szefie chodźmy na drugi koniec polany. - powiedział
Jak powiedział tak zrobili.
Rozmawiali o moich oczach. Cudnie. I o tym, że takie same oczy miał
tamten wilk. Stwierdziłam, że nie chcę brać udziału w nieuchronnie
zbliżającej się dyskusji, więc oddaliłam się czym prędzej.
Gdy tak szłam w pewnym momencie coś mnie poderwało do góry. Super, sieć.
(Ktoś? Może jakiś basior? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!