Nie panowałem nad tym. Przeobraziłem się w chłopaka, i zabójczo spojrzałem na Riley. Chwyciłem ją za tchawicę i przycisnąłem do drzewa. Ona wypowiedziała ciche zaklęcie. Oszołomiony puściłem ją. Dziewczyna osunęła się po drzewie zostawiając na korze podłużny czerwony ślad.
-O Boże... Co...Co tu się działo. -spytałem sam siebie nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
-Cholera, to ja? To ja ci to zrobiłem. Generał takie rzeczy... Cholera.
Podbiegłem do dziewczyny i podniosłem ją. Co...Co teraz, nic nie rozumiem. Sam nie wiem jak to się stało. Walić. Teraz trzeba ją opatrzyć bo jak umrze, to dobrze nie będzie. Dobrze, że śpi. To pomaga. Bandaż! No tak. Cholera, co się ze mną dzisiaj dzieje? Wyciągnąłem podręczny opatrunek i owinąłem go wokoło łopatki śpiącej. Położyłem ją przy drzewie, a sam oparłem się o nie trzymając się za głowę.
~20-30 minut później~
Budzi się! Żyje! Podszedłem do niej lekko się uśmiechając.
-Jak się czujesz? -zapytałem.
-Trochę mnie uciska przy łopatce... Ale to chyba wszystko, poza tym iż okropnie boli mnie głowa.
-Mhm... Trzymaj. -podałem jej termos.
Zazwyczaj trzymam go przy sobie, na wszelki wypadek. A zwłaszcza lubię herbatę...
-A, tak właściwie to... Jak masz na imię? -spytałem lekko uśmiechając się.
-Riley... A ty?
-Tay... Tayron. Mam pytanie. Co tu się? Czy ten basior... To był twój brat?
-Niestety tak. -powiedziała ze znużeniem w głosie.
-Skoro... Czujesz się już lepiej. Zechciałabyś wyskoczyć ze mną na jakiegoś dobrego drinka? W ramach tego. No em, duszenia.
Dziewczyna przytaknęła ochoczo. Pomogłem jej wstać i ruszyliśmy do najbliższego baru. Otworzyłem drzwi pozwalając aby ona weszła pierwsza. Riley usiadła przy barze. Czułem się źle z tym co jej zrobiłem. Niby nie panowałem nad sobą, jednakże było to moje ciało... Kyh. No tak zamówienie. Barmanka patrzyła na mnie wyczekującym wzrokiem.
-Poproszę dwa drinki, wiesz jakie. -uśmiechnąłem się do niej zabawnie.
Wyłożyłem pieniądze na barze i usiadłem obok Riley.
-Wiesz jakie? -zaśmiała się.
-Naprawdę warte spróbowania! Ty jesteś Riley... Czyżby wampir?
-Tak, chociaż nie w całości, mój brat także. Jest trochę mniej opanowany...
-Zdążyłem zauważyć...
Wtem do baru wparował zdyszany wilk.
-Rhoan? -odwróciła się w jego kierunku Riley.
-CO? Co ty tu robisz z NIM? -wskazał na mnie palcem.
-Siedzę? Nie widać? -odpowiedziała chamsko.
-Facet. Uspokój się. Niedawno to ty chciałeś mnie zatłuc. -burknąłem w jego kierunku.
-Nie no. To mnie śmieszy. -odpowiedział zdeterminowany brat Riley.
-Za przeproszeniem co? -warknąłem wstając z krzesła. -Masz coś do tego iż z nią tu jestem. -zbliżyłem się do niego. -Ostrzegam, chodź może nie wiesz. Jestem Generałem, i nie zamierzam się tutaj z tobą bawić.
-Co? Ty...
-Rhoan, spokojnie. Tayron ty też. -Riley wstała lekko uginając się z bólu.
-Mam dość, teraz już nic nie można zrobić z nikim. -przechodząc odepchnąłem Rhoan'a na bok. Wyszedłem głośno trzaskając drzwiami.
(Rhoan and Riley)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!