Dreptałyśmy przez dłuższy czas po ośnieżonym chodniku. Panowała dość
niezręczna cisza, każda z nas zajmowała się czymś innym, ja próbowałam
łapać na dłonie śnieg natomiast Chichi uważnie i z zaciekawieniem
przyglądała się mijanym przez nas ludziom. Wreszcie, znudzona panującą
ciszą, nie wytrzymałam, schyliłam się do ziemi i zgarnęłam w ręce trochę
śniegu. Ubiłam go w niewielką kulkę, wzięłam zamach i rzuciłam prosto w
idącą przy mnie dziewczynę. Chichi odskoczyła nieco zaskoczona i
wylądowała w zaspie śniegu. Wybuchłam głośnym śmiechem, nie trwał on
jednak długo ponieważ już po chwili poczułam uderzenie w twarz.
Zachwiałam się i otarłam śnieg z twarzy. Tym razem to Chichi stała przy
mnie i chichotała pod nosem. Rozpętała się między nami bitwa podczas
której wielokrotnie, raz ja, raz Chichi, lądowałyśmy na ziemi. Ludzie
omijali nas szerokim łukiem unikając latających wszędzie śnieżek. Zabawę
skończyłyśmy po około kwadransie kiedy obie dostałyśmy niezłej
zadyszki. Odetchnęłam głośno i otarłam resztki śniegu z twarzy. Chichi
pozbywała się białego puchu z kurtki. Mimo naszych dość nieudolnych
prób, nadal wyglądałyśmy jak nieco niedorobione bałwany.
- Eh – odetchnęłam – przerwa?
- Zdecydowanie – odpowiedziała zadowolona Chichi uśmiechając się szeroko.
Wsadziłam zmarznięte ręce do kieszeni i zadrżałam z zimna. Chichi
również wyglądała na zmarzniętą, obie miałyśmy jeszcze mnóstwo śniegu
pod kurtkami skutkiem czego ciągle było nam zimno. Dziarskim krokiem
kontynuowałyśmy naszą podróż do nikąd, właściwie nie zastanawiałam się
gdzie idziemy, moja towarzyszka również nie wydawała się zawracać sobie
tym głowy. Rozmawiałyśmy o różnych śmiesznych chwilach i przygodach z
naszego życia. Na początku Chichi nie mówiła wiele, słuchała moich
opowieści, po pewnym czasie jednak opowiedziała o kilku dość zabawnych
sytuacjach, które przeżyła. Szłyśmy tak przed siebie śmiejąc się głośno i
przeskakując przez kolejne zaspy śniegu leżące na chodniku. W pewnej
chwili Chichi zwolniła kroku i została w tyle. Odwróciłam się do niej
szukając powodu, dla którego się zatrzymała. Dopiero po chwili ujrzałam
siedzącego na ławce pod budynkiem chłopca. Miał na sobie cienką kurtkę,
nie posiadał czapki, szalika czy rękawiczek. Dodatkowo cały przysypany
był grubą warstwą śniegu, nawet z odległości kilku metrów widać było, że
drży z zimna.
Chichi spojrzała na mnie nieco zdezorientowanym wzrokiem. Ja również nie
wiedziałam co zrobić, z jednej strony chciałam mu pomóc, z drugiej
jednak nie miałam pojęcia jak. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć,
Chichi już stała przy chłopcu i rozmawiała z nim o czymś.
<Chichi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!