-Hera...Heroinia... Do cholery jasnej! Gdzie ona jest?!
Uniosłem wzrok na koc. Pff, nie o same strzykawki mi chodzi. Ręka zaczęła mi się trząść. Nie wytrzymam. Oparłem się o ścianę i po chwili znalazłem się na podłodze. O boże. Tam! Dzieliły mnie od niej zaledwie dwa metry. Trzęsąc się rozpocząłem męczącą drogę. Wyciągnąłem rękę po biały proszek. Za daleko. Ja pi****le, skąd ona się tam wzięła. Na resztkach sił doczołgałem się do paczuszki. Ponownie wyciągnąłem dłoń do przodu.
-Mam! -uśmiechnąłem się triumfalnie.
Wysypałem proszek na podłodze. Trzęsącą się dłonią napełniłem łyżkę substancją i podstawiłem pod nią zapalniczkę. Teraz czas na strzykawkę, chwyciłem ją i wciągnąłem do plastiku heroinę. Wyprostowałem rękę i wbiłem igłę w skórę. Odetchnąłem z ulgą. Starczy to najwyżej na... sześć godzin. Niestety. Wstałem z ubrudzonych kafli. Podszedłem do drzwi, założyłem czarną skórzaną kurtkę i wyszedłem na świeże powietrze. W rogu ciemnej uliczki leżał jakiś umierający narkoman, zapewne przedawkował Heroinę. Niezbyt mnie to zdziwiło, takie widoki to codzienność. Po niedługiej chwili znalazłem się na zaludnionej dzielnicy.
-Ej, facet masz fajkę? -warknąłem do pierwszego lepszego przechodnia.
-Mhm... -wyciągnął papierosa. -Masz. -podał.
-Miłego. -odszedłem w stronę parku, zapalając tytoń.
Co prawda... Nie przepadałem za tym śmiercionośnym materiałem użytkowym, ale po dużej dawce Hery jest to najlepszy sposób na ogarnięcie się. Rozejrzałem się po smętnej zieleni. Szukałem śmietnika, wyrzucić peta... Tu w parku, na ziemię nie wypada. W oddalonej od miasta uliczce młodziaki próbowali Marychę. Wybuchłem śmiechem. Idioci, niszczą siebie, nie mówiąc już o mnie. Usłyszałem kaszlenie, definitywnie kobiety. Czyżby jeden spróbował Hery? Duszą ją. Zaśmiałem się i pojawiłem się obok młodziaków. Dziewczyna spojrzała na mnie błagalnie.
-Kochani... Co robicie? -uśmiechnąłem się szyderczo i dumnie wykroczyłem z cienia.
-Hell...Hellmestin? -cała grupka spojrzała na mnie z przerażeniem. -Ej, chłopaki zbierajmy się! Teraz. -wrzasnął jeden.
-Moi drodzy, który spróbował Hery? -warknąłem przeszywając ich wzrokiem.
-Tamten. -przewodniczący gangu wskazał na najbardziej wysportowanego chłopca.
-Wyp****alać stąd wszyscy, i zostawić tą panią. Nie toleruję takiego zachowania narkomanów. -burknąłem.
Oczywiście zawsze znajdzie się jakieś "Ale". Gościu po Herze wstał i podszedł do mnie.
-Myślisz, że możesz mi coś zrobić? -przywalił mi w twarz, a reszta gangu uciekła.
-Idioto, nie wiesz z kim pogrywasz! -przycisnąłem go do ściany.
Chwyciłem za szyję i zacząłem dusić.
-Głupio odważny, nie wiesz kim jestem? Przedstawię się. Hellmestin. Przedawkowuję Heroinę i żyję, a ty... Zginiesz prędzej czy później. Spójrz na mnie... Czy wyglądam na ćpuna? Nie, nie jestem chudy i wybiedziały. Chcesz się taki stać?
Chłopak zaczął się szarpać. Niestety. Nie miałem wyboru. Przywaliłem mu w brzuch. Nastolatek upadł na ziemię stękając z bólu. Debil. Nikt nie będzie mną rządził. Podałem rękę kobiecie, która gdy tylko wstała uciekła z miejsca zdarzenia. Kolejna ciota nie umiejąca sobie poradzić. Pojawiłem się przy portalu. Wkroczyłem do niego przeobrażając się w wilka. Pustka. Nawet ptaki nie obdarzyły mnie chociażby piskiem. Wtem zobaczyłem waderę biegnącą ku portalowi. Coś mi odbiło i po prostu rzuciłem się na nią jak na sarnę. Cholera, nieprzytomna. Ale jej szyja... Taka smakowita. Czuć było od niej woń krwi. Powstrzymaj się idioto. Dasz radę. Albo i nie... Po chwili znalazłem się nad nią. Mój pysk znalazł się przy jej ciepłej skórze. I...Wtedy otworzyła oczy. Ku**a. I nie dała mi się napić. Zdezorientowanym wzrokiem patrzyła na moją sierść.
-Sory, już schodzę. -połknąłem tabletkę uspokajającą. -Jestem Hellmestin. Nowy...
-Mhm. -oszołomiona wadera wstała i cofnęła się kilka kroków do tyłu.
-Nie będę owijać w bawełnę. Jestem narkomanem oraz w jakimś stopniu wampirem.-ukłoniłem się nie spuszczając z niej wzroku. -Obecnie jestem spokojny z powodu leków uspokajających. -dodałem szybko.
-T...Nemezis Vanessa O'Kelly.
-Gdzie...Gdzie tak pędziłaś? -burknąłem przyglądając się jej z zaciekawieniem.
-Szukałam kogoś.
-Dokładniej? -nie dawałem jej spokoju z pytaniami.
-Kogoś kto pomógłby znaleźć Viper'a.
-Viper'a mówisz... Viper, to ten. Upadły Alpha tak? Jestem nowy, nie za bardzo zapamiętałem wszystkich.
-Tak. To...Pomógłbyś mi go znaleźć? -powiedziała niepewnie.
-Czy pomógłbym? Może... Dasz mi coś w zamian. Pozwolisz napić się twojej krwi. -uśmiechnąłem się szyderczo. -Tak?
-Ech...Tak, tak. -odpowiedziała.
Czuję, że sama nie wiedziała w co się wplątuje. Z resztą, teraz przydałoby się ją zaprowadzić do tego gościa. Ruszyłem spokojnie przed siebie. -Chodź. -warknąłem kątem oka spoglądając czy Nemezis posłusznie idzie za mną. Szła. Zaśmiałem się.
-Z czego ty?
-Przedstawiłem się, to ci wystarczy. I tak w jakimś stopniu znasz łaskę leków uspokajających. -przyśpieszyłem. Ona też. Dotarliśmy na miejsce.
Karczma. Był tam Darkness. Siedział pijąc wódkę.
-Zostań tu. -posłusznie została, a ja ruszyłem przywitać się z Alphą.
-Ta panienka szuka twojego syna. -zacząłem patrząc na towarzyszącą mi waderę.
-To powiedz jej, że Viper jest w moim samochodzie i zmierza na balangę.
Zaśmiałem się. -Jej mam to powiedzieć? Jest strasznie zdesperowana i bardzo go potrzebuje. -warknąłem patrząc na Darknessa'a.
-Mhm, dopiero jutro go zobaczy. Nic nie zrobisz. Niech przyjdzie tutaj jutro z rana. Pogadamy wtedy inaczej.
-Dobra. Powiem. -przewróciłem oczami i powróciłem do wilczycy.
-Jutro z rana masz tu przyjść. A teraz. Teraz moja zapłata. -uśmiechnąłem się szeroko.
Dumnie wyszedłem z karczmy. Nemezis za mną.
-A więc... -ponownie na mój pysk wlazł uśmiech.
(Znana...Nemezis :p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!