Dzień był dosyć pochmurny i mokry. Tytania i Viper siedzieli sobie przy kominku
ogrzewając swoje futra i rozmawiając na jakieś durne tematy. Tiffany ze
skwaszona miną słuchała tego, co jej brat ma do powiedzenia. Basior był dzisiaj najwyraźniej w dosyć dobrym
humorze. Ciągle sie śmiał i opowiadał jej jakieś suchary. Dziewczyna udawała,
że uważnie słucha rozgadanego brata, ale tak naprawdę ciągle nie mogła skupić
się na niczym innym, niż tej przeklętej demonicy.
- Hmm... Dobra kawunia? - zapytał po chwili Viper.
Tytania chwilkę milczała i przyjrzała się gorącemu napojowi.
Co prawda, Tytania nigdy nie przepadała za kawą, gdyż zawsze brała ją za zbyt
gorzką, tego dnia jednak piła ją z wielka chęcią i nie dlatego, aby udobruchać
jej brata, ale aby utopić w niej smutki i żale.
Wadera nie marzyła o niczym innym, niż tylko zamknąć sie w czterech
ścianach i pobyć chwilkę sama. Problem jednak leżał po stronie jej brata.
Chłopak ubzdurał sobie, że jeżeli pobędzie trochę z Tytanią, Mroku nie będzie
tak jej dokuczała. Demon jednak cały czas nie przestawał dręczyć młodej Alphy.
Albo słyszała podejrzane głosy w swojej głowie, albo widziała jakieś iluzje,
przedstawiające demona, albo dręczyły ją koszmary. Dziewczyna bała sie stanąć
przed lustrem, gdyż wiedziała, że gdy na nie spojrzy, ujrzy nie Tytanię, ale
demonicę, która ongiś była dziedziczką wilczego tronu. Do oczu napłynęły jej
łzy i odwróciła sie plecami do brata. Chłopak jednak zauważył, że coś męczy
waderę i podszedł do niej:
- Heyy.. Tit?
Wadera tylko odburknęła i trąciła brata w pysk, dając mu do
zrozumienia, że woli zostać sama. Chłopak zaśmiał się tylko i powiedział:
- Ty chyba w to nie wierzysz, prawda?
Tytania podniosła łeb i spojrzała smutno na brata:
- Ona ma do mnie prawo. Moja matka podpisała ten cholerny
pakt. Nic nie da się już zrobić! - powiedziała, a mówiąc to, przekręciła łeb i
spojrzała na pobliskie drzwi. - Idę.
Po czym wadera wstała i ruszyła w stronę dziedzińca. W oddali dobiegały odgłosy roześmianych
wilków. ''Gdyby oni wszyscy wiedzieli o
mnie, już wcale nie byłoby im do śmiechu" - mruknęła i ruszyła przed
siebie w głąb zamku, aż do lochów. Może was to dziwić, ale wadera ostatnio
często tu przybywała. Spojrzała za siebie i przyspieszyła kroku. Niechcąca
wpadła na Raza, który właśnie wychodził z lochów. Wadera uśmiechnęła się do niego nieśmiało:
- Prze-przepraszam - wyjąkała.
- To ja przepraszam, mogłem cię minąć, a się rozmyśliłem.
Wadera zarumieniła się i minęła Raza, po czym natrafiła na
Rena. Basior tylko cicho prychnął i odszedł. Wadera nie przejmowała sie zbyt
długo czarnym jak smoła basiorem, ponieważ wędrowała do konkretnej celi, na
której teraz musiała się koniecznie skupić. Gdy w końcu stanęła, zobaczyła
ogromną kratę i celę, w której siedział zamaskowany więzień. Wadera otworzyła
drzwi do ciemnego pomieszczenia i wbiegła do niego. Spojrzała surowo na czarną
postać. Kształtem przypominał dorosłego
mężczyznę. Był mocno spętany łańcuchem.
Wadera podbiegła do więźnia i zdjęła mu kaptur. Był to faktycznie
mężczyzna. Miał z "lekka" poharataną twarz, czerwone oko i kruczo
czarne włosy. Wyglądał raczej jak typowy zamachowiec . Wadera przybliżyła swój
pysk do jego twarzy, po czym warknęła:
- Jak się jej pozbyć?! MÓW BO CI POCHARATEM TĘ TWOJĄ PIĘKNĄ
TWARZYCZKĘ!!!
Mężczyzna tylko się zaśmiał. Wadera pociągnęła go za
łańcuchy, aby spowodować u krukona ból. Ten jednak nic sobie z tego nie robił.
- Z czego rżysz śmieciu?! - krzyknęła do niego Tytania.
- Z twojej naiwności madame. My krukoni nigdy byśmy swojej
pani nie zdradzili. I tak już jest za późno... - powiedział więzień.
- Za późno na co?!
W oku krukona pojawił sie tajemniczy błysk szaleństwa. W
jednej chwili Tytania rzuciła się na mężczyznę i zaczęła go szarpać. Błysnęło
światło i wadera sparaliżowana padła na ziemię. Tytania zaczęła dławić się
własną krwią. Zaczęła pluć czarno-złotą krwią na ziemię, aż w końcu krukon zaprzestał ją torturować.
Pstryknął palcami w powietrzu i dziewczyna padła na ziemię półprzytomna.
Mężczyzna zmienił sie w nienaturalnie dużego kruka (wielkości średniego psa) i
podszedł do wadery. Przyszpilił ją do ziemi swoimi ostrymi jak brzytwa
szponami, i zakrakał jej cicho do ucha. Wadera bez problemu rozumiała jego
mowę:
- Nasz czas znów się zbliża. Zapamiętaj sobie, droga Kinder,
że z Mroku sie nie zadziera. - powiedział i wziął od Tytanii klucze.
Zaczął w nich grzebać, aż w końcu znalazł klucz do swoich
kajdan. Włożył mały kluczyk do dziurki i
zaczął go przekręcać. Zgrzytnęło i kruk był wolny. Wyfrunął z celi, zostawiając
Tytanię samą. Wadera nie miała siły sie podnieść. Co prawda, była odporna na
magiczne zaklęcia, ale krukon nie zrobił tego do końca zaklęciem. Poprzez
dotknięcie Tytanii zdołał wytworzyć na jej szyi znak. Znak bólu i krwi. Znaki
te to nic innego jak runy. Tymi właśnie runami władał Lucas. Władca krukonów i
wrońców, oraz najwierniejszy sługus Mroku...
***
Viper spojrzał z przerażeniem na otwartą celę, a potem na
swoją siostrę. Tytania miała zakłopotaną minę.
- V-vip-per... - wyjąkała- j-ja..
- Dobrze wiem, jakie miałaś intencje, ale problem polega na
tym, że byłaś zbyt naiwna. Jak mogłaś w ogóle myśleć, że Lucas powie ci co
kolwiek o Mroku?! To morderca i manipulator, a na dodatek wbrew pozorom wcale
nie taki głupi. - prychnął głośno Viper. - A teraz idź do swojego pokoju i
odpocznij. Przyjdę tam zaraz do ciebie.
Chłopak zaczynał mieć powoli dosyć obsesji siostry. Uważa,
że Mroku tylko chce nastraszyć Tytanię i nic więcej. Nie podejrzewał nawet, że
dziewczyna wkrótce może stać się demonem. Tytania? Nigdy! Basior przyglądał się
pustej celi swoim tępym wzrokiem i odszedł. Chciał pogadać koniecznie z Agonem
o całej tej sytuacji. Uprzedził go jednak Aragorn. Gdy Viper zobaczył, ze
dyskutują o czymś ze sobą, od razu odszedł. Miną po drodze Kasai. Zdziwił sie
na jej widok. Miała patrolować przecież teren...
- Kasai? Co ty tu do cholery robisz?
- Chyba powinieneś o czymś wiedzieć... Ten krukon, uciekł i...
- Dobrze wiem, że uciekł. - prychnął.
- Ale Tytania też uciekła! - powiedziała Kasai.
- Jak to "uciekła?" - zapytał zdziwiony Viper.
Ucieczka Tytanii z zamku nie wróżyła przecież nic dobrego...
***
Biała wadera biegła przed siebie, nawet sie nie odwracając.
Czy to wszystko było tylko jakimś jej wymyślonym koszmarem?! To nie mogło dziać
się naprawdę! Nie! Wadera wzbiła sie w powietrze. Zaczynało robić się coraz
chłodniej. Poczuła, jakby jakieś oślizgłe ręce próbowały chwycić ją w sidła.
Poczuła pulsujący ból czaszki. Miała wrażenie, że ktoś ją śledzi.
Przyśpieszyła. Nie zważała praktycznie już na nic. Nie bała się konsekwencji.
Po chwili namysłu zleciała w dół. Okazało się, że wylądowała dokładnie na samym
środku ciemnego lasu. Nic nie słyszała,
ani nikogo nie widziała, ale była pewna, że ona tu jest i bacznie się jej
przygląda. Tytania zamknęła oczy i poczuła wyraźnie czyjś dotyk w okolicy
gardła.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyknęła przerażona.
Wadera otworzyła oczy i ku zdziwieniu nie zauważyła nikogo.
Mimo to ona nadal tu była. Obserwowała ją. Tytania jeszcze nigdy nie poczuła
tak mocnego strachu. Mimo, iż była odważną waderą, w takiej sytuacji nawet najodważniejszy
basior by wymiękł. Bała się. Pochyliła smutno łeb. Chciała jej się już poddać i mieć to za sobą.
Poczułam piekielny ból w okolicy piersi. Nie powstrzymałam się. Krzyknęła. Poczuła,
jak ktoś ją przewraca i wbija swoje lodowate kły w jej czaszkę. Potem
zapadła ciemność....
C.D.N
Mine wkrecisz mnie do op
OdpowiedzUsuńTu nyki i kasai mamy formularz jeszcze raz wypełnić czy wsawisz te co były z dodatkowymi mocami?
OdpowiedzUsuń