Niewielki gang młodzieżowy, którego cechą charakterystyczną jest zdolność do przybierania widmowego kształtu. Przemierzają nocami tereny delty, niszcząc obiekty związane z dowolnymi prawami, dziedzictwem, przeszłością, jednością watahy - nie ważne której. Naruszają cmentarze, walą pomniki, rozdzierają flagi, łamią herby, niszczą dworki szlacheckie i wydzierają w cegle oraz pniach drzew sprośne symbole, oraz swój firmowy znak - wyszczeżonej wilczej czaszki. Za dnia prawdopodobnie są zwyczajnymi, młodocianymi członkami którejś z watah. Zapewne uczą się jak wszystkie młode wilki, czasem wykonują jakiś zawód. Przynależność do gangu wykazują tylko w nocy i tylko w swojej widmowej formie. Każdy członek gangu poza widmową mocą ma swoje, odziedziczone od rodziców.
- Co się z nią stanie, matko? - Alara patrzyła ponuro na Klavris Hajre, której groźny pysk nie wyrażał w tym momencie żadnych emocji.
- Dowiemy się, czemu śmiała sprzeciwiać się rodowi i rehabilitujemy ją, jeśli to możliwe. - Doradczyni wpatrywała się nieruchomo w wilczą postać, leżącą na posadzce w całości rzeźbionej w lapisie celi więziennej. - Dobrze się spisałaś Alaro. A teraz powinnaś wracać do boku swego pana. Zajmiemy się resztą.
- Matko, a co jeśli więcej Hajre... - wadera zawiesiła głos, nie mogąc wymówić reszty tego zdania.
- Oddelegują do tego stosowne osoby - ucięła krótko. Gwardzistka skłoniła pokornie głowę i odeszła.
[...] - Masz zarysowanie na zbroi - zauważył mimochodem Możan, spoglądając na gwardzistkę zza stołu w bibliotece.
- Proszę o wybaczenie, panie. - Skłoniła się i metal na jej ciele zafalował lekko, naprawiając odchyły od matrycy. Zupełnie nie zauważyła. Nie powinna nie zauważać takich rzeczy. Niedbalstwo w stroju prowadzi do niedbalstwa w pracy, a to do narażania życia władcy. Nie mogła sobie na to pozwolić.
- Zwykle ci się to nie zdarza, martwi cię coś?
- To nic istotnego, panie. Drobne problemy rodzinne. To nie będzie miało wpływu na moją służbę. - Wyprostowała się sztywno. Musiała skupić myśli.
- Jeśli są jakieś problemy w rodzie Hajre to może być to dla mnie istotne, nie sądzisz? - zauważył spokojnie.
- Jest możliwe - Alara zawahała się, ale tylko przez moment - że kilku rekrutów dopuściło się przestępstw przeciwko koronie.
- Obawiasz się, że coś mi grozi?
- Nie panie. Ale mój umysł trapi myśl, że moi bracia mogliby dopuścić się zdrady. To hańba dla całego rodu. - Gwardzistka nieco się nastroszyła, a część jej włosków zmieniło się w metalowe igiełki.
- Zdrada to faktycznie coś, o czym władca powinien wiedzieć - powiedział twardo. - Co dokładnie masz na myśli?
[...] - Jesteś pewien panie? Lady Klavris oświadczyła, że zajmie się tym problemem. To tylko niepotrzebnie cię naraża. - Alara spojrzała na fuhrera.
- Kilku grafficiarzy, wandale pomników i wioskowi krzykacze? Nie będą dla mnie zagrożeniem. - Możan dumnie wypiął pierś. Nie powinnaś we mnie wątpić.
- Oczywiście, panie. - Gwardzistka skłoniła głowę i zamilkła.
Czekali. Artem, w swojej widmowej postaci, mazał po ścianie budynku kolejną karykaturalną postać Tytana - tym razem jako waderę z silnym makijażem i w wystawnej, różowej sukni, posyłającego widzowi buziaczka. Wadera czuła się conajmniej zniesmaczona tym widokiem, za to Możanowi najwyraźniej podobał się kierunek, w którym zmierzała sztuka.
- Niezły jest, chyba powinienem go zatrudnić jako nadwornego malarza - mruknął do siebie, gdy kolejny ruch puszki podkreślał słodkie oczka jego brata.
- Widzę, że znowu tworzysz co, Art? - z cienia wyłonił się widmowy kształt i stanął przy grafficiarzu.
- Sztuka nie może być powstrzymana. - Basior uśmiechnął się, jednak nawet stąd Alara widziała, jak nerwowy jest jego uśmiech. Coś było nie tak.
- Nie może być powstrzymana, kontrolowana... - przybysz zaczął obchodzić artystę dookoła - zastraszana...
Po tych słowach kilka rzeczy stało się jednocześnie. Widmowy pies zanurkował w cieniu, by wyłonić się tuż za rozmówcą, Alara jak taran wystrzeliła z krzaków, zataczając w powietrzu łuk tarczą. Artem zaskowyczał i rozproszył wokół siebie duże ilości farby w sprayu, a Możan zwiotczał, opuszczając swoje ciało. Wadera wpadła w kolorową chmurę, rozciągając wokół siebie pole magnetyczne, by wyczuć otoczenie. Jej tarcza coś trafiła. Nie była jednak w stanie stwierdzić czy był to sojusznik, czy wróg. Ale we mgle była tylko jedna postać. Chwyciła ją zębami i wyciągnęła. Zwykle barwne futro Artema teraz wyglądało niemal jak jedno z jego groteskowych dzieł. Gwardzistka rzuciła spojrzeniem naokoło. Gwałtownie wilczy kształt zmaterializował się tuż pod jej lewą łopatką, celując w odsłonięty punkt między pancerzem łapy a tym na klatce piersiowej, jednak został odrzucony przez szybką niewidzialną siłę i wylądował na ścianie. Nie czekając, aż ponownie zniknie, wadera dopadła go w dwóch susach i, nauczona doświadczeniem, unieruchomiła jego łapy specjalnie do tego wcześniej przygotowanymi kajdanami z lapisu. Próbował się miotać i zniknąć ponownie, jednak materiał skutecznie blokował jego magię.
Ze swojej kryjówki wyszedł Możan. Spojrzał na nieprzytomnego Artema, po czym bez słowa podszedł do więźnia. Spojrzał pytająco na Alarę, jednak ta pokręciła głową.
(Możan? Oddaję ci przesłuchanie i chwytanie kolejnego :P)
Tekst opowiadania: 683 słów
Nagroda:
- zręczność: + 100
- 200 trefl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!