22 grudnia 2020

Od Alary cd. Możana

  Führer uśmiechnął się pod nosem i gwardzistka była pewna, że zrobił to zupełnie nieświadomie. Widać nieobecność brata była dla drugiego syna rodu Rivers dobrą wiadomością. Dla Alary jednak nie miało to specjalnie znaczenia. Nie było jej obowiązkiem znać się na polityce, a i ta nigdy jej nie bawiła. Odłożyła drewniany miecz na stojak. Bardziej interesowała ją walka Davisem. Dał jej fory. I to solidne. Zastanawiała się, jaki był tego cel. Rzuciła mu pytające spojrzenie, korzystając z chwilowego zamyślenia swego pana. Czemu starszy gwardzista nie poszedł z nią na poważnie? Wytrzymałaby, nawet gdyby musiała się zacząć osłaniać metalową skórą. Tamten tylko dyskretnie wzruszył ramionami i uśmiechnął się tajemniczo.
- Niech będzie, że "sprawy służbowe". - skomentował Możan i spojrzał na gwardzistkę. - Na razie odłożymy nasz taniec. To nie powinno zająć długo.
  Alara skłoniła głowę i z cichym szczękiem modelowanej stali przeobraziła się w wilka. Podniosła tarczę i wyprostowała się wyczekująco w postawie zasadniczej.
- To pożegnanie Davisie. - Führer podszedł do starszego gwardzisty. - Mam nadzieję, że odwiedzisz mnie jeszcze... - w powietrzu zawisły niewypowiedziane słowa. Słowa, których znaczenia Alara nie znała, a które wydawały się oczywiste dla dawnych towarzyszy.
- Oczywiście, mój... panie. - Również Davis wydawał się, jakby chciał powiedzieć coś innego. Wcześniej powiedział o nim, jako o "swoim królu". Czy to na pewno było tylko przejęzyczenie? Czy objaw nielojalności? Na serce Alary padły pierwsze ziarna lęku, w jej nieskazitelnej wierze w ród Riversów znajdując słabe i kamieniste podłoże, w którym jednak powstała już pierwsza rysa. 
  Skinęli sobie głowami i Führer dał znać swojej nowej gwardzistce, by poszła za nim. Ta wyminęła wuja i dostosowała rytm kroków do długich, powolnych stawianych przez jej lorda. Nie była niska, a jej ciało było zdecydowanie bardziej masywne od ciała Możana, jednak ten mimo wszystko górował nad nią swoją anorektyczną posturą. Ich przemarsz przez zamek musiał wyglądać wręcz dość zabawnie. Był jak piórko, jak trzcina, która mogła się zaraz złamać. Co tak naprawdę kryło się pod tą wyniszczoną powłoką?
  Weszli do prywatnych komnat króla. Tytan, w swojej ludzkiej formie, przywdziewał właśnie coś, co wyglądało jak wyjątkowo nieporęczny, ale bogato zdobiony kaftan podróżny. W pierwszej chwili nie zwrócił na przybyszów uwagi, przyglądając się swojemu obliczu w lustrze.
- I przynieś jeszcze naszyjnik z brylantami. Ten układający się w wzór gwiazd - zwrócił się do pomagającej mu służki, a ta pośpiesznie ruszyła wykonać jego zadanie. Dopiero wtedy, nie odwracając się nawet od lustra, zwrócił się do brata. - Czego chcesz?
- Podobno chciałeś mnie widzieć - zauważył Możan, a w jego głosie czuć było cień irytacji. Jakby samo przebywanie w pobliżu króla w jakiś magiczny sposób wpływało na nastrój Führera.
- Ja? Nic podobnego. - Tytan poprawił luźno opadające na ramiona włosy i powędrował dłońmi w stronę korony. Dotknął ją opuszkami palców i lekko pogładził. - Leży doskonale. Jak zawsze. - Po czym zwrócił się do brata. - Jeśli nic ode mnie nie chcesz, to mój szambelan zapewne o wszystkim ci powiedział. O szczegóły pytaj moich doradców. Bądź grzeczny braciszku, jak mnie nie będzie. Będą mieli cię na oku.

(Możan? Well, znowu zostawiam cię z bratem i guess? A, i jeśli będziesz chciał zacząć pojedynek z Alarą w następnym to daj mi go dokończyć :3 też chcę trochę walki.)
Zyskujesz Bojaźń - Alara

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits