12 kwietnia 2018

Od Mishabiru [Quest 1]

Niby wiosna za oknem, wszystko wraca do życia po zimowym śnie, ale nic nie było w stanie wyciągnąć Mishabiru z mieszkania przyjaciela w Los Angeles. Na Delcie zaczynało się robić dość niebezpiecznie, dlatego uciekł na Ziemię, by móc na spokojnie wszystko ogarnąć. Leżąc na kanapie począł przysypiać, kiedy z działającego w tle telewizora doszły go słuchy o drastycznym napadzie na lokal z pożyczkami. Zaciekawiony usiadł, wbijając wzrok w ekran. Gdy kamera zrobiła najazd na budynek, westchnął ciężko i przetarł twarz dłońmi. Owe miejsce znał bardzo dobrze, gdyż prowadził je jego znajomy, doskonały kontakt z Imperium, Nesc. Basior od razu wiedział, że to nie był napad w celu zdobycia pieniędzy, lecz napaść w celu zabicia, co się udało.
Zabrał płaszcz z oparcia kanapy, niemalże wybiegając z mieszkania. Metrem przedostał się pod centrum miasta, gdzie marszobiegiem pokonał dwie przecznice, by w końcu znaleźć się przed miejscem tragedii. Parę mniejszych stacji radiowych oraz telewizyjnych nadal próbowało przekroczyć policyjną taśmę. Koroner, parę policjantów, nic nadzwyczajnego, ponieważ to nie było coś, co mogło w jakiś sposób zagrozić władzy.
Mishabiru stanął nieco z tyłu, by nie zwrócić na siebie zbyt wielkiej uwagi. Nesc nie prowadził tego przybytku sam. Pomagała mu żona oraz brat, zaś dwójka córek próbowała się przystosować do życia na tej planecie. Pięć czarnych worków wypełnionych śmiercią było wynoszone do karetek. Woń krwi uświadomiła basiora, że zostali oni okrutnie zamordowani.
Ta mieszanina zapachów nie przeszkodziła jego nosowi w wyłapaniu smrodu złowrogiej postaci Imperium. Wyraźny zapach prowadził na tyły budynku. Alvarez udał się tam, lecz zatoczył nieco większy łuk, dla pewności. Nie znalazł nic szczególnego, kiedy czarna mgła wyłoniła się zza kontenera na śmieci i spieprzyła w górę, na dach, po drabinie. Basior ruszył za nim, jednak nie potrafił tak szybko pokonać szczebelków, jak tamten.
Kiedy wlazł na samą górę, ostre promienie słońca na chwilę go oślepiły. Przesłonił oczy dłonią, mogąc wreszcie cokolwiek ujrzeć. Cień stał na środku, ograniczony przez światło. Nie mógł teraz zbyt szybko się poruszać, co nieco ułatwiło sprawę Mishabiru.
- Ostatnio zbyt często was widuję na Ziemi. – zaczął, materializując katanę w wolnej dłoni. – Nudzi wam się?
Mężczyzna ubrany na czarno zaśmiał się nadzwyczaj głośno.
- Pozbyłem się kabla z naszych szeregów, czy to coś złego? – zapytał jakże niewinnie.
Kiedy słyszał „czy to coś złego”, zawsze się tym irytował. Wszyscy przedstawiciele tej szarej rasy uważali swoje czyny za konieczne i dążące do oczyszczenia świata.
- Nie powinieneś się w to mieszać, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek ujrzeć wschód słońca, a spotykamy się już któryś raz, nieprawdaż, Mishabiru?
Basior zmrużył powieki. Dla niego każdy cień śmierdział tak samo, aczkolwiek nie był zdziwiony jego wypowiedzią. Imperalczy są w stanie dowiedzieć się wszystkiego, o wszystkich. Kimś takim był właśnie Nesc.
Katana zniknęła z dłoni Alvareza. Wycofał się. Przybył za późno, a walka nic by nie zmieniła.
- Wynoś się stąd. – Warknął, zaś Cień zasalutował z parszywym uśmiechem na twarzy, po czym wniknął w podłoże.
Mishabiru w ciszy zjechał po drabinie i udał się na piechotę do mieszkania, które tak niedawno opuścił. Wojna zaczynała spływać na Ziemię, ale sam niewiele mógł zrobić.
 
ZALICZONE
Słowa: 509
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits