To była
długa noc. Będąc w kamienicy zlecił potrzebne naprawy. Nataniel żył i nie
wyglądało na to aby miało się to zmienić w najbliższym czasie. Po raz pierwsze
dane mu było zobaczyć na żywo jego nowych współlokatorów. Dawno już zapoznał
się z danymi na ich temat. Póki co, niech się bawią.
Wrócił nad
ranem, nie widząc sensu aby się kłaść. Szybki prysznic i zmiana ciuchów.
Zapinając guziki koszuli przypomniał sobie o swoich nowych gościach. W sypialni
spała Viol, pomału wracając do pełni sił. Potrzebował jej w najbliższym czasie,
dlatego dał jej chwilę wytchnienia. Czuł jednocześnie jak wcześniej zgromadzona
energia pomału kurczy się, zostawiając go lekko otępiałego. Nie zawracał sobie
głowy dosuszaniem długich włosów. Wychodząc z pokoju odebrał dokumenty od
swojego asystenta Damiana, informacji nie było za dużo, ledwie kilka kartek i
parę zdjęć. Szybko przewertował je w drodze. Miał szaloną ochotę napić się
mocnej kawy. Najpierw jednak musiał załatwić do końca sprawę swoich nowych
gości. Jej rodzina, częste przeprowadzki, czasem niezapłacone rachunki, dwie
myszki ewidentnie uciekały przed czymś lub kimś.Nie zamierzał zakradać się do
pokoju, w nawyku miał ciche poruszanie się. Stał przez chwilę w progu opierając
się o framugę, z zainteresowaniem obserwując poczynania kobiety. Dziewczynka
nadal spała. Patrząc na nią mógł bez problemu dostrzec szeroką szramę na jej
prawym policzku. Nie odwracając od niej wzroku wysłał wiadomość do Viol, aby
zjawiła się w różanym pokoju. Dłonie kobiety trzymające zegarek poruszały się
szybko i sprawnie. Chwile jeszcze czekał ciekaw czy sama zauważy jego obecność,
ale zbyt mocno była skupiona na małych mechanizmach. Z uśmiechem tryumfu
spojrzała na jeden z trzymanych w dłoni elementów.
–
Dobrze się bawisz?. – przerwał ciszę.
Podskoczyła, zrzucając dłonią kilka narzędzi ze stołu. Jakby na znak zaczął
płynąć w jego stronę potok słów.
– Pan mógłby mi powiedzieć. To jakaś wielka
maskarada ma czemuś służyć? Odcinanie głów? – prychnęła, odwracając się,
zbierając rzucone na podłogę rzeczy. W końcu podnosząc wzrok i mierząc go od
stóp po koniuszek głowy. Nie podzielił się z nią informacja, że nikt prócz
członków gangu nie stracił swojego życia. Nieobecne w tym czasie w barze płotki
kazał znaleźć i zabić. Rutynowa praca. Mówiła z lekko wiejskim akcentem. – Wie
pan, że nie trzeba było od razu całego baru wysadzać? Atak szalejącego wkoło wariata
raczej nie znajdzie się w żadnej umowie z ubezpieczalni, a w takim wypadku to
już w ogóle niesportowe zachowanie, jakieś konkurencyjne spory, niechybnie
wplątana wojna gangów i, o ja pierdolę, o czym ja w ogóle pieprzę. – Parsknęła.
Czekał
cierpliwie, czy zechce coś jeszcze dodać. Zamilkła i nic nie wskazywało by z
jej ust miał popłynąć kolejny monolog. Nieśpiesznie podszedł do niej, widząc
strach w jej oczach. Nakręcał go ten widok jak nic innego. Nie przerywając
kontaktu wzrokowego chwycił krzesło, stawiając je naprzeciw niej. Siadając
chwycił jej poranioną dłoń i dokładnie się jej przyjrzał. Rana była dość
głęboka ale równa i zdezynfekowana. Ścięgna były całe. Mięśnie gdzieniegdzie
naruszone. Największy impet przyjęły kości. Miała szczęście że chwyciła nić w
ostatnim momencie, kiedy cała nagromadzona siła wy stopowała w kontakcie z
kośćmi i mięśniami blondyna. Spojrzał na chwilę znów w jej oczy. No proszę,
potrafiła też być cicho. Wolał tą jej wersje.
Do pokoju
wśliznęła się Viol ubrana w półprzezroczysty kostium.
– Zszycie
lewej ręki, młodej potrzebna dobra maść na policzek bez szycia, zastosuj
plastry i podaj coś przeciwgorączkowego. – mówiąc patrzył wciąż na czarnoskórą
kobietę. – Viol zajmie się tym wszystkim. A my porozmawiamy kiedy skończy. – czekały
go poranne obowiązki. Wiedział, że Violet da sobie rade sama. Obracając się na
pięcie ruszył do wyjścia.
– Zaraz. Jak
się mam do Pana zwracać i jak długo tu zostaniemy?. – choć próbowała zachować
uprzejmy ton, widać było, że zaczyna znów łapać ją atak gadulstwa. Przerwał jej
tym razem, zanim zdarzyła na dobre się rozkręcić.
– Rupert,
Nano Kohona, jeśli oczywiście wolisz by tak się do ciebie zwracać. Reszta, może
poczekać. – wyszedł cicho zamykając drzwi. Raporty, plan spotkań, dziś dzień był
luźniejszy niż zwykle. Czuł narastający głód, zwalczył w sobie to uczucie. Viol
zameldowała mu koniec swojej pracy i wróciła do pokoju dalej odpoczywać. Rupert
udał się na piętro do różanego pokoju. Mała nie spała już i siedziała wiercąc
się na krześle, w czasie kiedy jej matka próbowała doprowadzić do ładu jej
włosy. Do pokoju oprócz niego weszli służący niosąc dwa duże pudła.
– To Ty! – z
niewiadomych przyczyn mała w ogóle się go nie bała.
– Hannach, w
zielonym pudełku jest coś dla Ciebie. Zobacz czy ci się spodoba. – mała bez
cienia zawahania pognała w stronę zielonego płaskiego pudła w którym były nowe
ciuchy i czarne błyszczące buty. Pisnęła z zachwytu. – W drugim jest coś dla
Twojej mamy. Pośpiesz ja proszę, bo wystygnie nam śniadanie. – mówiąc to
dotknął policzka młodej by ocenić prace Viol. W ułamku sekundy poczuł na mojej
ręce dłoń kobiety. Trzymała mocno.
– Uroczę,
doprawdy wzruszający matczyny instynkt. – kpił głos wewnątrz jego głowy. Sceny
torturowania młodej i patrzenia na to wszystko jej matki przeleciały jedna za drugą. Tym razem nie słuchał.
– Widzimy
się na dole. – puścił perskie oczko do młodej, nim skierował spojrzenie na jej
matkę. Patrzyła twardo i widać było że chciała coś powiedzieć. Dziecko okazało
się skutecznym jej uciszatorem.
Na dole
czekało śniadanie, siedzieli przy stole w trójkę. Mała zajadała się z apetytem,
Nana patrzyła na potrawy z nieufnością.
– Tak
właściwie dlaczego tutaj jesteśmy?. – zadała pytanie Hannah. Jej matka prawię
udławiła się jedzeniem które aktualnie trzymała w ustach.
– Twoja mama
szukała dla was nowego miejsca i dała mi znać, czy nie możecie się u mnie
chwilę zatrzymać. –odpowiedział jej spokojnie popijając mocną kawę.
Młoda przez
chwilę przyglądała się matce ze zdziwieniem, wzrokiem pytając „to wy się
znacie?!”. Była niewątpliwie dzieckiem swej matki, na jej małej buzi widać było
walkę z samą sobą o to jakie pytanie zadać najpierw, a niewątpliwie było ich
wiele.
– Jeśli nie
skończyłaś jeść Hanka, to siedź cicho i jedz – ucięła ją matka. Hanka
niechętnie posłuchała, lekko naburmuszona pośpiesznie kończąc swoją porcje.
– Skończyłam!.
– zakrzyknęła tryumfalnie. Rupert nieznacznie skinął na jednego ze służących.
– Hannah w
ogródku mam dla ciebie małą niespodziankę na powitanie – służący odsunął jej
krzesło kłaniając się.
– To jest Dag, zaprowadzi Cię na miejsce. – Nana próbowała
zaprotestować, ale uciszył ją wzrokiem. Hanka podała dłoń służącemu i wychodząc
pomachała matce nie pytając nawet czy może.
– Czas
porozmawiać, tak jak obiecałem. – zaczął gdy tylko drzwi zamknęły się za
małolatą.
– Nie musisz
się o nią martwić, zapewne teraz bawi się ze szczeniakiem. – kobieta wypuściła
dotychczas wstrzymywane powietrze.
– Opowiedz
mi o sobie Nano i spraw abym nagle znalazł powód, aby dalej trzymać przy życiu
Ciebie i Twoją rozkoszną córeczkę. – Zapatrzył się w przerażoną twarz siedzącej
naprzeciw niego kobiety. Był ciekaw jak dużo była w stanie mu o sobie
powiedzieć. Dużo już o niej wiedział i chciał się tylko upewnić, czy jest na
tyle rozsądna by podjąć współpracę z nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!