13 marca 2018

Od Ruperta C. D. Nany


To była długa noc. Będąc w kamienicy zlecił potrzebne naprawy. Nataniel żył i nie wyglądało na to aby miało się to zmienić w najbliższym czasie. Po raz pierwsze dane mu było zobaczyć na żywo jego nowych współlokatorów. Dawno już zapoznał się z danymi na ich temat. Póki co, niech się bawią. 
Wrócił nad ranem, nie widząc sensu aby się kłaść. Szybki prysznic i zmiana ciuchów. Zapinając guziki koszuli przypomniał sobie o swoich nowych gościach. W sypialni spała Viol, pomału wracając do pełni sił. Potrzebował jej w najbliższym czasie, dlatego dał jej chwilę wytchnienia. Czuł jednocześnie jak wcześniej zgromadzona energia pomału kurczy się, zostawiając go lekko otępiałego. Nie zawracał sobie głowy dosuszaniem długich włosów. Wychodząc z pokoju odebrał dokumenty od swojego asystenta Damiana, informacji nie było za dużo, ledwie kilka kartek i parę zdjęć. Szybko przewertował je w drodze. Miał szaloną ochotę napić się mocnej kawy. Najpierw jednak musiał załatwić do końca sprawę swoich nowych gości. Jej rodzina, częste przeprowadzki, czasem niezapłacone rachunki, dwie myszki ewidentnie uciekały przed czymś lub kimś.Nie zamierzał zakradać się do pokoju, w nawyku miał ciche poruszanie się. Stał przez chwilę w progu opierając się o framugę, z zainteresowaniem obserwując poczynania kobiety. Dziewczynka nadal spała. Patrząc na nią mógł bez problemu dostrzec szeroką szramę na jej prawym policzku. Nie odwracając od niej wzroku wysłał wiadomość do Viol, aby zjawiła się w różanym pokoju. Dłonie kobiety trzymające zegarek poruszały się szybko i sprawnie. Chwile jeszcze czekał ciekaw czy sama zauważy jego obecność, ale zbyt mocno była skupiona na małych mechanizmach. Z uśmiechem tryumfu spojrzała na jeden z trzymanych w dłoni elementów.
– Dobrze  się bawisz?. – przerwał ciszę. Podskoczyła, zrzucając dłonią kilka narzędzi ze stołu. Jakby na znak zaczął płynąć w jego stronę potok słów.
– Pan  mógłby mi powiedzieć. To jakaś wielka maskarada ma czemuś służyć? Odcinanie głów? – prychnęła, odwracając się, zbierając rzucone na podłogę rzeczy. W końcu podnosząc wzrok i mierząc go od stóp po koniuszek głowy. Nie podzielił się z nią informacja, że nikt prócz członków gangu nie stracił swojego życia. Nieobecne w tym czasie w barze płotki kazał znaleźć i zabić. Rutynowa praca. Mówiła z lekko wiejskim akcentem. – Wie pan, że nie trzeba było od razu całego baru wysadzać? Atak szalejącego wkoło wariata raczej nie znajdzie się w żadnej umowie z ubezpieczalni, a w takim wypadku to już w ogóle niesportowe zachowanie, jakieś konkurencyjne spory, niechybnie wplątana wojna gangów i, o ja pierdolę, o czym ja w ogóle pieprzę. – Parsknęła.
Czekał cierpliwie, czy zechce coś jeszcze dodać. Zamilkła i nic nie wskazywało by z jej ust miał popłynąć kolejny monolog. Nieśpiesznie podszedł do niej, widząc strach w jej oczach. Nakręcał go ten widok jak nic innego. Nie przerywając kontaktu wzrokowego chwycił krzesło, stawiając je naprzeciw niej. Siadając chwycił jej poranioną dłoń i dokładnie się jej przyjrzał. Rana była dość głęboka ale równa i zdezynfekowana. Ścięgna były całe. Mięśnie gdzieniegdzie naruszone. Największy impet przyjęły kości. Miała szczęście że chwyciła nić w ostatnim momencie, kiedy cała nagromadzona siła wy stopowała w kontakcie z kośćmi i mięśniami blondyna. Spojrzał na chwilę znów w jej oczy. No proszę, potrafiła też być cicho. Wolał tą jej wersje.
Do pokoju wśliznęła się Viol ubrana w półprzezroczysty kostium.
– Zszycie lewej ręki, młodej potrzebna dobra maść na policzek bez szycia, zastosuj plastry i podaj coś przeciwgorączkowego. – mówiąc patrzył wciąż na czarnoskórą kobietę. – Viol zajmie się tym wszystkim. A my porozmawiamy kiedy skończy. – czekały go poranne obowiązki. Wiedział, że Violet da sobie rade sama. Obracając się na pięcie ruszył do wyjścia.
– Zaraz. Jak się mam do Pana zwracać i jak długo tu zostaniemy?. – choć próbowała zachować uprzejmy ton, widać było, że zaczyna znów łapać ją atak gadulstwa. Przerwał jej tym razem, zanim zdarzyła na dobre się rozkręcić.
– Rupert, Nano Kohona, jeśli oczywiście wolisz by tak się do ciebie zwracać. Reszta, może poczekać. – wyszedł cicho zamykając drzwi. Raporty, plan spotkań, dziś dzień był luźniejszy niż zwykle. Czuł narastający głód, zwalczył w sobie to uczucie. Viol zameldowała mu koniec swojej pracy i wróciła do pokoju dalej odpoczywać. Rupert udał się na piętro do różanego pokoju. Mała nie spała już i siedziała wiercąc się na krześle, w czasie kiedy jej matka próbowała doprowadzić do ładu jej włosy. Do pokoju oprócz niego weszli służący niosąc dwa duże pudła.
– To Ty! – z niewiadomych przyczyn mała w ogóle się go nie bała.
– Hannach, w zielonym pudełku jest coś dla Ciebie. Zobacz czy ci się spodoba. – mała bez cienia zawahania pognała w stronę zielonego płaskiego pudła w którym były nowe ciuchy i czarne błyszczące buty. Pisnęła z zachwytu. – W drugim jest coś dla Twojej mamy. Pośpiesz ja proszę, bo wystygnie nam śniadanie. – mówiąc to dotknął policzka młodej by ocenić prace Viol. W ułamku sekundy poczuł na mojej ręce dłoń kobiety. Trzymała mocno.
– Uroczę, doprawdy wzruszający matczyny instynkt. – kpił głos wewnątrz jego głowy. Sceny torturowania młodej i patrzenia na to wszystko jej matki przeleciały jedna  za drugą. Tym razem nie słuchał.
– Widzimy się na dole. – puścił perskie oczko do młodej, nim skierował spojrzenie na jej matkę. Patrzyła twardo i widać było że chciała coś powiedzieć. Dziecko okazało się skutecznym jej uciszatorem.

Na dole czekało śniadanie, siedzieli przy stole w trójkę. Mała zajadała się z apetytem, Nana patrzyła na potrawy z nieufnością.
– Tak właściwie dlaczego tutaj jesteśmy?. – zadała pytanie Hannah. Jej matka prawię udławiła się jedzeniem które aktualnie trzymała w ustach.
– Twoja mama szukała dla was nowego miejsca i dała mi znać, czy nie możecie się u mnie chwilę zatrzymać. –odpowiedział jej spokojnie popijając mocną kawę.
Młoda przez chwilę przyglądała się matce ze zdziwieniem, wzrokiem pytając „to wy się znacie?!”. Była niewątpliwie dzieckiem swej matki, na jej małej buzi widać było walkę z samą sobą o to jakie pytanie zadać najpierw, a niewątpliwie było ich wiele.
– Jeśli nie skończyłaś jeść Hanka, to siedź cicho i jedz – ucięła ją matka. Hanka niechętnie posłuchała, lekko naburmuszona pośpiesznie kończąc swoją porcje.
– Skończyłam!. – zakrzyknęła tryumfalnie. Rupert nieznacznie skinął na jednego ze służących.
– Hannah w ogródku mam dla ciebie małą niespodziankę na powitanie – służący odsunął jej krzesło kłaniając się. 
– To jest Dag, zaprowadzi Cię na miejsce. – Nana próbowała zaprotestować, ale uciszył ją wzrokiem. Hanka podała dłoń służącemu i wychodząc pomachała matce nie pytając nawet czy może.
– Czas porozmawiać, tak jak obiecałem. – zaczął gdy tylko drzwi zamknęły się za małolatą.
– Nie musisz się o nią martwić, zapewne teraz bawi się ze szczeniakiem. – kobieta wypuściła dotychczas wstrzymywane powietrze.
– Opowiedz mi o sobie Nano i spraw abym nagle znalazł powód, aby dalej trzymać przy życiu Ciebie i Twoją rozkoszną córeczkę. – Zapatrzył się w przerażoną twarz siedzącej naprzeciw niego kobiety. Był ciekaw jak dużo była w stanie mu o sobie powiedzieć. Dużo już o niej wiedział i chciał się tylko upewnić, czy jest na tyle rozsądna by podjąć współpracę z nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits