Kano nie przewidywał, że kiedyś
w jego życiu dojdzie do takiej tragedii. Był w totalnym dołku, nie wiedział co
począć. Nie widział większych szans na rozwiązane tego problemu. Rozważał nawet
powolną śmierć na kanapie, lub w innym zakątku jego domu.
Co się stało?
Wstał około dwunastej, jak
zwykle w ostatnich tygodniach. Ubrał się w pierwsze lepsze ciuchy z kategorii „Założę
jeszcze dwa razy, bo nie wiem ile je nosiłem, ale nie śmierdzą za bardzo, więc się
nadadzą”. Powlókł się do łazienki, umył zęby i odbył codzienny rytuał,
polegający na użalaniu się nad sobą, pod hasłem „Czemu nikt mnie nie chce,
przecież jestem najlepszą partią w promilu stu kilometrów”. Kolejnym
przystankiem na jego drodze była kuchnia.
To właśnie tam pojawił się
problem, który zdecydowanie przerósł chłopaka.
Lodówka była pusta.
I to w dosłownym znaczeniu. Nie
było tam nic, szynka skończyła się w zeszłym tygodniu, ser wyszedł wczorajszego
wieczoru, warzywa i owoce, których nie zdążył dojeść, wylądowały w koszu, bo
nie nadawały się już do zjedzenia. Zapas serków i jogurtów z płatkami skończył
się trzy dni temu. Ostatnie resztki jedzenia, które Kano tykał tylko w
wyjątkowych wypadkach, zostały zjedzone już dzień wcześniej. Chleba i bułek nie
było. Chociaż nie. Były dwie małe bagietki, które ostały się jakimś cudem, ale
były tak czerstwe, że chłopak mógłby kogoś nimi zabić, jakby mocno uderzył.
Stał tak dłuższą chwilę lekko
otępiały i patrzył w lodówkę.
Naszła go przerażająca myśl –
Trzeba wybrać się na zakupy.
Wzdrygnął się niezadowolony.
Ostatnio nie wychodził często z mieszkania. Próbował odszukać w pamięci ostatni
dzień, kiedy wyściubił nos za drzwi. To było chyba dwa tygodnie temu, gdy
wynosił śmieci. Nie była to długa podróż, trzy metry korytarzem do zsypu i z
powrotem.
Przez chwilę rozważał opcję
śmierci głodowej, jednak głośne burczenie w brzuchu skłoniło go do decyzji o
zakupach. Tu jednak pojawił się kolejny problem. Kano obszedł całe mieszkanie,
kuchnie, sypialnie, salon. Zajrzał pod każdą poduszkę, do każdej szafki, do
dwóch portfeli jakie posiadał, oraz na swoje dawno nie używane konto bankowe.
Pieniędzy nie było. Znalazł może dwa trefle? No tak, całe swoje oszczędności
musiał przeznaczyć na zapłatę czynszu. A ostatnio nie mógł sobie znaleźć żadnej
roboty. Myślał nawet o zwykłym warzywniaku, ale myśl, o wstawaniu na siódmą do
pracy, była nie do zaakceptowania.
Jęknął więc donośnie, co by
wyrazić swoje niezadowolenie zaistniałą sytuacją. Dalej jęczał, gdy zakładał płaszcz
i otwierał drzwi. Zamknął się dopiero gdy wyszedł na korytarz, nie chciał sobie
narobić wstydu.
Musiał zdobyć jakieś pieniądze,
szczególnie, że za dwa tygodnie miał kolejny termin czynszu i potrzebował go
zapłacić. Nie sądził, że ot tak znajdzie pracę, więc postawił na kradzież paru
portfeli. Wyszedł na ulicę i powolnym krokiem udał się na przystanek
autobusowy. Wsiadł w pierwszą lepszą linię i przejechał kilka przystanków, aż
znalazł się po drugiej części dzielnicy. Wolał załatwiać takie sprawy z dala od
swojego mieszkania, żebyś ktoś nie zaczął węszyć.
Wysiadł i ruszył w kierunku
jednej z bardziej zatłoczonych ulic. O tej porze, w dodatku w weekend, kręciło
się tam dużo przechodniów, którzy pośpieszali w różnych kierunkach, zazwyczaj
zajęci rozmową telefoniczną na tyle, by nie spostrzec ręki wsuwającej się do
ich kieszeni.
Kano przedzierał się przez tą
powódź ludzi, wpadając kilkakrotnie na niektóre osoby i ukradkiem wyciągał
portfele z ich kurtek. Doszedł na koniec ulicy, szybko przeliczył zdobycze.
Miał trzy portfele, dwa cienkie, ale jeden był dość gruby, powinno tam być
trochę kasy.
Już miał iść dalej, gdy nagle
przypadkiem się z kimś zderzył. Była to dziewczyna, dokładnie jej się nie przyjrzał.
Korzystając jednak z okazji, zgarnął jej portfel i schował go do wewnętrznej
kieszeni płaszcza. Przeprosił grzecznie i udał się w swoją stronę. Chciał
przejechać się w inną część miasta. Nie lubił „pracować” w jednym miejscu.
Wtedy władze zaczynały się interesować i patrolować dany teren, co utrudniało
mu kradzieże. Doszedł do przystanku i sprawdził za ile będzie mieć autobus. Pięć
minut, nie było więc źle.
Wreszcie w oddali zaczął rysować
się zarys pojazdu. Autobus podjechał, otworzyły się drzwi, przez które wylał
się tłum ludzi, a kolejny zaczął się do niego wlewać. Kano już wsiadał, gdy
nagle ktoś złapał go za rękę. Może nie był to najsilniejszy uścisk, ale chłopak
nie był typem siłacza i z przerażeniem zauważył, że owy ktoś ciągnie go do
ciemnego zaułku.
Odwrócił się i zobaczył tą samą
dziewczynę co wcześniej. Drobna, białe włosy, jasne oczy. Kano poczuł się
zażenowany, że taka drobna, urokliwa istotka jest od niego silniejsza. Coś mu
świtało, że skądś kojarzy ową dziewczynę. Gdy ta ciągnęła go z dala od ludzi,
chłopak wreszcie sobie przypomniał.
- Yoku?! – zdziwił się i otworzył szeroko
oczy. – To ty?!
Białowłosa spojrzała na niego z
lekkim zaskoczeniem. Zmierzyła go wzrokiem, a gdy już znaleźli się w odludnej
uliczce, prychnęła na niego wściekła.
- Kim ty jesteś, żeby kraść mi
portfel?! Masz mi go w tej chwili oddać!
- Luz, luz, Yoku, to ja!
Pamiętasz?
Dziewczyna przyglądała mu się,
był od niej dużo wyższy, sięgała mu pod szyje, więc musiała zazierać wysoko
głowę. Po chwili zaczęła go rozpoznawać, otworzyła oczy ze zdziwienia i… Dała
mu z całej siły w policzek.
Kano zdziwił się i potarł
obolałą twarz.
- A to niby za co?! – Jęknął.
- To tak mnie witasz? Mógłbyś
być bardziej kreatywny! Ile to się już nie widzieliśmy?
Kano zamilkł, nie wiedząc co
powiedzieć. Po chwili jednak drgnął i przypomniał sobie, z powinien zwrócić jej
portfel. Wyciągnął go i drapiąc się po karku wręczył go dziewczynie.
- Przepraszam za to, nie
poznałem cie w pierwszej chwili. Co tu robisz? - bąknął zakłopotany.
- Tajne przez poufne, nie mogę powiedzieć
– uśmiechnęła się i udała, że zasuwa usta.
Kano zaśmiał się pod nosem. Dziewczyna
nie zmieniła się jakoś bardzo od ich ostatniego spotkania. Urosły jej trochę
włosy, wydawały się też jaśniejsze niż wcześniej. Ale to była dalej ta sama
stara Yoku, z szerokim, ciepłym uśmiechem na ustach.
Jednak Kano dalej był ciekawy,
co dziewczyna tu robi. Szybko przeliczył pieniądze w pozostałych portfelach.
Była to całkiem niezła sumka.
- Dałabyś zaprosić się do
kawiarni? Znam cichy lokal, kilka ulic stąd, nie masz nic przeciwko? –
zaproponował.
Yoku zastanawiała się chwilę, zaskoczona tak nagłą propozycją, ale wreszcie zgodziła się.
Yoku? Wreszcie to napisałam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!