28 marca 2018

Od Jeanette - Quest #51

   Wiecie, czego nie mówić na wejściu do szpitala psychiatrycznego, kiedy ma się tam do załatwienia kilka spraw? "Dzień dobry, gdzie mogę się powiesić?", jednocześnie zdejmując z siebie płaszcz. Już na wejściu wszyscy patrzyli się na mnie podejrzliwie, jakbym zwiała z podobnej placówki. Po przejrzeniu się w lustrze jednak stwierdziłam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ta sama nudna, chłopięca twarz, te same nudne, czarne ubrania. Wszystko po staremu. Pewnie chodzi im o całokształt, jaki to wszystko tworzyło. No cóż, nieważne. Oddam kilka listów i się stąd zmywam, nie zamierzam zostawać tu ani chwili dłużej, niż to potrzebne. Podeszłam do recepcji, zarzuciłam słynnym tekstem o wieszaniu się, na co recepcjonistka spojrzała na mnie jak na ciężko skrzywdzoną osobę, której natychmiast trzeba udzielić pomocy wykwalifikowanego psychiatry, bo inaczej zwinie się w kłębek i umrze. No cóż, trudno. Uniosłam obie ręce w obronnym geście pod tytułem "hej, ja tylko żartowałam" i dla podkreślenia mojej wiarygodności, zamachałam pęczkiem listów, które miałam przekazać. 
 — Nie oszalałam, proszę się o mnie nie martwić. — powiedziałam, opierając się o ladę. — Przyszłam tu tylko oddać kilka listów. Przekażę je i już sobie idę. Naprawdę. Nie chcę sprawiać kłopotu dłużej, niż to konieczne, bo nie o to nam chodzi, prawda? 
 — Dobrze. — Dziewczyna spojrzała na mnie nieufnie, jakbym zaraz miała zedrzeć z siebie koszulkę i ukazać pas szahida gotowy do detonacji. Uwielbiam budzić zaufanie u ludzi. — Czy mogłaby pani podać nazwiska adresatów? 
 — Oczywiście, proszę mi dać moment.. — Rzuciłam je wszystkie na blat, na co ona się lekko cofnęła. Zaczęłam przetrząsać koperty w poszukiwaniu nazwisk. — Hawk, Ashland, Moore, Brown..
 — Pacjenci Brown i Moore znajdują się pod stałą obserwacją. — Przerwała mi. Co za brak kultury. Poza tym, co mnie to obchodzi? Ja mam tylko dostarczyć kilka rzeczy. — Dlaczego ktoś miałby do nich pisać? Kiedy ostatni raz pani badała się u psychologa?
Zaśmiałam się gorzko. Tak, pomyłka, to od razu że pseudolistonosz od razu chory psychicznie. Nie, naprawdę, mogę już sobie iść? Teraz chcę stąd uciec jeszcze bardziej. Przecież jestem okazem zdrowia psychicznego. I wcale nie dzięki temu, że biorę kilkanaście tabletek co rano, żeby nie oszaleć.
 — Dosyć dawno. — odpowiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą. — Minęło już chyba kilka lat, ale nie odczuwam takiej potrzeby. Czy mogę przekazać te listy? Za to mi płacą, a moim hobby zawsze było nieumieranie z głodu. 
 — Nalegam na badanie, pierwsze jest bezpłatne. — Podała mi jakąś ulotkę, zapewne z numerem telefonu, godzinami otwarcia i takich tam pierdół. — Pomoże to pani pomóc..
 — Nie potrzebuję pomocy. — Tym razem pokazałam, że to moja matka miała gdzieś moje wychowanie. — Naprawdę, nie jestem chora psychicznie. Chcę tylko zostawić te listy i pójść do domu. Naprawdę. Chcę spokoju..
 — Może zatrzymamy panią na obserwację, pani nazwisko..? — Zaczęła wstukiwać coś na klawiaturze.
 — Jezuspierdolonychrystus. — jęknęłam, łapiąc się za głowę. — Wszystko ze mną w porządku. Jeanette Twardowski-Rizzoli, pracuję w policji, jestem już po testach i naprawdę nie jestem chora psychicznie. Może pani to sprawdzić. Mogę dać pani numer do kapitan..
 — Osoby pracujące w służbach mundurowych często mają problemy ze sobą. — zaćwierkała tak uroczo, że podniosła mi poziom cukru we krwi. — Tym bardziej nalegam. Zwłaszcza, że badania mogą być nieaktualne..
Po kilkunastu minutach użerania się z nią w końcu udało mi się wymsknąć z sideł "chcemy ci pomóc" i przekazać te chędożone listy. Nie zajęło mi to dużo czasu, a pacjenci byli szczerze zdziwieni, że je dostali. Nie moja broszka, ja miałam je tylko przekazać. Niestety, żeby wyjść na dwór musiałam znowu przejść przez recepcję, gdzie z wyciągniętymi szponami i szerokim uśmiechem czekała na mnie blondynka za ladą, jakbym jednak się zdecydowała na badanie. Biedactwo chyba jest po trepanacji mózgu. Kiedy po raz kolejny zagadnęła mnie o moje zdrowie psychiczne, nie wytrzymałam i zadzwoniłam po Blake, żeby udowodniła to, że mówię prawdę. Na szczęście przyjechała i to zrobiła, a ja miałam ochotę ją wyściskać. Umililiśmy też pacjentom życie, w końcu radiowóz na sygnale to też jakieś urozmaicenie. Zwłaszcza w miejscu, w którym nic się nie dzieje. Wyszłam stamtąd najszybciej jak mogłam, nie szczędząc podziękowań mojej ukochanej pani kapitan. Już nigdy nie powiem na nią złego słowa, przysięgam. Oszczędziłam sobie jednak komentarza "głosy w mojej głowie mówią mi, że.." na wyjściu, chociaż z perspektywy czasu teraz tego żałuję. Może będzie inna okazja.

Zaakceptowano

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits