04 marca 2018

Od Alexa C.D Azami

Błagam... Powiedzcie, że ona sobie ze mnie kpi w tym momencie. Nie dość, iż zaciągnęła mnie niemal na drugi koniec kraju, gdzie każdy dzień kończyłem z błogą świadomością, że wciąż jeszcze żyje, to na domiar wszystkiego ona jeszcze mi tu w deprechę popada? Nie widzę bowiem innej przyczyny na to, by nagle zapomniała, w jakiej sytuacji się znajdujemy, a raczej znajdowaliśmy się kilka dni temu. Chyba, że najzwyczajniej w świecie się zgrywa, udając, iż nie pamięta niczego... od praktycznie samego początku? Poczułem dziwne uczucie deja vu, którego dość szybko się pozbyłem, odpychając od siebie dziewczynę i stając naprzeciw niej. Zmierzyłem ją chłodnym spojrzeniem, by zaraz po tym ponownie sięgnąć po czekające na mnie buty w celu ich założenia. Cały ten czas czułem na sobie uważny wzrok Azami, której do ukazania swojego humoru brakowało już tylko rytmicznego podrygiwania nogą... oho, i oto jest.
— Odpowiesz mi w końcu czy mam cię zmusić siłą do gadania? — zapytała w końcu zdenerwowana.
Poświęciłem jej zaledwie sekundę swojej uwagi, zauważając w ten sposób jej skrzyżowane na piersi ramiona oraz wyraz twarzy nasuwający na myśl ogólną żądzę mordu, która z powodu żadnych innych ścierw w pobliżu, zostanie zapewne wyładowana na mnie. Znowu. Nie dając jednak po sobie poznać, jak bardzo i mnie wkurwia już ta cała sytuacja, skupiłem się na zawiązywaniu sznurówek oraz krótkiej, zdawkowej odpowiedzi.
— Brałaś w tym wszystkim udział, przypomnij sobie. — Rzuciłem, przenosząc spojrzenie z prawego na lewego buta.
W tym samym czasie czułem wręcz natarczywy wzrok, który wypalając dziurę w tyle mojej głowy, świadczył o wyraźnym niezadowoleniu mojej rozmówczyni. Ja jednak tak jak wiele razy wcześniej, miałem to głęboko gdzieś, w spokoju kończąc wcześniej rozpoczętą czynność. Jak można się oczywiście spodziewać, tuż po postawieniu stopy na podłogę i ruszeniu w stronę wyjścia, znów zostałem szarpnięty za ramię, co poskutkowało lekkim zderzeniem się ze ścianą. Przede mną natomiast pojawiła się... słowo wkurwiona jest zbyt słabe do określenia grymasu twarzy Azami. Niestety, miała takiego pecha, że mnie również się to wszystko nie uśmiechało.
— Ty masz jakiś tik z tą ścianą czy jak? — warknąłem, ponownie odsuwając się od wcześniej wspomnianego elementu budownictwa.
— Odpowiesz mi w końcu, co tu się dzieje?! — krzyknęła niemal natychmiast, zaciskając dłonie w pięści.
Zamiast jednak spełnić jej rozkaz, jak gdyby nigdy nic złapałem za klamkę drzwi w celu opuszczenia tego pokoju, a także odcięcia się od swojej rozmówczyni, lecz ta najwyraźniej przejrzała moje zamiary. Opierając całe ciało o ten kawał drewna, w jej mniemaniu zablokowała mi tym samym drogę ucieczki. Zapomniała niestety, że już raz tak zrobiła, a ja bez problemu je otworzyłem. To było zaledwie wczoraj, aż tak krótką pamięć ma... czekaj no, chwila moment.
— Kpisz sobie ze mnie, no nie? — rzuciłem w jej stronę, nadal wierząc w to, że ta najzwyczajniej w świecie się zgrywa — To przecież niemożliwe, żeby tak nagle zapomnieć, co działo się przez kilka ostatnich tygodni i to akurat od momentu rozpoczęcia tego całego bagna.
Po jej minie wiedziałem jednak, że takie coś jest możliwe. Ostatnią iskierkę nadziei zgasiły także jej słowa potwierdzenia, które w połączeniu z lekko zagubionym wzrokiem, nie pozostawiały żadnych wątpliwości czy też domysłów, iż to po prostu zwykły żart, słabej jakości dowcip, a za chwilę wybuchnie głośnym śmiechem z hasłem "Mam cię!". Tak się jednak nie stało, a mnie nie pozostawało już nic innego jak przeklinanie pod nosem, a w celu wyładowania zbędnych emocji, z całej siły kopnąłem w pobliską szafkę, w wyniku czego rzeczy w niej się znajdujące zmieniły swoje położenie.
— Jasny gwint... — wymruczałem, zwracając co najmniej wkurzony wzrok w kierunku Azami i omal na nią nie wrzeszcząc, zacząłem — Powiedzieć ci, co się wydarzyło? Nie ma sprawy. Wszystko było od początku zaplanowane, ale nie przez ciebie. Ten twój pilocik, zamiast wylądować na lotnisku, wysadził nas na jakimś zadupajewie, gdzie już na nas czekali. Chciałaś ratować rodzeństwo, a sama wpakowałaś się w łapy jakiejś bandy pomyleńców uznających się za lekarzy. Nie muszę opisywać chyba ich radości, kiedy zamiast jednego okazu do badań, drugi dostali w prezencie. — w tamtym momencie podciągnąłem rękaw koszulki, ukazując jej w ten sposób bladoróżową plamę wielkości monety — Próbowali mnie spalić żywcem, a kiedy im się to nie udało, zaczęli używać coś jakby lutownic. A wtedy niespodziewana radość, obiekt 926 zaczął się nawet sam uleczać. Tak, doskonały materiał dostali, nie ma co. Trwało to ponad trzy tygodnie, gdy w końcu postanowiłaś zaszczycić mnie swoją obecnością. Wtedy już wszystko poszło gładko.
W tym momencie przerwałem, odrywając wzrok od wyraźnie zaskoczonej dziewczyny, kierując go na tę cholerną ścianę obok. Cisza panująca po moich słowach wręcz przytłaczała, jednak ani myślałem ją przerwać. W głowie bowiem znów pojawił się obraz, który zapewne zapamiętam do końca mojego zasranego życia.
— Gładko? — zapytała, robiąc krok w moją stronę. Ja natomiast dalej stałem do niej bokiem, głową zwrócony w przeciwnym kierunku — Co masz na myśli tak mówiąc?
— Sprawdzali, jak ciężkie rany jestem w stanie wyleczyć i czy jestem odporny na ogień pod każdą postacią. Ja sprawdziłem to samo na nich. — odparłem beznamiętnie, spoglądając przelotnie na jej twarz — Skutek był taki, że niemal cały personel poszedł z dymem, a reszta pacjentów rozbiegła się we wszystkie możliwe strony. Wśród nich szukaliśmy twojego rodzeństwa, ale jak powiedział nam jakiś gościu, kilka dni przed naszym przybyciem wywieźli ich na dodatkowe badania do innego miasta. Po tym wpadłaś w kompletną paranoję i byłaś gotowa iść na piechotę niemal przez cały stan, co mnie niespecjalnie się podobało. Koniec końców jesteśmy tutaj, od tygodnia szukając jakichś informacji na ich temat.
Po tych słowach zapadła kompletna cisza, w czasie której jeden patrzył na drugiego, niezbyt wiedząc, co teraz zrobić. Ja, ponieważ do jednego problemu na głowie doszedł kolejny w postaci zaniku pamięci dziewczyny, a ona... chyba dlatego, że bez większych zahamowań przyznałem się do zbiorowego morderstwa.
— Tutaj to znaczy gdzie? — usłyszałem, a po chwili w ramach zrozumienia — Nadal w Miami?
— Nie. — odpowiedziałem niemal natychmiast, dodając — Witamy w mieście o nazwie Tampa.

Azami? Syriusz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits