Kiedy tylko statek się zatrzymał, a moim oczom ukazał się widok
jak po przejściu tornada, od razu zdałem sobie sprawę z tego, dokąd to
też pokierował nas Viper. Z wiarą podszedłem bliżej burty, chcąc
dokładniej przyjrzeć się odległemu, kamienistemu i nieprzyjemnie
wyglądającemu brzegowi, mając przy okazji nadzieję na to, że to tylko
sen. Niestety, pomimo faktu, iż nadzieja matką głupich, a każda matka
kocha swoje dzieci, musiałem pogodzić się z rzeczywistością. Słowa Tyks
dobiegające zza moich pleców, a skierowane zapewne do bruneta, jedynie
utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Najbardziej zapyziała dziura w tym
wymiarze, na której terenie obiecałem sobie nigdy nie postawić stopy. W
większości zamieszkiwana przez ludzi o zwyczajach jaskiniowców, dla
których najważniejsze było to, by zgadzała się kasa. Z tych właśnie
powodów, nie wspominając oczywiście o setkach innych, nie chciałem
znaleźć się na terenach Qan'rat. No i masz ci, kurwa, babo placek.
Po krótkiej wymianie zdań, do której już dołączyłem, odchodząc
tym samym od burty, postanowiliśmy sprawdzić szkody, jakich dokonaliśmy
podczas naszego „sterowania". Chociaż nie można tak nazwać sytuacji,
podczas której jeden chce ominąć przeszkodę lewą stroną, a drugi —
prawą, przy czym oboje trzymają koło sterowe. Aż dziwne, że sam Viper
nie poczuł tego kiwania się statku na każdą możliwą stronę, siedząc w
kajucie kapitana i ustalając nasz kurs. Nawiasem mówiąc, dość kiepsko mu
to poszło. Nie dość, że ominęliśmy Assyrio szeroookim łukiem, to
jeszcze nie wiadomo kiedy minęliśmy Imperium. Taa, kapitanem statku to
on zdecydowanie nie będzie, a ta psycholka to już całkiem. Kto inny
bowiem wpadłby na tak zacny pomysł, by zamiast ominąć pojedynczą skałę
od strony bezpiecznego morza, skierować statek bardziej w kierunku
brzegu, nafaszerowanego wręcz wystającymi z wody, kamiennymi kłami? To
trzeba nazywać się Tyksona, by wpaść na taki super plan. Przypominając
sobie tę sytuację, odruchowo poszukałem wzrokiem dziewczyny, chcąc po
raz kolejny wyzwać ją od tłumoków oraz innych, niezbyt pozytywnie
odbieranych przez społeczeństwo osób. Nim jednak zdążyłem się odezwać,
ta już zniknęła pod pokładem, za zadanie mając ocenić uszkodzenia statku
w jego wnętrzu. Nie widząc zatem żadnego wyjścia, pomogłem chłopakowi
zwinąć żagle i opuścić kotwice, by następnie z grymasem niezadowolenia
na twarzy opuścić statek i ocenić szkody z zewnątrz. Wykorzystując
sznurową drabinę, zeszliśmy na jeden z licznych kamiennych jakby
pomostów, które biegnąc prostopadle do linii brzegu, zajmowały całą jego
długość w zasięgu wzroku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to,
że nasz statek był tutaj jedynym tego typu środkiem transportu. Żadnych
innych, nawet zwykłych łódek. Zupełnie, jakby ta część Delty była
opuszczona, zapomniana. I może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego ta sytuacja
przypomina mi tą przedstawioną w filmie „Jurassic World"?
- Ster wydaje się w porządku. Jak tam dziób? - z wizji o
chodzącym gdzieś w puszczy za nami tyranozaurze, w towarzystwie
biegających velociraptorów, wyrwał mnie głos Vipera.
Tępym wzrokiem zmierzyłem przód statku, nie widząc w nich
żadnych niepokojących zmian poza lekkimi szramami będącymi
pozostałościami po spotkaniu dech ze skałami. Nim zdążyłem jednak
powiedzieć, że wszystko jest ok, dostrzegłem pewien problem.
- Jest dziura. - Nie powiem, niesamowicie ambitna odpowiedź.
Gdy chłopak podszedł bliżej mnie, skinieniem głowy wskazałem
na ów uszczerbek w burcie statku. Kiedy jednak ponownie spojrzałem w jej
stronę, nie widziałem już otworu, a jedynie wyrażającą czystą kpinę
twarz Tyks.
- Mam dwie dobre i dwie złe wiadomości. Które wolicie
najpierw? — nie czekając na naszą reakcję, kontynuowała — Dobre są
takie, że nie zauważyłam niczego innego, co mogłoby stanowić problem. A
ta dziura jest dosyć mała, załatanie jej to pryszcz.
- A te złe? - zapytał chłopak stojący obok mnie, kiedy między nami zapadła cisza.
- Z każdą falą woda wlewa się do środka. Jak tak dalej
pójdzie, góra cztery dni i statek skończy na dnie jak Titanic. Jakby
tego było mało, nie ma tu niczego, czym moglibyśmy załatać dziurę... i
chyba żadne z nas nie potrafi tego zrobić.
W tym momencie spojrzeliśmy wzajemnie na siebie, czekając
chyba na to, aż któreś z nas zaprzeczy. Kiedy jednak tak się nie stało,
Tyksona westchnęła głęboko, znikając nam z oczu. Pojawiła się po
krótkiej chwili, podobnie jak ja oraz Viper przedtem schodząc na
kamienny pomost. W rękach trzymała natomiast sporej wielkości jutowy
worek, którego zawartość wydawała charakterystyczny, metalowy odgłos,
roznoszący się przy każdym jej kroku. Kiedy podeszła do naszej dwójki,
nastąpiła nowa wymiana zdań, w wyniku której doszliśmy do wniosku, że
musimy opuścić ten pseudo port i wejść do lasu przed nami w poszukiwaniu
pomocy lub czegoś, co mogłoby nam pomóc. Z nietęgą miną zabrałem kilka
sztuk broni, które należały niegdyś do piratów, a następnie ruszyłem tuż
za oddalającym się Viperem oraz Tyks. Zanim jednak postawiłem stopę na
brzegu, z niebywałym trudem zmieniłem postać na wilczą. No tak,
zapomniałem. Nie dość, że decha zabita dziurami, to jeszcze magia
niespecjalnie tutaj działa. Po prostu zajebiście.
Kilka minut później szliśmy już podejrzanie wydeptaną
ścieżką, ciągnącą się wgłąb tajemniczego lasu. Po dłuższej chwili do
moich uszu dobiegł odgłos... bębna? Przez chwilę nasłuchiwałem tego
dźwięku z pyskiem zwróconym w jego stronę, aż w końcu przystanąłem
raptownie, nie zwracając wszelkiej uwagi na swoich towarzyszy.
Tyks? Viper? Może by tak wreszcie zadrzeć z gangiem voodoo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!