18 lutego 2018

Od Alexa C.D Viper, Tyks

Kiedy tylko statek się zatrzymał, a moim oczom ukazał się widok jak po przejściu tornada, od razu zdałem sobie sprawę z tego, dokąd to też pokierował nas Viper. Z wiarą podszedłem bliżej burty, chcąc dokładniej przyjrzeć się odległemu, kamienistemu i nieprzyjemnie wyglądającemu brzegowi, mając przy okazji nadzieję na to, że to tylko sen. Niestety, pomimo faktu, iż nadzieja matką głupich, a każda matka kocha swoje dzieci, musiałem pogodzić się z rzeczywistością. Słowa Tyks dobiegające zza moich pleców, a skierowane zapewne do bruneta, jedynie utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Najbardziej zapyziała dziura w tym wymiarze, na której terenie obiecałem sobie nigdy nie postawić stopy. W większości zamieszkiwana przez ludzi o zwyczajach jaskiniowców, dla których najważniejsze było to, by zgadzała się kasa. Z tych właśnie powodów, nie wspominając oczywiście o setkach innych, nie chciałem znaleźć się na terenach Qan'rat. No i masz ci, kurwa, babo placek.
Po krótkiej wymianie zdań, do której już dołączyłem, odchodząc tym samym od burty, postanowiliśmy sprawdzić szkody, jakich dokonaliśmy podczas naszego „sterowania". Chociaż nie można tak nazwać sytuacji, podczas której jeden chce ominąć przeszkodę lewą stroną, a drugi — prawą, przy czym oboje trzymają koło sterowe. Aż dziwne, że sam Viper nie poczuł tego kiwania się statku na każdą możliwą stronę, siedząc w kajucie kapitana i ustalając nasz kurs. Nawiasem mówiąc, dość kiepsko mu to poszło. Nie dość, że ominęliśmy Assyrio szeroookim łukiem, to jeszcze nie wiadomo kiedy minęliśmy Imperium. Taa, kapitanem statku to on zdecydowanie nie będzie, a ta psycholka to już całkiem. Kto inny bowiem wpadłby na tak zacny pomysł, by zamiast ominąć pojedynczą skałę od strony bezpiecznego morza, skierować statek bardziej w kierunku brzegu, nafaszerowanego wręcz wystającymi z wody, kamiennymi kłami? To trzeba nazywać się Tyksona, by wpaść na taki super plan. Przypominając sobie tę sytuację, odruchowo poszukałem wzrokiem dziewczyny, chcąc po raz kolejny wyzwać ją od tłumoków oraz innych, niezbyt pozytywnie odbieranych przez społeczeństwo osób. Nim jednak zdążyłem się odezwać, ta już zniknęła pod pokładem, za zadanie mając ocenić uszkodzenia statku w jego wnętrzu. Nie widząc zatem żadnego wyjścia, pomogłem chłopakowi zwinąć żagle i opuścić kotwice, by następnie z grymasem niezadowolenia na twarzy opuścić statek i ocenić szkody z zewnątrz. Wykorzystując sznurową drabinę, zeszliśmy na jeden z licznych kamiennych jakby pomostów, które biegnąc prostopadle do linii brzegu, zajmowały całą jego długość w zasięgu wzroku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nasz statek był tutaj jedynym tego typu środkiem transportu. Żadnych innych, nawet zwykłych łódek. Zupełnie, jakby ta część Delty była opuszczona, zapomniana. I może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego ta sytuacja przypomina mi tą przedstawioną w filmie „Jurassic World"?
- Ster wydaje się w porządku. Jak tam dziób? - z wizji o chodzącym gdzieś w puszczy za nami tyranozaurze, w towarzystwie biegających velociraptorów, wyrwał mnie głos Vipera.
Tępym wzrokiem zmierzyłem przód statku, nie widząc w nich żadnych niepokojących zmian poza lekkimi szramami będącymi pozostałościami po spotkaniu dech ze skałami. Nim zdążyłem jednak powiedzieć, że wszystko jest ok, dostrzegłem pewien problem.
- Jest dziura. - Nie powiem, niesamowicie ambitna odpowiedź.
Gdy chłopak podszedł bliżej mnie, skinieniem głowy wskazałem na ów uszczerbek w burcie statku. Kiedy jednak ponownie spojrzałem w jej stronę, nie widziałem już otworu, a jedynie wyrażającą czystą kpinę twarz Tyks.
- Mam dwie dobre i dwie złe wiadomości. Które wolicie najpierw? — nie czekając na naszą reakcję, kontynuowała — Dobre są takie, że nie zauważyłam niczego innego, co mogłoby stanowić problem. A ta dziura jest dosyć mała, załatanie jej to pryszcz.
- A te złe? - zapytał chłopak stojący obok mnie, kiedy między nami zapadła cisza.
- Z każdą falą woda wlewa się do środka. Jak tak dalej pójdzie, góra cztery dni i statek skończy na dnie jak Titanic. Jakby tego było mało, nie ma tu niczego, czym moglibyśmy załatać dziurę... i chyba żadne z nas nie potrafi tego zrobić.
W tym momencie spojrzeliśmy wzajemnie na siebie, czekając chyba na to, aż któreś z nas zaprzeczy. Kiedy jednak tak się nie stało, Tyksona westchnęła głęboko, znikając nam z oczu. Pojawiła się po krótkiej chwili, podobnie jak ja oraz Viper przedtem schodząc na kamienny pomost. W rękach trzymała natomiast sporej wielkości jutowy worek, którego zawartość wydawała charakterystyczny, metalowy odgłos, roznoszący się przy każdym jej kroku. Kiedy podeszła do naszej dwójki, nastąpiła nowa wymiana zdań, w wyniku której doszliśmy do wniosku, że musimy opuścić ten pseudo port i wejść do lasu przed nami w poszukiwaniu pomocy lub czegoś, co mogłoby nam pomóc. Z nietęgą miną zabrałem kilka sztuk broni, które należały niegdyś do piratów, a następnie ruszyłem tuż za oddalającym się Viperem oraz Tyks. Zanim jednak postawiłem stopę na brzegu, z niebywałym trudem zmieniłem postać na wilczą. No tak, zapomniałem. Nie dość, że decha zabita dziurami, to jeszcze magia niespecjalnie tutaj działa. Po prostu zajebiście.
Kilka minut później szliśmy już podejrzanie wydeptaną ścieżką, ciągnącą się wgłąb tajemniczego lasu. Po dłuższej chwili do moich uszu dobiegł odgłos... bębna? Przez chwilę nasłuchiwałem tego dźwięku z pyskiem zwróconym w jego stronę, aż w końcu przystanąłem raptownie, nie zwracając wszelkiej uwagi na swoich towarzyszy.

Tyks? Viper? Może by tak wreszcie zadrzeć z gangiem voodoo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits