06 stycznia 2018

Od Somina C.d Maeve - Walka z Najadą

Zatrzymałem się, parząc prosto w jej oczy zimnym spojrzeniem. Druga ręka już wisiała na rączce noża, gdyby zrobiło się gorąco.
- O co ci chodzi? Nie przyszedłem tu z tobą walczyć, chyba że to ty jesteś jedną z Najad.
- Kim? – zrobiła duże oczy.
- Nie ważne. – zerwałem jej uchwyt.
- Czekaj no chwileczkę! Jak można być tak obojętnym?
- Jak można być tak upierdliwym. – odwróciłem się i poszedłem dalej.
- Tchórz, bez walki ucieka.
- Była, uznajmy to za remis. Nie obławiam się na małych płotkach. – machnąłem do niej na pożegnanie, nie odwracając się w jej stronę.
Nóż świsnął mi koło i wbił się w sam środek drzewa, które stało przede mną. Zatrzymałem się na chwilę.
- Małą płotką, ja?! Jak śmiesz! Kolejny krok będzie twoim ostatnim, jak się natychmiast nie odwrócisz!
- Czy to tak przystoi wbijać komuś nóż w plecy lub znienacka kogoś atakować? – grzecznie zapytałem.
Burzowe chmury walnęły piorunem w drzewo, przy którym stała dziewczyna. Odskoczyła, wpadając na jakiś krzak. Nie musiała tego robić. Zabijać nie miałem zamiaru. To było tylko ostrzeżenie. Płonące szczątki kilkusetletniego drzewa są dość jasnym przekazem.
-Twoja kolejna próba zatrzymania mnie skończy się z hukiem. Nie łaź za mną, Najady nie przepadają za innymi kobietami. – ruszyłem dalej.
Chodziłem po lesie, szukając nawet najmniejszego źródła wody, przy którym mogłyby gromadzić się te zabójczynie. Polowały na młodych przystojnych mężczyzn, pojawiając się dosłownie znikąd. Błąkając się po lesie, nie wiedziałem już, gdzie się znajduję. Nie był to jednak żaden problem. Zawsze mogłem wrócić powietrzną drogą. Wielokrotnie tak już wracałem po nieudanych poszukiwaniach. Dziś miałem jednak szczęście. Idąc wokół jeziora, na drugim brzegu dostrzegłem kąpiącą się postać. Najada, czy kolejna zdziczała dziewczyna? Przyśpieszyłem kroku, by nie uciekła mi do lasu. Omijałem wodę, obserwując ją uważnie kątem oka.
Kiedy suszyła się na brzegu, dostrzegła z dystansu, jak się zbliżam. Na mój widok szybko się uwinęła i wbiegła do lasu.
- Teraz się przekonamy, czy jest z niej prawdziwa Najade. – powiedziałem do siebie, wolno spacerując brzegiem.
Na piasku leżał czarny przedmiot. Dopiero po bliskich oględzinach stwierdzić mogłem, że dziewczyna zapomniała o czymś pod bluzkę. Podniosłem stanik, rozglądając się wokół.
- To moje…
Usłyszałem czyjś głos, ale nie nikogo nie mogłem dostrzec, chociaż wiedziałem, skąd dobiegał.
- Możesz mi go oddać, proszę?
Myślałem przez chwilę, że mam omamy, kiedy zza krzaka wyjrzała jasnowłosa dziewczyna.
- Oczywiście. – uśmiechnąłem się i pot rzedłem bliżej ze znaleziskiem w dłoni.
Jestem ciekaw, jak zareaguje Najade na szczerą osobę bez wstydu. Trzeba tylko upewnić się, że jest potworem, a nie obywatelem Imperium. Zawsze też można by ją było zamknąć na dobę w pomieszczeniu bez dostępu do wody. Gdybym tylko wiedział, gdzie jestem, pewnie skorzystałbym z tej drugiej opcji.
Kobieta miała na sobie krótkie spodenki i lekko prześwitującą bluzkę od wilgotnej skóry. Wyciągnęła rękę po swoją własność, a ja podałem jej to, o co mnie prosiła. Byłem mile zaskoczony. Tyle dni plątania się po lesie się w końcu opłaciły. Jeśli nie okaże się potworem, chętnie zabiorę ją do siebie.
- Jak się tu znalazłaś? Zbłądziłaś? – odwróciłem swój wzrok.
Dziewczyna cichutko zachichotała i zaczęła zakładać stanik pod swoją koszulką.
- Nie zbłądziłam. Za to ty wyglądasz, jakbyś zabłądził.
- Owszem, trochę zbłądziłem, ale to jeszcze nie powód do paniki. Póki spotykam ludzi, jest dobrze.
Kobieta znów się lekko zaśmiała i wyszła z zarośli, zapinając się z tyłu. Udawanie nic nieświadomego mnie boli, ale czego się nie robi dla dobra ogółu.
- Nie boisz się zostać na noc w lesie pełnym potworów? Jak nie ruszysz w stronę miasta, to do zmierzchu nie zdążysz.
- Miasto to w tę stronę? – mniej więcej wskazałem kierunek, w którym bym się udał.
Piękność, którą poznałem, złapała mnie za rękę i odkręciła o całe sto osiemdziesiąt stopni. Na jej twarzy pojawił się uśmiech i dwa małe rumieńce. Jej ręka była tak miękka w dotyku, że przeszedł mnie dreszcz po plecach.
- Oj zbłądziłeś kolego. – opuściła moją dłoń, lecz jej nie puściła.
Zdejmie jeszcze tylko jakąś część ubrania, a skończy z zimną stalą w swoim sercu, powodując rozerwanie naczynia krwionośnego. Tak szybka utrata krwi uśpiłaby każdego w kilka sekund. Najbardziej w tym wszystkim przeżywałem jednak to, że dom był w zupełnie innym kierunku, co mi się wydawało. Przecież nie mam tak kiepskiej orientacji w terenie…
- Jak ci na imię – zapytałem.
- Loli, a twoje.
- Somin.
- Nie słyszałam. – przekrzywiła głowę.
- Mieszkam w Imperium, ale nie z niego pochodzę.
- Zagraniczny? – objęła moją dłoń i przycisnęła do swoich piersi.
Wewnętrznie czułem, że sam ją zaraz rozbiorę. Te potwory wręcz urodzone zostały do podrywania. Całe mięciutkie, milutkie, ciepłe i przeurocze.
- Całe życie w spędziłem w Imperium, moja rodzina była zagraniczna.
- Była?
- Matka zmarła szesnaście lat temu.
- Musiało być ci ciężko. – przytuliła się do mnie całkowicie.
- Wszystko gra. Zdążyłem już sobie życie poukładać.
- To dobrze… wracając. – oderwała się ode mnie. – Podobał ci się mój stanik?
- Sam w sobie imponujący nie był, ale teraz w pełnej okazałości…
Patrzyłem na jej mokrą bluzkę. Kiedy się przytuliła, cała woda wsiąkła w materiał. Loli spojrzała w dół i się zaczerwieniła.
- Nie zdążyłam wyschnąć… - ściągnęła bluzkę i wycisnęła z niej wodę. – Zimno się robi.
Nagiąłem zasady dotyczące, iż to ona miała się zaoferować, ale dłużej już nie mogłem się powstrzymywać. Ta rozmowa mogła jeszcze trwać i trwać.
- Może cię ogrzeję? Od razu się rozgrzałaś od mojego spojrzenia. – położyłem swoją dłoń na policzku i popatrzyłem jej w oczy.
- Troszeczkę się rozgrzałam, to prawda. – położyła swoje ręce na mojej szyi.
- Miałabyś coś przeciwko drobnej igraszce w lesie?
- Teraz? Tutaj? – dziewczyna płonęła na policzkach.
Wyglądała na zdezorientowaną. Widocznie musiałem ją zaskoczyć swoją ofertą. Fakt faktem nie wyglądam na kogoś, kto ma prawie siedemdziesiąt lat. Loli przygryzła wargę i odwróciła wzrok.
- Nigdy wcześniej tego nie robiłam…
- W takim razie to będzie i mój pierwszy raz… - sięgnąłem za plecy po nóż.
Ostrze zatrzymało się tuż przy jej szyi. Ostry zaokrąglony koniec dotykał jej gładkiej skóry.
- Jeden niepotrzebny ruch lub słowo, a skończymy to przesłuchanie.
Dziewczyna zacisnęła swoje dłonie. Cała była spięta, a twarz miała jak z horroru. Będąc tak blisko, czułem jak za wszelką cenę, Loli chce utrzymywać minimalny dystans, by mnie nie dotykać.
- Jesteś Najadą?
-Nie!
Spojrzałem głęboko w jej oczy. Ciężko było w nich znaleźć prócz strachu.
- Co tutaj sama robisz?
- Mieszkam tu. Niedaleko mam drewnianą chatkę. Jestem sama.
- Nie mówisz za dużo? – odniosłem nóż do góry.
Skóra delikatnie zrobiła się czerwona i w niektórych miejscach zaczęła wypływać znikoma ilość krwi.
- Przepraszam! – odgięła głowę do tyłu.
- Cicho!
Widać było wyraźnie, jak szybko bije jej serce. Cała drżała, a jej klatka piersiowa nieregularnie nabierała i wypuszczała powietrze.
Cholera! Narobiła mi apetytu. Jeśli to, co mówi, jest prawdą, nie mogę jej nic zrobić. Mam swój honor i świadomie nikogo nie skrzywdziłbym bez powodu.
- Dobrze, zaprowadzisz mnie tam. Ale jest jeden warunek. Przez cały dzień, aż do tej godziny następnego dnia, nie wolno ci tknąć wody.
- Obiecuję! Tylko proszę, nie rób mi krzywdy.
Loli w dalszym ciągu była jeszcze mokra po swojej kąpieli. Trzeba ją będzie wysuszyć, jak dojdziemy do domku. Wziąłem od niej mokrą koszulkę i pozwoliłem jej się prowadzić w głąb lasu. Tak jak powiedziała drewniana chata stała, a w środku wyglądała na zamieszkaną. Z zewnątrz miała zabite drzwi i okna, ale tłumaczyła, że to na wzgląd przez dzikie zwierzęta i ciekawskich. Wejście znajdowało się w dachu. Można było się tam dostać jedynie z drzewa, na które trzeba było się wspiąć.
W kominku rozpaliliśmy ogień i wysuszyliśmy jej ubrania. Zaczęły się godziny czekania i nieprzespana noc. Opowiedziałem jej o swoim zleceniu i zapewniłem, że o ile nie jest tym, kogo szukam. Wystarczy, że wytrzyma, a będzie wolna. Pod wieczór jednak zaczęły się prośby o coś do picia.
Każdy dzień bez wody powinien wytrzymać. Nawet jeśli nie jest Najadą, to musi sobie jakoś radzić.
- Oczywiście. Możesz się napić. Nie zabraniam, ale to będzie twój ostatni gwóźdź do trumny.
- Ja naprawdę nie jestem potworem! – miała szkliste oczy.
- Z tego, co wiem, Najady są urodzonymi aktorami. Jeśli zobaczę, że zbliżysz się do jakiejkolwiek wilgotnego przedmiotu, nie zależnie czy jesteś, czy nie i tak skończysz martwa. Mogę solidarnie z robą nie pić, jeśli ci to pomoże.
W pomieszczeniu na półkach było mnóstwo szklanych pojemników z różnorodnymi miksturami. Musiałem mieć ją na oku, by niczego nie ruszyła.
- Możemy wyjść na dwór?
- Nie. Zbliża się noc, warto by mieć gdzie odpocząć.
Rozczarowana dziewczyna przeklęła mnie i usiadła na łóżku.
- Ty i tak nie będziesz spał. Moglibyśmy się przejść! Jesteś okropny. DAJ MI WYJŚĆ!
- Słyszałaś, ktoś tu jest. – wyciągnąłem nóż i stanąłem w obronnej pozycji.

Maeve, to twój domek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits