- Dobrze wychowana osoba zdjęłaby kaptur siedząc przy stole. -
Białowłosy podniósł delikatnie głowę, kiedy usłyszał uwagę mężczyzny.
Cmoknął
z niezadowoleniem, nie chciał pokazywać wszystkim dookoła, że nie jest
człowiekiem. Owszem, w barze siedziało sporo magicznych stworzeń, ale,
zdaniem Doria, sam wyglądał aż nadto jak wilkołak. No i zdecydowanie
jego woń wskazywała na jego przynależność rasową. Uznał, jednak że
zdejmie ten kaptur, przecież nie chciał wyjść na nie wychowanego gbura.
Sięgnął dłonią po czarny materiał i ściągnął kaptur z głowy. Czuł za
sobie lekko zdziwione spojrzenie nieznajomego, ale nie zważając na to
dalej uparcie wpatrywał mu się w oczy.
- Mam nadzieję, że w
niczym nie przeszkodziłem, ale tylko ten stolik wydał mi się być
przyjazny. - powiedział po chwili do swojego towarzysza.
Delikatnie
i nieznacznie uśmiechnął się przepraszająco do mężczyzny. Wiedział, że
powinien zapytać się go, czy może z nim usiąść przy stoliku i było mu
teraz troszeczkę z tego powodu głupio. Przynajmniej był zadowolony z
tego, co powiedział białowłosemu, bo dzięki temu zablokował jednocześnie
obie strony, więc nie będą przynajmniej musieli za dużo rozmawiać.
Chciał aż sobie dać medal za tą przebiegłość.
- Nie, w niczym. -
usłyszał odpowiedź siedzącego naprzeciw mężczyzny, który po chwili
zdaje się, że odpłynął gdzieś daleko ze swoimi myślami.
Chłopak
odwrócił wzrok od twarzy swojego tymczasowego towarzysza i błądził
wzrokiem potwarzach pozostałych klientów. Usłyszawszy dźwięk otwieranych
drzwi, szybko odwrócił głowę w tamtą stronę. Nowo przybyły ciągnął za
sobą długi płaszcz i definitywnie podążał w kierunku ich stolika. Jego
ciężkie kroki i miarowe skrzypnięcia podłogi były prawie niesłyszalne w
gwarze, który tworzyli podpici goście. Mężczyzna nieśpiesznie zbliżał
się do ich stolika. Dorin podniósł lekko brwi, był zdziwiony, czyżby
ktoś znowu przydzielił mu jakieś zadanie? W końcu nieznajomy stanął
przed nimi i dość podejrzanym ruchem ręki sięgał po coś do kieszeni.
Wilkołak poderwał się na wszelki wypadek i zauważył, że jego towarzysz
również. Wyglądali podobnie i nawet mieli podobne reakcje, to było
naprawdę dziwne dla chłopaka. Dla postronnych zapewne wyglądali jak
jakaś rodzinna...
Nieznajomy bez słowa rzucił na ich stolik dwie
zaadresowane koperty. Chłopak szybko sięgnął po tą z jego imieniem.
Usiadł z powrotem na swoim miejscu i bezceremonialnie rozdarł kopertę.
Nie zwrócił nawet uwagi na odejście mężczyzny, ani też na to co zrobił
jego towarzysz. Z lekko zmarszczonymi brwiami, wyrażającymi skupienie,
przebiegł wzrokiem po starannie zapisanych literach. Zawsze podziwiał
ludzi, którym chciało się tak ładnie pisać, bo sam raczej nie zwracał
uwagi na kształt liter, a szybkość z jaką je zapisywał.
Treść
listu zbytnio nie odbiegała od tych, które zazwyczaj dostawał. Jak
zwykle ktoś "DZIAŁAJĄCY W OPOZYCJI PRZECIW MROKU" nie chciał ubrudzić
sobie jakąś sprawą rączek, więc szukał kogoś od brudnej roboty. Typowo,
ale białowłosy przyzwyczaił się do tego. Z koperty wyciągnął jeszcze
mapę, którą złożył i włożył głęboko do kieszeni. Wyciągnął jeszcze z
koperty bransoletę i schował ją czym prędzej do kieszeni. Omiótł
wzrokiem salę, nikt nie zwrócił na nich uwagi, to dobrze. Zerwał się z
miejsca, nie zwracając uwagi na długowłosego, który zrobił dokładnie to
samo.
Podszedł do baru i zaczekał aż mężczyzna przed nim odbierze
swój klucz od pokoju. Sam dopiero był zmuszony do zapłacenia za nocleg,
więc jego tymczasowy towarzysz zniknął mu z pola widzenia. Zapłacił za
pobyt, wziął kluczyk i zamówił dla siebie jakąś w miarę zjadliwą
potrawę, która jednocześnie nie wyrwie mu z portfela większości monet.
Jego żołądek od dłuższego czasu domagał się jakiegokolwiek posiłku, więc
nie zwlekając szybko zjadł podane danie i ruszył w kierunku swojego
pokoju. Był zmęczony i chciał jak najszybciej się położyć. Ten dzień był
pełen wrażeń, więc naprawdę miał już tego wszystkiego dosyć.
Wreszcie
dotarł do swojego pokoju, otworzył niezwłocznie drzwi i wszedł do
środka. Warunki może nie były fantastyczne, czy przynajmniej dobre, ale
zawsze to ciepłe łóżko, a nie nocleg pod chmurką. W pomieszczeniu
unosiła się woń stęchlizny, tak jakby nie było otwierane od dłuższego
czasu, ale chłopak nawet nie zwrócił na to uwagi i czym prędzej położył
się spać.
~*~
Obudził się dosyć wcześnie i szybko wyszedł
z pokoju i oddał kluczyk właścicielowi. Wyszedł z budynku bez
śniadania, ale nie czuł się szczególnie głodny. Znowu naciągnął kaptur
na głowę i z pochyloną głową szedł wąskimi uliczkami w stronę wyjścia z
miasta. Nowa moc rozwiązała wiele jego problemów i znacznie ułatwiała mu
jego tułaczkę. Może nie korzystał z niej aż tak często od jego
pamiętnego spotkania z magiem, ale przynajmniej nie musiał już się
martwić o podróż ze Spatium do Imperium.
Wyszedł główną bramą i
wszedł do pobliskiego lasu, z którego przeniósł się na obrzeża Regrant.
Znowu poczuł to nieprzyjemne szarpnięcie, tak jakby ktoś chciał mu
wyrwać organy wewnętrzne, ale na jego szczęście nie trwało ono długo.
Tym razem wybrał bardziej odpowiednie miejsce, niż ostatnio i po chwili
znalazł się w jakimś starym, opuszczonym magazynie, który znalazł
podczas któregoś z zadań. Wyszedł niespiesznie na zewnątrz i rozejrzał
się dookoła. To była jedna z tych dzielnic biedy. Smutny obraz, pełen
ludzi w poszarpanych ubraniach, dziewczyn w zdecydowanie za krótkich
spódniczkach i zawalających się domów. To było najgorsze miejsce jakie
widział w stolicy, która jednocześnie była jednocześnie tak bogata i
biedna. Oczywiście nie wszyscy tu wyglądali jakby się całkowicie
stoczyli, ale tych wyglądających w miarę normalnie nie było aż tak
wielu.
Białowłosy nie zwracał uwagi na ten obraz pełen nędzy i
rozpaczy, tylko ruszył przed siebie. Czuł się trochę bezbronny, z powodu
całkowitego braku magi w Imperium. Na niego to działało trochę słabiej
niż na innych, ale i tak jego moc nie była niczym pewnym, bo mogła
zawieść w każdym momencie.
Chłopak po wielu latach nauczył się
skutecznie omijać jakiekolwiek kontrole i niezauważenie udało mu się do
strefy B, a później było już tylko z górki. Oczywiście był zmuszony do
przejścia dość niemałej odległości, ale w czasie wędrówki mógł się
przynajmniej zastanowić nad jakimkolwiek planie. Nie wejdzie, przecież
od tak sobie do Senatu, to by było samobójstwo. Heroiczne, ale nadal
beznadziejnie głupie. Budynek był chroniony przez większość czasu i
trudno będzie się do niego jakoś wedrzeć, a co dopiero mówić o
uwolnieniu tych "magicznych istot", które przebywały w środku, jeśli
wierzyć treści listu. Przegryzł nerwowo wargę, ponoć poprawiało do w
skoncentrowaniu się i przyspieszało myślenie.
Wiedział na pewno,
że nie będzie próbował wejść tam nocą. To było zbyt oklepane, no i
zazwyczaj nie kończyło się zbyt dobrze dla tych, którzy próbowali.
Westchnął, to zadanie było naprawdę trudne i wydawało się wręcz
niewykonalne.
Nawet nie zauważył kiedy dotarł do sektoru A i
stanął przed budynkiem Senatu. Zmierzył go wzrokiem, tak jakby szukał
jakiegoś innego wejścia, czegoś czego nie znalazły inne osoby przed nim,
które również z jakiegoś powodu chciały tam wejść. Ogromny, straszliwie
wysoki budynek robił monstrualne wrażenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie
chciałby tam wejść z własnej woli, a on chciał się tam wedrzeć na siłę.
Nie patrzył jeszcze na mapę, która była w kopercie, może to na niej
znajdą się jakieś wskazówki, które pomogą mu wedrzeć się do środka.
Postanowił
jeszcze, że odwlecze tą sprawę przynajmniej na jakiś czas. Ostatnie
chwile odpoczynku i może uda mu się jakoś otrzeźwić myśli. Poza tym była
jeszcze ta mapa, nawet na nią nie spojrzał i nie miał pojęcia co się
może na niej znajdować. Rozejrzał się dookoła, zauważył niewielką
restaurację dokładnie naprzeciw gmachu. Och, lepiej by nie mogło. Szybko
skierował swoje kroki w jej stronę i po chwili wszedł do lokalu. Usiadł
przy jakimś pustym stoliku, do którego wkrótce podszedł nawet
sympatyczny kelner, który z przyjaznym uśmiechem podał mu menu.
Chłopak
zdjął kaptur z głowy, mając nadzieję, że nikt się nie będzie czepiał za
jego nieludzkość. Znudzonym wzrokiem czytał drobne litery na kartce.
Nie trwało to długo, ponieważ ktoś przerwał mu to jakże ekscytujące
zajęcie.
- Czy posiadamy ten sam cel? - Usłyszał dość znajomy głos i szybko odwrócił głowę w kierunku mówiącego.
O
w mordę jeża, to nie mógł być on, przecież jeszcze kilka godzin temu
był razem z nim w tamtym mieście. Nie mógł się tutaj pojawić ot tak
sobie, ale w sumie skoro złotooki mógł, to może on też... Chłopak
zmrużył oczy, chcąc się zapewne przekonać, czy obraz mężczyzny nie
zniknie mu sprzed nosa, ale niestety to nie nastąpiło.
- Senat.- powiedział tylko i odwrócił wzrok od niego.
Starszy
usiadł obok niego, co tylko lekko zbiło go z tropu. Nie miał
najmniejszej ochoty z kimkolwiek współpracować i był zły, że został w to
wkręcony. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że sam prawdopodobnie
nie da rady tego zrobić, więc był zmuszony do pracy z tym gościem.
- Jak zamierzasz się tam dostać, skoro nawet nie posiadamy mapy? -
Długowłosy spojrzał na niego, a chłopak nie mógł się powstrzymać od
triumfalnego uśmiechu, a więc tylko jemu powierzono mapę. Czuł się z
tego powodu minimalnie lepszy, ale skoro musieli współpracować,
zdecydował się na wyciągnięcie zwiniętej kartki z kieszeni.
-
Przyjmij poprawkę - Znowu uśmiech wpełzł na jego twarz, tym razem był
on, jednak zadziwiająco perfidny - To ty jej nie posiadasz.
Rozłożył
mapę na stoliku, co było trochę bezmyślne z jego strony, ale nie
zwrócił na to uwagi. Uważnie śledził wszystkie narysowane na kartce
linie. Rozpoznał budynek Senatu, ale to było prawie oczywiste, że to on
się na niej znajdzie. Przegryzł wargę, skupiając się na konturach
budynku. Na mapie nie było zaznaczonego miejsca, przez które mogliby na
spokojnie przejść, ale też takiego nie znalazłoby się w całym Senacie.
Przynajmniej na kartce widniało kilka wejść, które zapewne nie były aż
tak pilnowane, ale nadal próba wejścia tam wciąż pozostawała próbą
samobójczą. Chyba, że mężczyzna ma jakiegoś asa w rękawie. Chłopak
jeszcze raz otaksował go wzrokiem, chcąc jakby sprawdzić, czy ten nie ma
nic w zanadrzu.
Odwrócił wzrok od białowłosego i z powrotem
spojrzał na mapę. Wyprostował się na krześle i mocniej pochylił się nad
nią. Zmarszczył brwi, coś w tym zadaniu mu nie pasowało. Sam nie
wiedział co, ale czuł, że coś jest nie tak. Pamiętał obraz mapy, którą
widział już szmat czasu temu, ale wiedział też, że na pewno widniały na
niej jakiekolwiek tajne wejścia, a na tej nic takiego się nie
znajdowało. Tylko, że minęło od tego czasu naprawdę wiele lat, więc może
już zostały one zlikwidowane.
- Moglibyśmy spróbować wejść tym
bocznym wejściem, może będzie trochę mniej pilnowane -powiedział głosem
pełnym wątpliwości i wskazał miejsce na mapie palcem.
Na jego
dłoniach wciąż znajdowały się rękawiczki, ale chyba a bardzo się do nich
przyzwyczaił, żeby je zdjąć. Poza tym nie wiedział do końca jak jego
skóra i ogień zareagowałyby na coś takiego.
Kątem oka spojrzał na mężczyznę. Planował z nim właśnie atak na Senat, a nawet nie wiedział jak się nazywa.
- A to nie byłoby lepsze? - Usłyszał w końcu jego głos.
-
Jest bardziej pilnowane, trudno będzie się przedrzeć - powiedział
kręcąc przecząco głową - Tylko nie wiem, o której godzinie będzie
najlepiej spróbować. Trzeba pewnie to zrobić w dzień, bo w nocy nie mamy
najmniejszych szans.
Chłopak silił się, żeby nie wyjść i nie
próbować zrobić tego teraz. Nie miał ochoty na towarzystwo podczas tego
zadania, zawsze robił wszystko sam, więc wizja współpracy z kimkolwiek
mocno go zniechęcała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!