27 grudnia 2017

Od Vipera, Tytanii i Darknessa - Konkurs #Wybuchowa_Niespodzianka

  - Trzymaj to! - mężczyzna wbiegł na Vipera i wręczył mu szybko jakiś brzydki pakunek. Chłopak zdezorientowany, omal nie przewrócił się i nie upadł na ziemię. 
  Brunet spojrzał jeszcze raz na spierdzielającego kolesia, ubranego w czerwony strój świętego Mikołaja. Święta... Brunet westchnął ciężko i spojrzał zaciekawionym wzrokiem na pozostawioną paczuszkę, na której był jakiś napis. Percy postanowił się trochę wysilić i odczytał lekko rozmazane litery. Aż go zamurowało. Nie wiedział, czy ma się śmiać z tego debilnego żartu, czy wziąć sobie do serca to, co było tam napisane. Cholera mać... Do stolicy Imperium? Taki kawał drogi? Był przecież na drugim końcu kontynentu! W Qan'rat! 
  - Kurwa mać. Niech spierdala. - jęknął zły brunet i pozostawił pakunek na pobliskim krzaczku.   
  Upewnił się jednak, czy nikogo nie ma w pobliżu i odliczył do dziesięciu, po czym zmienił się w wilka i pobiegł jak najszybciej przed siebie, w stronę granicy. Było daleko, ale myślał teraz o odległości tylko o tym, aby jak najszybciej dostać się na drugą stronę. Cholera... Niedługo zamykają, a on musiał pilnie zobaczyć się ze swoją siostrą, która miała mu dzisiaj wręczyć ten obiecany prezent. Po chwili poczuł ciężar na swoich plecach. Zdziwiony upadł na ziemię i zrzucił przedmiot ze swojego grzbietu. Spojrzał beznamiętnie na czarny pakunek, który ni stąd ni zowąd pojawił się na jego ciele. Jęknął kolejne, starodeltowskie przekleństwo, po czym rzucił się do ucieczki przed tym przeklętym, źle zapakowanym prezentem. Pobiegł tylko kilka metrów i po chwili poczuł uderzenie. Ktoś, albo coś, rzucił tym prezentem prosto w jego pysk. Viper jęknął. Może by go zakopać? Tak, tak byłoby najlepiej. Wziął w zęby pakunek i zaczął machać swoimi łapkami w śniegu, aby zrobić wystarczająco głęboką i dużą dziurę. Strasznie się przy tym ubrudził, ale nie zważał uwagi na błoto. Kiedy wykopał rów, wsadził do niego czarną skrzynkę i szybko zakopał. Dumnie zaklepał swoją łapą i już miał ruszyć w podróż, kiedy zaskoczony znalazł prezent tuż przed swoim nosem. Jęknął głośno. Nie pozbędzie się tego gówna. [...] 
  Tytania miała pecha. Jej samochód zepsuł się kilkadziesiąt kilometrów przed stolicą. Została sama, na jakiejś opuszczonej trasie. Sama? Może nie do końca... Na górze przelatywał właśnie czerwony samolot. Spojrzała na niego beznamiętnie i pomachała rozpaczliwie, aby ktokolwiek zwrócił na nią uwagę. I faktycznie - tak się stało. Po chwili spadł na młodą bethę duży, czarny pakunek. W ostatniej chwili odskoczyła i uniknęła uderzenia. Wzięła prezent do ręki. Wydawał się cały. Spojrzała na napis, przyczepiony do kokardki. Ktoś chyba robił sobie z niej jaja. Wadera warknęła przekleństwo pod nosem. Naprawdę warto było marnować swój czas na próby wręczenia komuś jakiegoś durnego prezentu? Chciała go otworzyć, jednak wstążka i papier wytrzymał szarpaniny czarnowłosej. Odłożyła go więc na bok i jeszcze raz próbowała odpalić samochód. Kiedy tylko wsiadła do pojazdu, zdała sobie sprawę, że paczuszka była na miejscu pasażera, mimo iż zostawiła ją na zewnątrz. "Tylko mi się wydaje". Na wszelki wypadek jednak wyszła z samochodu, wzięła porządny zamach i wyrzuciła opakowanie hen daleko, po czym znowu wsiadła do auta, aby spróbować jeszcze raz uruchomić silnik. Nic z tego. Usłyszała huk. Upadła na ziemię i odruchowo jej ręka powędrowała w stronę sztyletu. Coś robiło jej tylną szybę w samochodzie. Tylko tego jej brakowała. Wypadła z wozu, rozglądając się za tym ponurym żartownisiem. Nikogo nie zobaczyła. Spojrzała więc na zniszczony tył i siedzenie, na którym leżał ów przeklęty, źle zapakowany prezent dla kogoś z Imperium. Kawałek opakowania nie wytrzymał i dziewczyna przyjrzała się dziurce. Było tam napisane dużymi, czerwonymi literami: Masz 48 godzin! 
  [...] Wilkobójca spał smacznie na kanapie w zamku Rivangoth. Nie było mowy, żeby jakakolwiek, magiczna lub niemagiczna siła wyrwała go z objęć morfeusza. Był wykończony po całym dniu latania za Fragonią i próby poszukania jej na własną rękę. Nic to nie dało, albowiem dziewczynka nie odzywała się już przez kilka dni. Może coś się stało? Jeżeli tak, musiał zareagować. Ale dopiero po tym, jak zbierze energię. Usłyszał donośne pukanie do ogromnych wrót swojego zamku, ale nie przejął się tym. Przekręcił się jedynie na drugi bok. Wiedział, że jego strażnicy zajmą się przybyszem. A mówiąc - zajmą, miał na myśli wygonią. W końcu... budzenie alphy było przestępstwem! Jeden ze strażników wszedł do pokoju gościnnego, gdzie przesiadywał Darkness. Basior leniwie otworzył jedno oko. Spojrzał wściekły na strażnika i już miał go poinformować o egzekucji, kiedy mężczyzna pozostawił mu pakunek. Prezent? Dla niego? Od jakiegoś cichego wielbiciela? Miał nadzieję, że będzie to pałka do obijania łbów swoich okropnych poddanych. Albo poduszka. 
  Kiedy rycerz wyszedł, Darkoss od razy otworzył oczy i podszedł leniwie do czarnego, brzydko zapakowanego pudełka, na którym widniał jakiś napis, którym wcale się nie przejął. Od razu wziął się do rozpakowywania. Okazało się jednak, że ten przeklęty papier nie chciał ustąpić i nie ważne, jak alpha się z nim szarpał, ten i tak pozostawał nienaruszony. Wkurzony czarny basior, wyrzucił pudełko do piecyka i usiadł na kanapie, ponownie oddając się morfeuszowi. Jego sen nie trwał długo. Ktoś rzucił w nim tym okropnym podarunkiem, który, jak się okazało, nie spłonął. Darkness ryknął wściekły i wziął paczuszkę, po czym wyrzucił ją przez najbliższe okno. Zamknął je szczelnie, po czym wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę sypialni. Nie miał ochoty na żadne, durne żarty. Chciał spać i nikt mu w tym nie będzie przeszkadzał! Wszedł do sypialni i aż swoim oczom nie uwierzył. Czarny pakunek leżał na jego poduszce. Z pyska basiora poleciało mnóstwo nieprzyjemnych wulgaryzmów, skoczył na prezent, próbując go jakimś cudem zniszczyć. Ten ani drgnął, jeszcze bardziej rozwścieczając basiora. W końcu zrezygnowany alpha przestał znęcać się nad podarunkiem i przeczytał na nim napis. - O pierdolony Tytanie... - jęknął po ogarnięciu wiadomości.
   [...] Viper wbiegł pędem do stolicy. Była godzina policyjna, więc nikt, poza paroma gliniarzami, nie czekał na niego. Chciałby wyrzucić ten podarek jednemu z facetów w czerni, ale wiedział, że oberwie mu się za to po łbie i ściągnie na siebie tuzin facetów z pałkami. Uderzył w kogoś. Tym kimś był jego ojciec. 
  - Dar..
  Nie zdążył zareagować. Wilkobójca wręczył mu swój podarunek i zwiał. Zauważyło go kilku mężczyzn i od razu rzucili się w pogoń za alphą WKNu. Viper spojrzał na jego podarunek. Był podobny do tego czarnego, ale powoli zaczął się przeistaczać w zwykły, świąteczny podarunek. Już chciał przyłączyć się do glin i pozbyć się swojego podarunku, kiedy wpadł na swoją czarnowłosą siostrę. Dziewczyna zdezorientowana spojrzała na Vipera, który był szybszy. Oddał jej swój czarny, przeklęty prezent i uciekł, zostawiając Tytanię samą z podarunkiem. Dziewczyna jednak szybko się uporała i ze swoją klątwą. Doścignęła bowiem ojca i rzuciła mu swój czarny pakunek.

1 komentarz:

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits